Rozdział 26 - Ognisko, wódka i beztroska

68 9 18
                                    

Dotarcie na miejsce nie zajęło nam więcej niż pół godziny. Po małej kłótni stanęło na tym, że jako transport wybraliśmy ubery.

- Dziękujemy i dobranoc. - uśmiechnęłam się do kierowcy i wysiadłam zaraz za Coreyem.

Szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet w co się pakuje. Nikt nie mówił nic - kto będzie, gdzie jedziemy, ile tam będziemy. Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy aby napewno dobrym pomysłem było tam przyjeżdżać. Ale tylko przez chwilkę. W głębi duszy liczyłam tylko i wyłącznie na ponowne małe patologiczne spotkanie, darmowy alkohol i przedłużenie tej chwili odprężenia.

Skręciliśmy w jakąś uliczkę i weszliśmy na teren domków działkowych. Lucas i Cassidy albo już byli na miejscu albo jeszcze nie dojechali. W każdym razie mieliśmy się jakoś z nimi złapać. Gdybym nie zapomniała o cholernym kubeczku z numerem blondyna, mogłabym do niego zadzwonić. Zapisałam sobie w pamięci, żeby przepisać koślawe cyferki wypisane długopisem do kontaktów w telefonie.

Wyciągnęłam fajka i podpaliłam go idąc krok w krok obok chłopaka. Już z daleka słyszałam głośną muzykę a im bliżej byliśmy tym bardziej czuć było zapach grillowanego mięsa i palonego drewna. Uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Właśnie takie klimaty lubiłam.

- Tu, tu, tu. - poczułam w pewnym momencie jak Corey łapie mnie za ramię.

Dopiero po chwili dostrzegłam małą metalową furtkę schowaną w żywopłocie. A więc byliśmy na miejscu. Przeszłam przez bramkę i zaczęłam się rozglądać dookoła. Impreza trwała w najlepsze.

- Czysta impreza? Jasne. - mruknęłam pod nosem słowa Lucasa.

Przynajmniej jedno się potwierdziło ze słów białowłosego - wódka w shotach. Było naprawdę dużo osób, czego się nie spodziewałam. Część siedziała przy stoliku z przekąskami - pili, rozmawiali, a ich śmiechy słyszałam aż tutaj - reszta rozproszyła się po całym terenie i pozbierała w grupki. Muzyka idealnie dopełniała całość.

- Znasz ich wszystkich? - spojrzałam na Coreya, który także badał spojrzeniem ludzi.

- Nie. - rzucił krótko. - Chodź. - poczułam jego dłoń na plecach, przez co mimowolnie zadrżałam.

Pakujesz się w niezłe gówno - czerwona lampka w głowie przypomniała mi to, że powinnam zachować ostrożność po ostatniej imprezie. Jednak tak szybko jak się zapaliła, tak szybko zgasła. Ruszyliśmy powoli w stronę ogniska. Im głębiej wchodziliśmy w teren, tym bardziej czułam na sobie wzrok ludzi. Pewnie zastanawiali się kim jestem, w końcu byłam nowa w ich towarzystwie.

- Warren! - zawołał wesoło jeden z chłopaków do których właśnie zmierzaliśmy.

Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Lucasa. Czyli jednak dotarli przed nami. Roześmiał się po czym zaczęli o czymś rozmawiać. Nie chciałam się wtrącać, wiec usiadłam na pieńku z których zrobili prowizoryczne ławeczki i podpaliłam fajka. Ognisko milutko grzało, a miejsce było serio ładne.

- Cześć, Corey.. - do rozmowy wtrącił się szatyn.

Albo mi się tylko wydawało, albo był lekko zdystansowany. Albo to alkohol tak działał, bo oboje byli naprawdę porządnie napruci. Naprawdę podziwiałam Luka za jego wytrwałość w piciu. Tak szybko się sponiewierać..

- To Mikaela. - Corey totalnie zignorował jego przywitanie i kiwnął na mnie głową, przedstawiając mnie.

Gdy podniosłam na niego wzrok, uśmiechał się do mnie. Przygryzłam usta. Mówiąc do mnie całkowicie zmienił ton, a jego wzrok przyprawiał mnie o ciarki. Wstając, machnęłam tylko ręką w powitalnym gęście.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now