Rozdział 1 - Nowe początki

289 25 8
                                    

"Wobec ciągle zmieniającej się rzeczywistości społecznej, problem innego przynosi nowe nurty analiz teoretycznych. W postmodernizmie nasza tożsamość jest płynna, a różnice mile widziane..."

- Czy można zatem w świecie postmodernistycznym pytać: Kim jest inny? Czym jest piętno? Czy w ogóle wyróżniamy takie kategorie?

Ziewnęłam i odłożyłam długopis.

- Oczywiście, że tak - mruknęłam pod nosem, rozglądając się po auli.

Wszyscy niemalże jak zaklęci, słuchali wykładu.

- Z pewnością. - Profesor potwierdził moje słowa.

Machnęłam ręką w geście „przecież właśnie to powiedziałam".

To nie tak, że nie czułam satysfakcji. Gdy tylko okazało się, że moje nazwisko widnieje na liście, że mnie przyjęto - ogarnęło mnie przeogromne szczęście. Pedagogika resocjalizacyjna była jednym z moich marzeń. Nie mogłam się doczekać, a moje wyobrażenia mnie nie zawiodły. Jedyne na co mogłam ponarzekać to trochę przydługie wykłady, właśnie takie jak u Profesora Roggersa. No i oczywiście wkradła się ta monotonia, przez co byłam cholernie zmęczona i znudzona. Każdy poruszany, nie ważne na których zajęciach, temat, był dość przewidywalny.

- Dlaczego ludzie piętnują? W jaki sposób radzą sobie osoby piętnowane w społeczeństwie? To wasze pytania na następne zajęcia. Dziękuje wszystkim za dzisiaj, jesteście wolni. - Wykładowca w końcu usiadł na swoim miejscu a ja odetchnęłam z ulgą.

Po prawie dwu godzinnej pogadance na temat dewiacji, jedyne o czym marzyłam, to sen. Codziennie wracałam wymęczona psychicznie z nadmiarem informacji, a dopiero minęła połowa semestru. Niedługo egzaminy.

Będzie ciężko - pomyślałam, wychodząc z auli.

Uśmiechnęłam się dopiero na widok Hope, siedzącej na murku. Dziewczyna kolejny raz, już przestałam liczyć który, pomalowała swoje sięgające do pasa dredy - tym razem na karmelowy. Uplecione estetycznie gniazdko, idealnie pasowało do jej zawsze uśmiechniętej, pokrytej piegami twarzy. Wyglądała trochę jak hipiska.

- Hej, śliczna. - Uśmiechnęła się do mnie słodko a ja to odwzajemniłam.

Była chodzącym szczęściem a przynajmniej takie sprawiała wrażenie, gdy się na nią patrzyło. Wyglądała jakby całe zło świata omijało ją szerokim łukiem i tak też się przy niej czułam. Jednak każdy kij ma dwa końce, prawda? Tak samo ta optymistyczna wersja Hope, nie wzięła się znikąd. Tak czy inaczej, momentalnie zaraziła mnie dobrym humorem dzięki czemu zapomniałam o zmęczeniu. Tym bardziej z perspektywą pysznej kawy - zmierzałyśmy w kierunku kawiarni.

Poznałyśmy się w bardzo nietypowy sposób. A może typowy? Ja nie czułam potrzeby zaprzyjaźniania się z ludźmi. Nigdy nie byłam zbyt otwartą osobą, wręcz przeciwnie - samowystarczalną dziewczyną, która nie nawiązuje bliższych relacji. Życie nauczyło mnie, że każdy prędzej czy później odchodzi. Poza tym, sztuczne znajomości, które rozpływają się w powietrzu razem z końcem roku, mnie nie kręciły. Nie zamierzałam się przywiązywać. O zaufaniu nie będę nawet wspominać, bo to totalnie inna historia. Tak czy inaczej, dziewczyna nie miała takich uprzedzeń jak ja - podeszła do mnie, jak gdyby nigdy nic, i zagadała. Według niej wydawałam się być zagubiona. To właśnie ona stała się pierwszą osobą, którą od dłuższego czasu dopuściłam do siebie i tak oto codziennie spotykałyśmy się przed i po zajęciach na kawie.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz