~Rozdział 4

22.4K 534 458
                                    

~~~~

Rano obudziłam się, a obok mnie nie było już Madisson. Nie zważając na wczorajszą sytuację wyszłam z pokoju. Na kanapie siedział Brayc'e z Tayler'em. Trochę niezręcznie się czułam wchodząc wśród nich. Chociaż nie, to jemu powinno być wstyd, a nie mi.

— Hej braciszku!- Krzyknęłam i rzuciłam mu się na kolana.

— Siema siostra! Matko jak tyś przytyła.- Powiedział kwasząc się.

— Spójrz na siebie Brayce.- Rzuciłam śmiejąc się.

— Chcesz coś do jedzenia?- Zapytałam wstając.

— No możesz nam coś zrobić.- Powiedział nie odrywając wzroku od telewizora. Z tego co mogłam zauważyć grał w jakąś piłkę nożną. To chyba nazywa się Fifa? 

— Nam?- Zacytowałam.

— No mi oraz Tayler'owi.- Odpowiedział, a ja od razu spojrzałam się na minę Taylera. Ugh, mogę śmiało teraz stwierdzić, że go nienawidzę. On naprawdę jest takim narcyzem, że nie da się tego opisać. Jeszcze teraz mam robić dla niego śniadanie? Najwyżej dosypie mu coś do jedzenia. Nie no żarcik, ale przyznam że mam taką ochotę.

— A ok.- Rzuciłam i udałam się do kuchni. Dla chłopaków postanowiłam  zrobić jajecznicę z szynką i kanapki z pomidorem. Dla siebie wybrałam tradycyjnie płatki z mlekiem.

— Brayce gotowe, idziesz?- Odparłam.

— Już idziemy.- Odpowiedział od razu wstając z kanapy idąc w stronę stołu.

Usiedliśmy wszyscy razem przy stole, który przed chwilą nakryłam. Siedząc spoglądałam na Taylera. Myślałam, że będzie bardziej niezręcznie, lecz myliłam się. Chłopak ani razu nie popatrzył się w moją stronę, chociaż czego oczekiwałam od niego? 

— Poza tym to dziękuję, że zrobiłaś dla nas śniadanie.- Po krótkiej chwili odparł blondyn z dużą czupryną na głowie. Przyznam, że nigdy nie spodziewałam się od niego podziękowań. Był ostatnią osobą o której mogłabym tak pomyśleć. 

— Nie ma sprawy.- Rzuciłam gapiąc się w swoją miskę pełną mleka. Trochę się chyba zaczerwieniłam, więc wole nie pokazywać tego.

— Mam nadzieję, że wam smakuje.- Dodałam biorąc na swoją łyżkę pokarm.

Tak odchodząc od rzeczy przypomniało mi się, że za dwa dni mam wizytę u ortodonty. Noszę aparat na zęby od dwóch lat. Szczerze mówiąc boję się trochę tej wizyty. Ostatnim razem pan doktor stwierdził, że wyda na następnej wizycie wyrok kiedy ściągamy go. Bardzo, ale to bardzo się sobie w nim podobam. Wręcz nie wyobrażam sobie nie mieć już go. Uważam, że to on dodaje mi najbardziej tego uroku. Obym miała go jeszcze dużo na sobie. Niestety musze dokończyć leczenie w poprzednim miejscu zamieszkania, więc to oznacza, że będę musiała tam pojechać. Niestety nie mam jeszcze prawa jazdy i to oznacza, że ktoś będzie musiał mnie tam podwieźć. Właściwie mój brat nie powinien mieć z tym żadnego problemu, chyba że ma inne plany.

— Brayce zawieziesz mnie w poniedziałek do ortodonty?- Zapytałam odrywając ciszę pomiędzy nami, która nastała.

— Tayler Cię zawiezie, prawda?- Zapytał patrząc się na chłopaka, a ten popatrzył się na niego pytająco krztusząc się.

— Jasne.- Rzucił kaszląc.

Jakby tego to się nie spodziewałam. Za chłopakiem nie przepadam się z wzajemnością i teraz mam spędzić z nim jakieś trzy godziny w jednym samochodzie? Kurde gorzej być nie mogło. Super, po prostu super!

Wkurzona dokończyłam swoje śniadanie, a po nim postanowiłam posprzątać. Oczywiśckie ja musiałam zrobić dla wszystkich i teraz po nich trzeba to pomyć. Cóż czy oni nie za dobrze tu mają ze mną?

Przyjaciel mojego starszego brata Where stories live. Discover now