Rozdział 10 - Koniec końców

63 12 14
                                    

Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Powietrze stało się tak ciężkie, że można było kroić je nożem. Po uderzeniu w twarde blachy, moje płuca nie funkcjonowały tak jak powinny. Słyszałam krzyki Coreya. Słyszałam jego bluzgi. Słyszałam też ostre odpowiedzi mundurowych. Byłam pewna że dostał kilka razy za słownictwo. I nic nie mogłam z tym zrobić. Siedziałam pochylona w środku radiowozu z głową opartą o siedzenie przede mną. Próbowałam unormować oddech, ale na próżno.

- Pizdy z was, nie ludzie. - rzucił chłopak, gdy w końcu wepchnęli go na siedzenie koło mnie.

Nie przestawał atakować słownie policjantów, a jednak jego spojrzenie od razu skupiło się na mnie. Załapaliśmy kontakt wzrokowy.

- Kejl.. - szepnął drżąco.

Skrzywił się widząc łzy spływające po moich policzkach. Nie mogłam ich wytrzeć. Moje ręce cały czas były skrępowane za plecami. Szarpnął się, a gdy napotkał opór, zacisnął szczękę i zrobił to ponownie. Był skuty tak samo jak ja. I zły. Bardzo zły.

- Ta dziewczyna jest kurwa ofiarą, a traktujecie ją jakby zabiła człowieka. - kontynuował swój monolog.

Poczułam, że ruszyliśmy. Nie miałam pojęcia gdzie nas zawiozą i co z nami zrobią. Żeby się jakkolwiek uspokoić, skupiłam się na jego oczach. Trzymały mnie przy zdrowym umyśle. Ranki na jego twarzy zaczęły puchnąć. Wyglądał kiepsko, ale niczym nie pokazywał jakiekolwiek przejęcia swoim stanem. Martwił się bardziej o mnie niż o siebie. Skarciłam go wzrokiem. Nie chciałam, żeby jeszcze bardziej pogorszył sprawę. Byłam mu wdzięczna z całego serca, bo nie wiem co by było, gdyby się nie pojawił. Nic nie zmieniało jednak faktu, że byliśmy w najgorszym możliwym położeniu.

- Zamknij mordę i siedź cicho. - rzucił do niego oschle jeden ze służbowych.

Chyba ten którego skopałam, nie widziałam dokładnie jego twarzy.

- Bo, co? Spałujecie mnie? - Corey tylko prychnął.

Myślałam że w końcu zamilknie, ale to co dodał po chwili kolejny raz rozpuściło moje serce.

- Jest cała zaryczana. Dajcie chociaż tą cholerną chusteczkę.

Walczył o mnie od samego początku. Najpierw pomógł mi dotrzeć do domu, potem stanął w mojej obronie przed Willem, a teraz nawet będąc na przegranej pozycji z policją, pokazywał, że wszystko co robi jest dla mnie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie wiedziałam, co on o tym myśli. Nie miałam pojęcia, co to wszystko znaczy.

Gdy jeden z nich wyciągnął do mnie rękę, żeby zrobić to, o co poprosił mój towarzysz, odwróciłam twarz. Nie życzyłam sobie, żeby którykolwiek z tych oblechów mnie dotykał.

- Nie to nie. - mundurowy zaśmiał się chamsko.

Zmarszczyłam nos i poczułam kolejne napływające łzy.

- Ej... - Corey szturchnął mnie nogą. - Wszystko będzie okej, obiecuję. - próbował mnie uspokoić, ale za bardzo to nie pomagało.

Nie rozumiałam, dlaczego zatrzymali akurat nas, gdzie był William i czy w ogóle się nim zajęli? Nie miałam pojęcia, czy ten gnój poniesie jakiekolwiek konsekwencje. Nie wiedziałam nic. I cholernie się bałam. Chłopak chyba to zauważył, bo przysunął się do mnie i pozwolił w siebie wtulić. Niczego tak nie potrzebowałam, jak po prostu wsparcia.

Gdy dojechaliśmy na komendę, wyciągnęli mnie z auta odrywając od bezpiecznego miejsca. Nie traktowali nas wcale lepiej niż wcześniej - popychali nas, ciągnęli za ramiona i wyzywali od najgorszych, gdy nie współpracowaliśmy. Nigdy nie sądziłam, że policjant, który teoretycznie powinien stać na straży dobra, będzie zachowywać się się jak ostatni chuj.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now