Rozdział 14 - Rzeczywistość to kurwa

53 11 4
                                    

Zamknęłam za sobą drzwi, starając się nie wydać żadnego głośniejszego dźwięku. Przerażająca, martwa cisza wypełniła moje uszy. Była jak ta przed burzą, a ja wolałam jej uniknąć. Zdjęłam powoli buty, wstawiłam je do szafeczki i ruszyłam szybkim krokiem, prosto w stronę pokoju.

Wciąż byłam troszeczkę podekscytowana, niespodziewanym spotkaniem z Coreyem. I właśnie na tym starałam skupić swoje myśli. Czułam, że znajomość z nim jest warta tych wszystkich śmiesznych historii z komisariatem i innych takich. Chociaż z drugiej strony wiedziałam, byłam wręcz pewna, że to dopiero początek. I coś mi mówiło, że warto jest sprawdzić, jak to się rozwinie.

Związałam włosy w kucyk i rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu torebki, ale nigdzie jej nie było.

- Szlag. - mruknęłam pod nosem.

Wszystkie rzeczy zostawiłam na stoliku w przedpokoju. Lekko spanikowałam. Musiałam po nie zejść. Skrzywiłam się, nie miałam innego wyjścia - musiałam naładować telefon i cholernie chciało mi się palić. Zeszłam szybko na dół, wzięłam swoje rzeczy i już chciałam ruszyć w stronę schodów, jednak słysząc szumy dobiegające z kuchni, zatrzymałam się w pół kroku.

Skuliłam się lekko, gdy ojciec, lekko się zataczając, wyszedł na korytarz.

- Jesteś z siebie dumna? - prychnął.

Wzięłam głęboki oddech i ugryzłam się w język. Nie chciałam go rozzłościć, chociaż i tak, rozmowa z nim nie zapowiadała się zbyt ciekawie. Podszedł do stolika, nalał, jak mi się wydawało, whisky do szklanki wypełnionej wcześniej lodem i powoli upił z niej łyk.

- I teraz ja wychodzę na złego ojca?? - podniósł głos i gwałtownie cisnął szklanką w stronę ściany.

Dźwięk tłuczonego szkła odbił się echem po mojej głowie. Chwilę później jego ofiarą stał się dzielący nas stolik. Przewrócił go, tłukąc wszystko, co się na nim znajdowało i bijąc szklany blat. Do oczu napłynęły mi łzy. Byłam przerażona - nie miałam nawet drogi ucieczki.

- Tato.. - szepnęłam, chcąc go uspokoić i zrobiłam krok w jego stronę.

- Co? - zerknął na mnie. - No co?! - wrzasnął tak, że kolejny raz zadrżałam.

Butelka, która cisnął we mnie, pękła na ścianie tuż obok mojej głowy. Jego twarz była czerwona ze złości i od nadmiaru alkoholu. W tamtej chwili już nie potrafiłam zatamować łez.

- Mikaela. - momentalnie złagodniał widząc moją reakcję.

Kolejny raz opamiętał się dopiero po przekroczeniu granicy. Chciał do mnie podejść, ale zerwałam się momentalnie z miejsca i wbiegłam po schodach na górę.

- Mikaela, przepraszam! - gdy odwróciłam się w jego stronę jego mina przepełniona była cierpieniem i smutkiem.

Pokręciłam przecząco głową i szybkim krokiem szlam dalej. W pokoju, zamknęłam za sobą drzwi na klucz i osunęłam się po nich. Przetarłam twarz i niemal pisnęłam ze strachu gdy usłyszałam pukanie.

- Błagam Cię otwórz! - wybełkotał.

Wstałam i zaczęłam cofać się do tylu, aż natrafiłam plecami na drzwi od łazienki. Weszłam do środka i tam także zamknęłam za sobą zamek. Poczułam się choć trochę bezpieczniejsza. Oparłam trzęsące się ręce o zlew i spojrzałam w lusterko. Musiałam zmyć z twarzy czarne smugi od tuszu. Wyjęłam z szafki płyn do demakijażu i waciki. Oczy zachodziły mi mgłą przez ciągle lecące łzy, mieszające się z mokrym tuszem.

Chciałam się spakować i wyjść. Tylko tyle. Zostawić za sobą to wszystko i nigdy nie wracać. Miałam nadzieje, że te epizody taty nie wrócą a od naszego wyjazdu do Vancouver było tylko coraz gorzej. Miałam wrażenie, że zupełnie tracę kontrolę nad tym co się działo dookoła mnie w tych czterech ścianach. Mimowolnie wybuchnęłam płaczem. Moje życie zamieniło się w jakiś jebany koszmar z którego nie mogłam się obudzić. Chciałam umrzeć w tej łazience.

Dwie rzeczywistości w których się znalazłam - jedna, w której czułam się wolna i druga w której nie potrafiłam się odnaleźć, utworzyły między sobą gruby mur.

Stukanie w drzwi ustało, co dało mi choćby odrobine nadziei na spokój. Nie wsłuchując się w to, co dzieje się za drzwiami mojego pokoju, zaczęłam zmywać z siebie ślady łez a i tak koniec końców wylądowałam pod gorącą wodą, otulającą moje ciało w kabinie prysznicowej. Pragnęłam zmyć z siebie wszystkie smutki. Wszystkie negatywne emocje, które buzowały we mnie.

Wyszłam spod prysznica i otuliłam się ręcznikiem. Przebrałam w ciepłą piżamę i wróciłam do pokoju, zgarniając rzeczy przyniesione z dołu. Nie dałam rady się jednak uspokoić. Byłam wściekła za to, jak cholernie bezsilna się czułam i za to, że ryczę jak głupia. Sama siebie skazałam na tą cholerną pętlę bez wyjścia.

Wzięłam jeszcze koc, usiadłam na parapecie, uchyliłam okno i podpaliłam papierosa. Akurat zaczął delikatnie kropić deszcz. Jakby pogoda idealnie zgrywała się z moim humorem. Pomimo ciemności panującej za oknem, widać było malutkie kropelki w świetle lamp.

Patrzenie na świat mnie uspokajało. Kochałam obserwować pierwsze spadające z drzew liście jesienią. To, jak świat powoli pogrążał się w długim śnie. Tak samo jak ja. Kiedyś zima była dla mnie okresem w którym mogłam odpocząć. Ciepły dom wydawał się być o wiele lepszym miejscem niż chłód panujący na zewnątrz, co budziło we mnie poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś mogłam spokojnie żyć swoim życiem i tylko wtedy nie czułam się z tym źle.    Z perspektywy czasu jednak musiałam przygotować się na ten chłód. Musiałam się zahartować. Musiałam zgodzić się na tą  małą walkę o przetrwanie. O moje prawdziwe ja. Pierwsze kwiaty wyrastające spod śniegu zwiastowały czas budzenia się. Przejechałam palcem po linii na szybie, którą namalowała kropla deszczu po drugiej stronie. W następnej chwili błysk docierający zza okna rozświetlił ciemność panującą w pomieszczeniu. Grzmot następujący zaraz po nim sprawił że lekko podskoczyłam. Burza.

Mój telefon zabrzęczał cicho na szafeczce nocnej. Nie chciałam jednak go sprawdzać. W tamtej chwili w mojej głowie urodził się inny plan.

Mówi się, że jeśli chcemy zobaczyć, jak zmienia się świat wokół nas, powinniśmy zacząć od siebie. Musisz być zmianą, którą chcesz zobaczyć na świecie. - przypomniałam sobie znany cytat. Wszystko polega na tym, iż nasza wielkość nie tkwi w tym, że jesteśmy w stanie zmienić świat, ale w tym, że jesteśmy w stanie zmienić samych siebie. Jeśli się zmienisz, zmienisz świat. Jeśli zmienisz sposób myślenia, popracujesz nad emocjami i podejmiesz działania, to zobaczysz, jak wszystko wokół ciebie zacznie się zmieniać. Nie tylko dlatego, że oglądasz świat przez nowe okulary twoich myśli i emocji, ale także dlatego, że zmiana wewnętrzna pozwala ci działać w sposób, o jakim wcześniej byś nie pomyślał. Każda zmiana powinna zaczynać się od nas samych, bo jeśli tego nie zrobimy, nadal będą targać nami negatywne myśli, gniew i brak empatii.

Tak właśnie musiałam zrobić, musiałam stać się silna, niezniszczalna. Musiałam podbudować ma nowo pewność siebie. Nie mogłam poddać się temu, co mnie otaczało. Nie mogłam pozwolić, aby to piekło mnie pochłonęło. Nie mogłam stać się słaba przez ojca. Nie mogłam się bać. Ale żeby zmienić siebie wewnątrz, obudzić śpiącą część siebie, musiałam zmienić zmienić siebie z zewnątrz.

Musiałam podbudować się na nowo.

Zeskoczyłam z parapetu i ruszyłam z powrotem do łazienki. Wiedziałam, że prędzej czy później wróci do mnie pustka i ciężko będzie mi się pozbierać - zawsze tak było. Nagły przypływ adrenaliny i poczucia mocy sprawczej był tylko przed śpiewką do ponownego pogłębiania się w ciemności zakamarków umysłu. Ale musiałam wykorzystać ten moment. Jeśli nie teraz, to nigdy.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było odnalezienie nożyczek w szafeczce pod umywalką. Wzięłam głęboki oddech i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze. W tym świecie nie było miejsca dla tej Mikaeli. W tym świecie była zbyt słaba, wiotka, jak wstążka na wietrze. W tym świecie nie miała prawa istnienia.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now