~Rozdział 22 do korekty

12.6K 268 48
                                    

- No dowiedziałabyś się tego wcześniej gdybyś odebrała od nas telefon! Lekarz dzwonił nawet do ciebie z telefonu Taylera, a ty nic. Zawiodłem się na tobie serio- rzekł mój brat

Szczerze? Nie obchodzi mnie co mysli o mnie Brays. Najważniejszy jest teraz Tayler. Kurde no to moja wina, mogłam tak na niego nie naskakiwać.

- A co jest z Taylerem?- pytam ze łzami w oczach

- Nie jest dobrze, wjechał w drzewo- odpowiada również zasmucony

- No kurwa no.. to moja wina! Co ja najlepszego zrobiłam?!- karcę się krążąc po kuchni.

- Teraz to nie ważne, jedziesz ze mną do niego?- zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową na znak.

Czułam jak po moich policzkach lecą ciągle łzy. Jak ja mogłam to zrobić? Co jak on nie przeżyje? Tfu Charli nie mysl tak nawet.

Widzac sam budynek szpitala robiło mi się słabo. Wychodząc z samochodu biegłam ile sił w nogach do drzwi wejściowych. Z daleka słyszałam tylko głos mojego brata.

Co ja najlepszego zrobiłam? To przeze mnie chłopak jest teraz w szpitalu. Gdybym nie zdobiła mu spiny, byłoby wszystko dobrze. Jak coś się stanie chłopakowi nigdy sobie tego nie wybacze.

- Gdzie leży Tayler Smith?- pytam pielęgniarkę która stała przed wejściem

- A jest pani z rodziny?- pyta

- Niech mnie pani nawet nie wkurwia- sycze

- Jak pani nie jest to..- nie pozwoliłam jej dokończyć

- To mój narzeczony- palnęłam, aby tylko mnie wpuściła

Narzeczony? Nie poznaje samą siebie

- 4 piętro sala 128- mowi kobieta

Pobieglam szybko w strone windy. Fuck zamknela mi się przed nosem. Dobra obok są schody pójdę nimi.

Biegłam po schodach jak jakaś opętana. Ale trudno, musze się dowiedzieć co z moim chłopakiem.

Dochodząc na piętro zauważyłam przed drzwiami zamartwioną Maddison.

- Powiedz mi ze on żyje błagam!- krzyczę ze łzami w oczach

- spokojnie żyje, ale nie jest chyba dobrze- mówi dziewczyną przytulając mnie.

Jak on umrze nie wybacze sobie tego nigdy. Jak ja mogłam go tak traktować?

- Charli zachowujesz się jak dziecko naprawdę- mówi moj brat

Jak dziecko?! A jakby on się by zachował na moim miejscu? Stwierdziłam, ze to co teraz i tak powiem będzie zbędne, więc wole się nie odzywać.

Nagle z pokoju chłopaka wyszedł lekarz.

- Czy państwo jest rodzina Pana Taylera Smith?- pyta

- Ja jestem jego kumplem- mówi brays

- Niestety tylko rodzinie możemy udzielić informacji

- Ja jestem jego narzeczona- odpowiadam ze łzami.

Gdybyście zobaczyki minę mojego brata i Madisson, bezcenna.

- Zatem zapraszam do siebie do gabinetu- mówi doktor

Podążałam tuż za lekarzem. Przechodząc obok innych ludzi ujrzałam ciagły rozpacz. To jest okropne, że codziennie ktoś tu umiera, płacze i w ogole. Czemu życie jest takie okropne?

Znowu do moich myśli natknęło się co będzie jak Tayler zginie?

- niech pani wejdzie- od moich złych myśli odciągnął mnie głos doktora

- Zatem powiem w prost. Nie jest dobrze, ale nie jest tez źle. Stan chłopaka jest stabilny, lecz może zmienić się w każdej chwili. Chłopak ma złamaną lewa rękę i stłuczone rzebra. Planowaliśmy też operscje, choć nie jest jednak potrzebna. Jeśli stan chłopaka się poprawi myślę, że wyjdzie stąd za jakis tydzień. Jednak będzie potrzebować dalszej opieki.

Po słowach doktora zrobiło mi się nieco lepiej. Sądziłam, że jest gorzej. Dzięki Bogu nic takiego poważnego mu się nie stało, chociaż i tak jestem strasznie zła na siebie.

- Dobrze dziekuje, a mogę wejść do chłopaka?- zapytałam

- Tak, właśnie niedawno się wybudził. Proszę, aby pani nie była tam długo. Chłopak potrzebuje odpoczynku.- odparł

- Dziękuje jeszcze raz- mówię wychodząc z gabinetu.

Udałam się szybkim krokiem do pokoju w którym leży Tayler.

- Charli i co z nim?- pyta Madisson podchodząc do mnie

- Późniejwam powiem. Teraz chce się z nim zobaczyć- powiedziałam wchodzac w próg drzwi.

Kiedy zobaczyłam chłopaka serce mi stanęło. Na głowie mial jakis bandaż, a jego twarzy wyglądała jakby ktoś go pobił. Co ja najlepszego zrobiłam?

- Tayler..- szepnęłam łapiąc go za rękę

- Charlii przepraszam- odparł

- Nie mów teraz nic, musisz odpoczywać- rzekłam przez łzy

- Kiedy dowiedziałam się, że tu jesteś myślałam, że to jakiś koszmar z którego zaraz się wybudzŕ. Przepraszam cie bardzo..- nie potrafiłam dokończyć przez moje łzy. Rozpłakałam się jak jakieś dziecko, które nie dostalo zabawki czy czekoladki.

- Wiem ze masz prawo chodzić gdzie chcesz, ale boje się, że mnie zostawisz. Strasznie się boję, że przyjdziesz pewnego dnia i powiesz "to koniec" i odejdziesz. Bardzo cie kocham i również nie chce, żebyś czuł się źle przy mnie. Przepraszam cie bardzo za swoje zachowanie- dokończam

- Charli.. Nie powiedziałem ci, bo wiem, że nie cieszyłaś byś się z tego. Chciałem spędzić chwilę czasu z kumplami ze szkoły, a kiedy mi zaproponowali to ty już spalas. Nie chciałem również cie budzić. Co do twoich słów to nigdy bym cie nie zdradził przysięgam. Zmieniłaś mnie, stalem się dzięki tobie lepszym człowiekiem. Nie mógłbym cie skrzywdzić po czymś takim, naprawdę.- oznajmił

- Ja to wszytski wiem.. Tayler wyzdrowiej proszę cię- szepcze przytulając się do chłopaka.

Siedziałam jeszcze chwilę przy chłopaku. Nagle przyszedł doktor i wyprosił mnie z sali.

Było już dosyć późno. Na korytarzu siedział Brays i Madisson

- Co tak długo?- Zapytał brat

- Co z nim jest?- zapytała dziewczyna

- Wsyztsko okej, ma złamaną rękę i trochę jest poobijany. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało- odpowiadam

Była już noc, więc dlatego udaliśmy się do domu. Miałam w planach pójść do chłopaka z rana, lecz Brays mi nie pozwalał. Twierdził, że nie mogę opuścić szkoły. W sumie ma racje, ale szkoda mi zostawić chłopaka. Nawet nie dałabym rady pójść do szkoły. Wiem, że to trochę nie fair z mojej strony, ale będę musiała okłamać brata.

Rano obudziłam się o tej samej porze, o której szykuje się do szkoły. Ogarnełam się tak jak zwykle czyli wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie, później lekko się pomalowałam i na koniec ubrałam. Za okna wydaje się, że ma być dziś nie zabardzo ciepło. Dlatego postanowiłam ubrać czarną bluzę Taylera z napisami Social Club oraz granatowe rurki z wysokim stanem. Uczesałam się i wyszłam z domu. Oczywiście nie szłam w stronę szkoły tylko do szpitala. Brays ma zajrzeć do Taylera po szkonczonych wykładach, czyli gdzieś po południu. Teraz posiedzę z chłopakiem, a po południu spotkam brata i powiem mu, że jestem tu tuż po szkole. Nigdy jeszcze tak go nie okłamałam, choć musi być ten pierwszy raz nie?

W szpitalu naszczęscie dziś były miłe pielęgniarki i nie przeszkadzała im moja obecność. Tayler czuje się o wiele lepiej niż wczoraj. Cieszę się ogromnie, bo stan chłopaka poprawił się bardzo szybko. Lekarz stwierdził, że nie ma co trzymać go dłużej i może wyjść juz jutro.

~~~~




Przyjaciel mojego starszego brata Where stories live. Discover now