Rozdział 22 - To uczucie pochłania zupełnie

58 10 9
                                    

Niedługo potem przejeżdżaliśmy przez Ballard Bridge. Corey cały czas upewniał mnie w tym, że droga zajmie nam maksymalnie 15 minut, że to niedaleko, że zaraz będziemy. Nie wiedziałam czego się spodziewać po miejscu do którego jedziemy. Jakichś przytulnych baraczków? Mieszkania w blokowiskach jak u Lucasa?

W końcu dotarliśmy, a moim oczom ukazał się, przysłonięty lekko drzewami, dom. Wyglądał dość ekstrawagancko przez czarno-białe kolory. Tuż nad głównym wejściem znajdował się ogromny zadaszony taras, oddzielony od pokoju tylko szklaną ścianą. Zamrugałam kilka razy w konsternacji.

- Takie tam.. mieszkanie. - mruczał pod nosem otwierając drzwi.

Wpuścił mnie do środka i przekręcił za nami zamek.

Było mi trochę nieswojo. Okej przyznaje, nie spodziewałam się tak drogiego, luksusowego domu. Bardziej jakiejś rudery. Nie oceniając oczywiście nikogo i nie wytykając palcami.

- Czuj się jak u siebie. - nie kłopotał się żeby zdjąć buty, po prostu ruszył do salonu i zaczął przeszukiwać szafki.

Podążyłam za nim. Nie wiedziałam czy powinnam usiąść czy stać, czy sobie pójść czy zostać razem z nim. Jego „czuj się jak u siebie" wcale nie spowodowało, że tak było. Rozejrzałam się. Trochę przeceniłam jego porządek. Spoglądając w stronę kuchni zauważyłam niepozmywane naczynia tkwiące w zlewie, walające się po blatach butelki, puszki i jakieś styropianowe opakowania po jedzeniu.

Chyba nie znalazł tego, czego szukał bo ruszył na górę, a ja podreptałam za nim. Kolejne zdziwienie z mojej strony spowodowały dekoracje, które umieścił prawie w każdym możliwym miejscu. Tu obrazy, tam jakieś mini rzeźby na szafkach, jeszcze indziej np. tak jak na ścianie wzdłuż schodów wisiały winyle. Widać było, że muzyka zajmowała stałą cześć w jego życiu.

Na piętrze drogi rozdzielały się w trzy strony. Na prawo znajdowały się jakieś pokoje, na wprost był korytarz, a po lewej pomieszczenie rozszerzało się tworząc kolejny ogromny salon - właśnie tam ścianę zastępowało ogromne szkło które widziałam z zewnątrz. Przypomniały mi się słowa Luka - 'grota bólu i cierpienia'. Zaśmiałam się pod nosem. Nigdy w życiu nie zdefiniowałabym tak tego miejsca.

Postawiłam wino na stoliku i usiadłam na czarnej kanapie. Nawet nie chciałam sprawdzać telefonu. Za dużo ludzi mogło mi zepsuć w tamtej chwili humor. A było prawie idealnie. Po chwili Corey dołączył do mnie uśmiechając się szeroko. Czyżby jego dobry nastrój wrócił? Mrugnął do mnie stawiając lampki na stole, z tylnej kieszeni wyciągnął popielniczkę i rzucił się na kanapę koło mnie.Odchrząknął i wyciągnął się do tylu, przeczesując włosy. Nie wiem skąd się urwał, ale zdecydowanie nigdy nie znałam takiego człowieka jak on.

- Chcesz zapalić? - poruszył zabawnie brwiami i położył na stół paczuszkę z ziołem.

Wywróciłam oczami. Serio? Okej, może już nie czuł takiego dystansu, bo wiedziałam, że bierze, ale nie musiał pokazywać tego w tak oczywisty sposób. Pokręciłam głową na jego zachowanie.

- No co? - zaśmiał się.

Nie odpowiedziałam nic. Wzięłam wino i zapalniczką zaczęłam podpalać szyjkę, żeby je otworzyć. Czułam na sobie jego wzrok. wiedziałam, że nie miał otwieracza, bo inaczej tak samo jak resztę rzeczy - położyłby go na stół. Gdy w końcu mi się udało, nie przejęliśmy się tym, żeby podnieść korek z podłogi. Nalałam w oba szkła czerwonego płynu i bez słowa, zabierając 'napój' ruszyłam w stronę tarasu.

Po prawej stronie stały wykliniane meble - stolik i krzesełka. Zamiast usiąść na jednym z nich, oparłam się o barierkę i zaciągnęłam się świeżym powietrzem i spokojem. To była miła odmiana, po imprezie. Nie rozumiałam tej fazy na domówki. Współczułam osobie, która będzie musiała potem to wszystko sprzątać.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now