Rozdział 34 - Na trzeźwo też jest spoko, ale jednak wole haj

38 9 0
                                    

Przespałam może góra godzinę a gdy rano zwlokłam się z łóżka wyglądałam jak żywe zombie.

W sumie wcale nie zależało mi na wychodzeniu spod kołdry. Przetarłam twarz i westchnęłam. Powinnam była zmusić się do wstania. Studia nie będą przecież czekać, a ja musiałam wrócić na uczelnie. Tym bardziej po materiały do sesji, która wciąż trwała.

Wzięłam szybki prysznic dla rozluźnienia myśli i ubrałam się w dres. Myjąc zęby zauważyłam małą fiolkę Coreya z drażetkami. Wiedziałam już jak działają i bez wahania wzięłam jedną. Jeśli miałam zderzyć się z rzeczywistością, wolałam zrobić to właśnie w ten sposób.

Miałam nadzieję, że pod uniwersytetem Lucasa. Hope swoją drogą także, ale się przeliczyłam. Nigdzie ich nie było, jakby po prostu się rozpłynęli.

Przebolałam zajęcia z psychopatologii i poszłam na stołówkę. Wzięłam z barku kubek z kawą i muffine i ruszyłam do naszego stolika na podwórku. Dziwnie było siedzieć tak samemu, wiedząc, że zawsze otaczali cię przy nim ludzie. Cisza, którą zazwyczaj wypełniały denne żarty Lucasa mnie dobijała. Czułam na sobie wzrok innych. Odkąd nasza przyjaźń dość mocno się rozwinęła, byliśmy na językach niektórych studentów, ale nie było się czemu dziwić - przyciągaliśmy uwagę. Nigdy jakoś obchodziło mnie to i tym razem też to zlałam. Moje myśli skupione były zupełnie na czymś innym.

Dlaczego Corey do cholery nie dawał żadnego znaku życia? Spróbowałam jeszcze raz się do niego dodzwonić.

- Gdzie zgubiłaś swoją świtę? - usłyszałam prześmiewczy głos Williama.

Wywróciłam oczami. Jeszcze tylko jego brakowało. Ja gdyby nigdy nic usiadł na przeciwko mnie. Naprawdę nie miałam ochoty ani siły na jakieś dramy. Z całej siły próbowałam go ignorować, ale kolejny sygnał w telefonie bez odpowiedzi, dodatkowo wzbudzał we mnie irytację.

- Nie powinno cie to interesować. - odpowiedziałam chamsko przez zęby i ściełam go wzrokiem, urywając połączenie.

„Proszę, oddzwoń." - napisałam szybkiego sms-a.

- Już cie zostawili? - zaśmiał się bezczelnie.

- Jedyną osobą którą ktoś zostawił jesteś ty. - prychnęłam. - Serio, wypierdalaj. Aż żałuje, że nie załatwiłam zakazu zbliżania się. - przetarłam twarz.

- Nic dziwnego. - spojrzałam na niego. - Lucas ma cię w dupie. Hope znalazła sobie nowego chłopaka. A ten twój cały Corey pewnie rucha te swoje panienki. Nie jest ci z tym źle? Każdy po kolei dyma cię jak tylko może. - zaśmiał się kolejny raz. - Ale chyba to lubisz. No wiesz. - jego prześmiewcza mina sprawiła, że nie wytrzymałam.

Zacisnęłam mocno ręce na silikonowym kubku tak, że pęknął opryskując mnie kawą. Na całe szczęście jego też. Tym bardziej - miał na sobie biały t-shirt.

- Kejl, zostaw tego skurwiela, nie jest tego wart. - obok mnie wyrósł Jackson.

I całe szczęście. Chociaż wcale nie chciałam odpuszczać. Chciałam się na nim zemścić. Powinien był to odszczekać. I nauczyć się tego, jak traktuje się innych. Zanim zdążyłam się powstrzymać, oblałam tego dupka resztką napoju, który został w spodku.

- Kejl! - poczułam dłoń chłopaka na ramieniu.

Okej, dałam się ponieść tym diabelskim zapędom. Ale najzwyczajniej w świecie mu się należało.

- Suka. - Will rzucił jeszcze w moją stronę i w końcu sobie poszedł.

- Ładne słowa pożegnania. - Jackson prychnął, przysiadł koło mnie i otulił mnie ramieniem. - Gdzie zgubiłaś Coreya?

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz