Rozdział 2

419 30 3
                                    

KAYLA POV
Wstałam rano jak co dzień. Poszłam ćwiczyć na arenę. Oczywiście nawet się nie zorientowałam, a już było po południu. Szybkim krokiem wyszłam z areny. Po drodze przypomniałam sobie, że zapomniałam na arenie mojego topora. Bez zastanowienia zrobiłam zwrot i wtedy natknęłam się na jednego z osiłków.
- Patrzcie tylko, kto idzie!- nie miałam ochoty na utarczki dlatego przyspieszyłam kroku.- Piękna i waleczna! Ej dokąd to?
- Spieszę się, więc jeśli łaska zejdź mi z drogi.
- Zadziorna. Lubię takie. Ciekawe jaka byłaby w łóżku?- O nie tego było stanowczo za wiele. Zaraz pożałuje, że powiedział to na głos. - Hej, chcesz się w końcu przekonać. No to chodź.- Owszem podeszłam, ale w tym samym czasie wzięłam  zamach i jedyne co było słochać to głuchy odgłos łamania kości. W tej chwili pożałował, że kiedykolwiek się urodził. Z jego nosa popłynęła nawet nie stróżka, potok krwi. Kumple szybko go wzięli prawdopodobnie do znachorki. Ja ruszyłam po siekierkę i wróciłam do domu. Jak zwykle przywitało mnie nic. Tulii gdzieś się włóczy, a Isa poleciała na poszukiwania jakieś dwa tygodnie temu. Weszłam do kuchni, gdzie przywitał mnie wrogi głos matki.
- Kiedyś powiedziałaś, że będziesz używać siły tylko na arenie.- Czyli dotarła wiadomość o rozwalonym nosie.
- Tak, ale ten idiota zaczął rozmyślać jaka byłabym w łóżku. Za to dostał w nos.
- Kayla, razem z mamą postanowiliśmy, że dajemy ci jakieś trzy miesiące. Jeśli do tego czasu mie znajdziesz sobie chłopaka sami go dla ciebie wybierzemy.- Nie słuchałam dłużej. Wyszłam, ale na szczęście wyedy przyleciała Tulii, a za nią o Thorze Isa!. Byłam szczęśliwa. Przesiedziałam ze smokami parę dobrych godzin. Dowiedziałam się, że znalazła ojca Tulii, ale on nie chce wrócić i spotkać ludzi. Ma złe skojarzenia i kipi nienawiścią. Najgorsze jest to, że moje smoki również nie chcą mnie zostawić, a droga zajmuje jakieś cztery dni drogi i to przy naprawdę dobrym tempie. Muszę coś wymyślić, ale jednocześnie chce mi się spać. Zostaję na noc u smoków, nie wracam do domu. Jutro coś wymyślę.

RON POV
Kiedy pracowałem u ojca ujrzałem Kaylę, która szła z areny bez topora. Musiała go zapomnieć, ale nie trwało długo kiedy się obróciła i zmieniła kierunek w jakim podążała. Na swoje nieszczęście na swojej drodze spotkała Krisa. Chłopak ma ogromne ego i nic poza tym. Zaczął ją zaczepiać, ale kiedy tylko zaczął wypowiadać swoje fantazje krew się we mnie zagotowała. Nie chciało mi się słuchać jego dzikich fanaberii, bo mi osobiście jak większości chłopaków strasznie podoba się Kayla. Moje rozmyślania przerwał jęk tego kretyna. Kayla rozwaliła mi nos. Jak ja ją kocham. Niestety z tego raczej nici, bo ona mnie nie zachce. Nie mam co liczyć. Ojciec pewnie byłby dumny, ale jej rodzina na pewno się nie zgodzi, aby jej mężem został ktoś taki jak ja. Zreztą z tego co wiem to Kayla najchętniej by się stąd wyniosła. Ja tak samo, niestety ja nie mam smoka. Myślę, że gdybym go miał dawno by mnie tu nie było. Pewnie w domu będzie miała awanturę, bo dziewczyna w jej wieku już dawno powienna mieć kogoś. Głupia tradycja nakazuje nam, że w wieku 20 lat mamy się żenić, a ona już dawno powinna mieć chłopaka. Powinna się całować, a nie rozwalać nosy, ale nie dziwię się jej. U mnie też jest podobnie. "Znajdź sobie dziewczynę" ciągle słyszę. Niestety nie wygląndam jak typowy wiking i to wszystko komplikuje, bo żadna mnie nie chce. I ja też żadnej poza Kaylą nie chcę. Ona jest niesamowita. Moim zdaniem ma wspaniały charakter, jest mądra, śliczna, waleczna. Nie uważam, że nie ma serca u jest bez uczuciowa tak jak zwykło się o niej mówić. Ona ma serce i uczucia, ale byle komu ich nie pokazuje. Do tego jest odważna, waleczna, miła, skromna i szlachetna. Tak jak ja kocha smoki i uwielbia Jeźdźców Smoków z Berk. Kiedyś chciałbym ich spotkać, ale bez smoka to nie możliwe. Jedno jest pewne Kayla się ucieszy, bo właśnie widziałem Isę, która wracała z Tulii.

KAYLA POV
Wstałam rano i co widzę? Dwie najpiękniejsze mordy na świecie. Postaram się poprosić rodziców o pozwolenie na poszukiwania ojca Tulii. Muszę jednak skrócić czas podróży, bo jeśli się dowiedzą, że to co najmniej 4 dni drogi na pewno mnie nie puszczą. Wstałam i poszłam do domu.
- Gdzieś ty była?!- jak zwykle w domu wita mnie krzyk matki.
- Spałam u smoków, bo Isa nie mogła się pozbierać.
- Co jej znowu?
- Odnalazła swojego ukochanego, ojca Tulii, ale jest dość poważnie ranny i nie może latać.
- Jak miło. Już myślałam, że masz jednego smoka więcej!
- A jeśli o to chodzi to czy mogłabym tam polecieć i go opatrzyć?
- Dziecko, Isy nie było jakieś 2 tygodnie.- tata wtrącił się do rozmowy.
- Tak bo go szukała. On jest jakiś pół dnia spokojnego lotu. Ja zrobię to w parę godzin.- trochę naciągnęłam prawdę na swoją korzyść.
- Nie ma mowy. Masz ważniejsze sprawy. Pamiętaj o wczorajszej umowie. 3 miesiące i basta.- nie cierpię kiedy ktoś mi narzuca swoją wolę. Wyszłam na arenę. Miałam tego serdecznie dość. Przez te wszystkie utarczki z rodzicami nie potrafiłam się skupić na treningu. Wstałam i wyszłam. Moim celem stał się las. Po drodze wstąpię jeszcze do Rona.
- Cześć, masz chwilę?
- O, cześć. Wiesz co nie bardzo, a co?
- Ostrzenie, ale jeśli pozwolisz mogę się obsłużyć?
- Jasne, tylko uważaj na palce.
- Spoko.- poszłam ostrzyć topór. Robiłam to kiedyś, ale ostatni rac był chyba w zaszłym roku. Nie szło mi mistrzowsko i trochę wyszczerbiłam sobie ostrze. Zaklnełam pod nosem, ale niestety Ron słyszał.
- Wszystko gra? Masz jeszcze wszystkie palce?
- Tak palce mama, ale ostatni raz ostrzyłam  go sama chyba z rok temu.
- To co się stało?
- Wyszczerbiłam go.- przyznałam się, bo za bardzo nie miałam wyjścia.
- Chcesz to sama naprawić?
- Tak, ale pomocą merytoryczną nie pogardzę.- Ron podszedł i powoli mi wszystko tłumaczył. Dawno nie miałam tak ostrego topora. Kiedy wszystko było gotowe podziękowałam i poszłam do lasu.
Toporem rzucałam dobrych parę godzin. W zasadzie nie obchodziło mnie,  że jest już ciemno. Nie chciałam wracać do domu. Poszłam przed siebie i usiadłam na klifie. Doleciała do mnie Tulii, a za nią Isa.
- Powiedz mi co mam zrobić. Przecież nie mogę tu zostać i godzić się na małżeństwo z obcym człowiekiem.
- Ja na twoim miejscu dawno bym już odleciał, ale nie mam smoka, a brak łodzi w porcie byłby zauważalny.- torochę się wystraszyłam, ale poznałam osobę po głosie. To był Ron.
- Myślisz?
- Tak. Mogę?- wskazał na miejsce obok mnie.
- Pewnie. Też chciałbyś się stąd wyrwać?
- Jasne. Jestem wioskowym popychadłem. Ojciec trzyma mnie z litości. A ty? Czemu chcesz stąd się wyrwać? Masz wspaniałe życie.
- Nie jestem kurą domową. Nie potrafię  siedzieć w miejscu. Chcę być wolna, latać, poznawać, odkrywać. Nie chcę zamęścia, a rodzice dali mi 3 miesiące na znalezienie sobie kogoś. Po tym czasie sami dla mnie wybiorą. Do tego Isa znalazła ojca Tulii, ale nie chce tu wracać, bo ma złe skojarzenia z ludźmi, a moje smoki nie chcą z kolei zostawić mnie i do niego lecieć. Rodzice nie pozwolą mi do niego lecieć. Jestem w kropce.
- A myślałaś kiedykolwiek o ucieczce?
- Tak. Im jestem starsza tym ta opcja wydaje mi się odpowiedniejsza. Lubię tułaczkę.
- Co zamierzasz?
- Nie wiem, ale ucieczka wydaje się najodpowiedniejszą opcją.
- To leć. Myślę, że nie będziesz żałować.
- Dzięki. Przemyślę to jeszcze.- wstałam i poszłam do domu. W nocy jak zwykle nie spałam. Doszłam do wniosku, że najlepiej będzie faktycznie odlecieć. Przygotowania zacznę jutro.

RON POV
Właśnie przechadzałem się lasem kiedy usłyszałem Kaylę. Postanowiłem się dosiąść. Chce uciec, ale nie jest tego do końca pewna. Ja wiem, że byłaby szczęśliwa z dala od domu rodzinnego. Sam bym był, gdybym tylko miał taką możliwość. Powiedziałem jej żeby to zrobiła, uciekła. Mam nadzieję, że to zrobi, bo nie chcę patrzeć jak cierpi na Saari.

Skrzydlaci PrzyjacieleWhere stories live. Discover now