Rozdział 2 - Perspektywy

157 18 6
                                    

Po jakimś czasie rozmowy z Cass, wróciłam do Hope, tym razem wybierając miejsce jak najdalej od pana lepkie ręce. Dołączyło do nas towarzystwo z sąsiedniego stolika i w sumie było nas łącznie około dwadzieścia osób. Wszyscy byli konkretnie wcięci. Czułam się trochę jak piąte koło u wozu, jeśli tak można było to nazwać.

W przeciwieństwie do Hope, zdecydowanie lepiej odnajdującej się w sytuacji, ja nie miałam nawet do kogo się odezwać. W sumie, to byli jej znajomi, nie moi. Uśmiechałam się tylko, gdy ktoś na mnie spojrzał i kiwałam od czasu do czasu głową udając, że odpowiadam na pytania. Nie skupiałam się za bardzo na tym, o czym bełkotali. Jedyne co robiłam, to sączyłam kolejne drinki od Cassie i obserwowałam tych wszystkich ludzi. Każdy zachowywał się tak, jakbyśmy byli dobrymi, starymi znajomymi. Gadali bez przeszkód o wszystkim i nie było tematu tabu, co chwilkę wznosili jakiś toast, wypijając przy tym szota, mówili do siebie na „ty", gdy ja nie zapamiętałam imion chociażby kilku osób. Przytulali się do siebie, opierali o siebie nawzajem, żeby utrzymać pion i śpiewali jakieś głupie piosenki - nie wierze, że dj się na nie zgodził. Może po prostu był przyzwyczajony do takich sytuacji.

Gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się w klubie a nie na jakiejś domówce, pewnie bym się do nich dołączyła. Tutaj jednak bacznie obserwował nas ochroniarz a nie chciałam zadymy, jeśli już do czegoś by doszło.

- Zeruj! zeruj! zeruj! - kilka osób krzyczało w stronę Willa, który polewał nie wiem już którą kolejkę.

Chłopak zaśmiał się tylko, przyłożył gwint do ust i wypił końcówkę przeźroczystego płynu. Uśmiechnął się, chcąc zamaskować skrzywienie, gdy wszyscy bili mu brawo.

Dla mnie było to idiotyczne, nie miał w tym przypadku czym zabłysnąć, więc wybrał najgorszą z opcji. Było mi go żal. Najwyraźniej tak bardzo potrzebował zainteresowania innych, że nie rozróżniał budowania szacunku od robienia z siebie pośmiewiska. Ale jemu się to chyba podobało. Zrobiło mi się niedobrze na ten widok. Sam zapach czystej wódki mnie obrzydzał, a gdy wyobraziłam sobie jej smak w takich ilościach... odwróciłam głowę. Nie dałam rady na to patrzeć. Chciałam po prostu wyjść na zewnątrz, żeby choć przez chwilę odetchnąć. Zapalić. Cokolwiek.

Hope bawiła się oczywiście razem z nimi, co jakiś czas namawiając mnie na picie, ale za każdym razem odpowiadałam 'nie'. Starałam się wczuć w klimat, bawić się tak samo dobrze jak oni wszyscy. Przeszkadzał mi tylko hałas, który robili i wzrok Willa ciągle skupiony na mojej osobie. Próbowałam go za wszelką cenę unikać, o ironio, siedząc przy tym samym stoliku.

- Dawaj, zaśpiewaj ze mną. - nim się spostrzegłam Hope ciągnęła mnie na scenę.

Próbowałam ją powstrzymać. Naprawdę nie miałam ochoty na wygłupy. Nie tego wieczoru. Niestety ignorując wszystkie moje sprzeciwy, wcisnęła mikrofon w moją dłoń. Poddałam się.

Nie miałam pojęcia jaką piosenkę będziemy śpiewać, dopóki słowa nie wyświetliły się na ekranie nad nami. Skrzywiłam się. Stałyśmy twarzą do wszystkich. Nienawidziłam być w centrum uwagi.

- No już, śpiewaj! - zachęciła mnie przyjaciółka i zniknęła gdzieś pomiędzy stolikami.

Trochę mnie zatkało. Zostawiła mnie samą.     Zestresowana spojrzałam na słowa 'Shallow', jednak mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku.

- Tell me something girl.. - usłyszałam ciepły głos i od razu rozpoznałam w nim Lucasa. Przysiadł na scenie tuż koło mnie i puścił mi oczko. - Are you happy in this modern world?

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now