Rozdział 16

174 18 0
                                    

KAYLA POV
Pomimo, że poszłam spać później niż wszyscy to ja obudziłam się pierwsza. No cóż trudno się dziwić skoro spędziłam jakieś dwa miesiące żyjąc właśnie takim trybem.
Postanowiłam, że zrobię to co zwykle kiedy podróżowałam. Isa, Tulii i Peto zostali wysłani na ryby, a ja zajęłam się szukaniem opału na ognisko, żeby było na czy te ryby upiec. Znowu pieczona ryba na śniadanie, po prostu super. Nie pałałam wielkim zachwytem do tego dania, bo po prostu mi się przejadło przez te wszystkie dni, ale co zrobić? No niestety nic nie poradzę.

Drewno na zbierane, ryby złowione, a cała reszta nadal śpi. Ja nie wiem jak oni to robią, że potrafią spać kiedy dookoła nich ciągle się ktoś krząta. Zazdroszczę im umiejętności tak głębokiego snu, no ale co chyba pora ich obudzić, bo jak nie to na śniadanie będą mieli nie rybę, a popiół z ryby.
Wpadłam na genialny pomysł jak najszybciej będzie postawić ich na równe nogi. Poszłam do tej samej sadzawki w której się kompaliśmy nabrałam wody i........ i oblałam ich wszystkich. Efekt był nawet lepszy i bardziej spektakularny niż początkowo przypuszczałam. Postawiłam ich na równe nogi to mało powiedziane. Wszyscy wstali tak gwałtownie i z takim rumorem, że na prawdę nie chciało mi się w to wieżyć. Zamiast wyglądać poważnie i wzbudzać respekt, wybuchnęłam głośnym, donośnym śmiechem, które zdradził moją pozycję. Raczej nikt nie był do końca pewny z czego właściwie się śmieję, a szok który malował się na ich twarzach wyrażał, że są kompletnie zdezoriętowani.
- Szkoda, że się teraz nie widzicie. - udało mi się wykrztusić między salwami śmiechu.
- To twoja sprawka?- Astrid z wyrzutem pokazała na swoje mokre włosy i część ubrań.
- A wolicie jeść pieczoną rybę, czy popiół z pieczonej ryby? Poza tym jak wy możecie w ogóle spać kiedy ktoś chodzi wszędzie i krząta się między wami, a nie zachowywałam się szczególnie cicho?- odpowiedzi nie dostałam, a oni chyba powoli zrozumieli mój przekaz. Kiedy już wszystko wróciło do normy zasiedliśmy razem do ogniska i każdy zabrał się za swoją porcję. Jedliśmy w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach.
- Kayla, naprawdę dobra ta ryba.- pochwalił mnie Mieczyk, co było naprawdę miłe, bo za grosz nie umiem gotować.
- Dzięki, chyba po prostu mam wprawę w robieniu ryby na patyku, bo tak szczerze to nic innego przyrządzić nie potrafię. Zamiast tego potrafię walczyć.
- A właśnie co to za broń, którą trzymasz na biodrach, bo nie przypomina mi nic znanego.
- To jest autorski projekt Rona. Dostałam je kiedyś na urodziny. Co to do końca jest nie wiem, bo nie przypomina ani miecza, ani sztyletu, ani katany, ale jest znakomicie wyważone i bardzo dobrze mi się tym walczy. Wolę moje ostrza niż sztylety, pomimo iż moje ostrza są jednosieczne.
- Naprawdę ciekawe. Ten Ron musiał być naprawdę utalentowany i pomysłowy.
- Taki właśnie był, a teraz czy ktoś ma jeszcze ochotę na kąpiel, czy odlatujemy?- jak zwykle odpowiedzi słownej nie dostałam, ale bliźniaki i Smark wstali tak szybko jak tylko to możliwe i popędzili w stronę jeziorka by wskoczyć do niego, gdy tylko znajdą się wystarczająco blisko. Cała reszta przyjaciół spojrzała po sobie. Czkawka i Śledzik wzruszyli ramionami i ruszyli w stronę laguny. Zostałam z dziewczynami, ale nie miałam zamiaru dłużej czekać. Pozbyłam się spódnicy, narzutki, karwaszy i butów. Wskoczyłam do wody z wielkim pluskiem. Jak poprzednio wszyscy świetnie się bawili, a ja zauwarzyłam zmiany. Jednak Astrid chyba wzięła sobie do serca to co jej powiedziałam, bo zachowywała się inaczej w stosunku do Czkawki.
Słońce wskazywało na to, że jest południe. Wszyscy zbierali swoje rzeczy, pakowali je i starali się wyschnąć.
- Jeśli się pospieszymy jest szansa, że wrócimy na obiad.
- Nie liczyłabym na to. Wracać będziemy jakieś dwie, może trzy godziny. Proponuję porządnie wyschnąć, zjeść coś tutaj i dopiero potem lecieć.- mój pomysł zdecydowanie bardziej przypadła wszystkim do gustu.
Jak się okazało niektórzy bardziej rozgarnięci pomyśleli o jedzeniu. Nie było tego jakoś bardzo dużo, ale wystarczająco żeby nie lecieć na głodniaka przez te kilka godzin.
Lot był spokojny i bardzo przyjemny. Tulii aż rwała się do robienia czegoś ciekawszego niż tylko jeden poziom i w przód. Nie mogłam jej tego odmówić. Lot z akrobacjami to jedna z przyjemniejszy rzeczy, Tulii przyłączyli się oczywiście rodzice owej smoczycy. Teraz to przykółam uwagę wszystkich. Po chwili ich smoki również załapały o co chodzi i co najmniej pół drogi lecieliśmy wygłupiając się w przestworzach.
Naprawdę lubiłam z nimi latać, dogadywaliśmy się w zasadzie bez przeszkód, a czasami nawet słowa były niepotrzebne. Po dobrej godzinie takiej zabawy smoki wyrównały swój lot. Takim sposobem znalazłam się obok Czkawki.
- Kayla, to niesamowite jak panujesz nad smokami, na których nawet nie siedzisz.
- Wiesz to rodzina. Oni wiele nie potrzebują żeby się zrozumieć. Czasami nawet one lepiej wiedzą co robić niż ja. W takich chwilach muszę im po prostu zaufać i starać się zrozumieć co mam robić. Nie chcę się chwalić, ale zazwyczaj mi to wychodzi, bo jestem z nimi bardzi zżyta. Rozumiemy się bez słów.
- Znamy to, co nie mordko? Twoje smoki są naprawdę niezwykłe, a ty jesteś bardzo utalentowaną jeźdźczynią. Cieszę się, że zgodziłaś się dołączyć. Dzięki tobie nasza drużyna stanie się jeszcze silniejsza.
- To ja się cieszę, że mogę do was dołączyć. To dla mnie zaszczyt i spełnienie marzeń.- Czkawka odleciał, a ja znowu poczułam, że na reszcie, po tylu latach znalazłam swoje miejsce na świecie, gdzie powinnam być szczęśliwa, a już na pewno będzie tu wszystko o czym zawsze marzyłam.
Nie chcąc znowu lecieć na szarym końcu dołączyłam do reszty. Całą pozostałą część drogi na Koniec Świata śmiałam się z jeźdźcami. Zajęło nam to dłużej niż przypuszczaliśmy, ale to przez to, że nikt nie chciał lecieć szybko, a w przyjemnej atmosferze. Naprawdę lubię tych ludzi i pasuję do nich jak ulał. To właśnie tutaj jest moje miejsce. Jestem tego pewna.

Skrzydlaci PrzyjacieleWhere stories live. Discover now