Rozdział 37 - Stop

37 9 3
                                    

Nie pamiętam ile jeszcze czasu minęło, od kłótni z Coreyem. Czas jakby przestał mieć znaczenie. Mżący śnieg z deszczem, przypominający morską bryzę, otulał moją twarz. Czułam się wypruta. Właściwie nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć.

Stałam tak na balkonie opierając się o barierkę i przejeżdżałam wzrokiem po okolicy raz za razem. W kółko i bez przerwy. Od lewej do prawej. I ma odwrót. Obserwowałam nielicznych, pędzących bez sensu przed siebie ludzi. Nie miałam pojęcia skąd lub dokąd mogli podążać o tej godzinie. Przejeżdżające samochody, które swoim światłem rozświetlały gołe drzewa, rosnące wzdłuż jezdni.

Z tej strony wszystko wyglądało ładniej. Blokowiska miały swój własny mały lasek, co dodawało uroku szaro-burej okolicy. Wszystko wydawało się być takie spokojne. Westchnęłam, oparłam skroń na zgiętej w łokciu ręce i syknęłam czując żar peta, którego trzymałam w ręku. Zapomniałam o nim i zaczął mnie parzyć. Wyrzuciłam go do popielniczki, która stała na parapecie i otuliłam się ramionami.

Mieszkanie Lucasa znajdowało się na czwartym piętrze. Niby nie wysoko, a jednak gdy patrzyłam w dół, świat niknął w ciemności. Zastanawiało mnie, ile czasu by zajęło, żeby spadając, sięgnąć dna. Sekunda? Mrugnięcie okiem? Czy zdążysz wziąć oddech? Pomyśleć? Zdać sobie sprawę z sytuacji?

- Czy ty jesteś nienormalna??

Podskoczyłam w miejscu wydając z siebie niemy krzyk, pod wpływem dotyku czyjejś dłoni na ramieniu. Ktoś wciągnął mnie do mieszkania od tyłu, więc nawet nie miałam szansy rozpoznać jego twarzy. Na tyle mnie zaskoczył i wyrwał z zamyślenia, że przez chwilę zupełnie nie wiedziałam, co właściwie się stało.

- Masz całe sine usta, Kejl. - dopiero po chwili rozpoznałam w nim głos Jacksona.

Kto by się spodziewał, że akurat on pojawi się w najmniej nieoczekiwanym momencie. Może miał racje? Może przesadziłam? Ale potrzebowałam chwili dla siebie. Potrzebowałam się odciąć. Przez chwile pomyśleć.

Posadził mnie na kanapie i w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Lucas. Od razu zdjął z siebie bluzę i założył mi ją, chociaż miałam na sobie tą od Coreya. Trzęsąca się jak galareta obserwowałam każdy jego najmniejszy ruch. Spojrzał mi głęboko w oczy, przechylił lekko głowę w bok. Zniknął mi dosłownie na sekundę z oczu, po chwili siedział przede mną na kanapie i okrywał mnie kocem.

- Czy Ciebie kurwa trzeba pilnować w każdej sekundzie? - zmarszczył czoło a jego oczy rozbłysły troską. - Co się z Tobą dzieje, Kejl? Co Ci przyszło do głowy..

A to nowość... Chciałam go zgonić za to, powiedzieć że nie jestem jajkiem, ani porcelanową lalką, że to nic takiego, ale dopiero w tamtym momencie poczułam, o ironio, wszechogarniające mnie zimno. Chciałam złapać brzeg koca, który spadł mi z ramienia, ale dotarło do mnie, jak bardzo skostniałe mam ręce, tym bardziej palce. Lucas uniósł swoją dłoń i położył mi ją na policzek. Kciukiem przejechał po moich ustach. Do oczu napłynęły mi łzy. Kolejna fala. Nie, nie, nie mogłam sobie na to pozwolić.

- Płakałaś? - uniósł brew.

Nie chciałam mu tego wszystkiego tłumaczyć. Nie chciałam opowiadać jak jego przyjaciel a mój, jak mi się wydawało - chłopak, kulturalnie kazał mi się odpierdolić, bo zeszłam na niewygodny dla niego temat. Bo powiedziałam mu prawdę, której najwyraźniej nie potrafił udźwignąć.

Jackson chyba stwierdził, że potrzebujemy chwili prywatności, bo wyszedł z pokoju w którym na szczęście nie było tłumu z imprezy. Właściwie wydawało mi się, że ilość ludzi zmalała.

Nie mówiłam nic. Od momentu w którym mnie znaleźli - milczałam. Ukryłam twarz w zgiętych kolanach i westchnęłam drżąco.

Ale Lucas nie odpuszczał. Cieszyłam się, że tu był.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu