Rozdział 17 - Mały bunt

59 10 1
                                    

Zamknęłam zeszyt i złapałam się za skronie. Nic, kompletnie nic nie wchodziło mi do głowy. Miałam tylko weekend na przygotowanie pracy, a nawet nie zaczęłam. Nie potrafiłam skleić jednej składnej myśli.

Ciszę panującą w pokoju przerwał dziwny dźwięk.

Przetarłam zmęczone oczy i rozejrzałam się. Coś malutkiego uderzyło o szybę tuż koło mojego łóżka. Myślałam, że takie rzeczy działy się tylko w filmach. A jednak. Podeszłam wystraszona bliżej i podskoczyłam, gdy kolejny malutki kamyk zderzył się z oknem. Otworzyłam je cicho i wyjrzałam na zewnątrz. Musiałam naprawdę mocno wytężyć wzrok, żeby dostrzec cokolwiek w mroku.

- Mikaela! - gdzieś z ciemności dobiegał głośny szept.

Zmarszczyłam brwi. Lucas? Gdybym się nie uchyliła, dostałabym skałką w głowę.

- Co ty tu robisz? - dopiero wtedy zobaczyłam białą czuprynę.

- W końcu, kurwa. Myślałem, że nigdy się do ciebie nie dobije! - odetchnął z ulgą.

Skrzywił się, chyba uświadamiając sobie, że zachowuje się trochę zbyt głośno. Posłałam mu wymowne spojrzenie. Całe szczęście ojciec miał pokój od drugiej strony. Machnęłam ręką, żeby podszedł bliżej.

- Stary w domu? - na jego słowa się zaśmiałam.

No tak, czego innego mogłam spodziewać się po tym wariacie. Kolejny raz musiałam przyznać, że cholernie mi ich brakowało. Choćbym nie wiem jak bardzo próbowała się od nich odciąć, to było wręcz niemożliwe. Kiwnęłam głową, a dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że mógł tego nie zauważyć.

- Tak. - odpowiedziałam na głos.

- Chodź na dół. - zauważyłam jak wyciąga z kieszeni paczkę fajek.

Odwróciłam się do tyłu. Drzwi były zamknięte na klucz, więc w razie czego zdążyłabym na spokojnie wrócić do łóżka zanim tata by je otworzył. Ale dla chłopaka chodziło o coś totalnie innego. Chciał żebym wyszła do niego na podwórko.

- Niby jak to sobie wyobrażasz? - nie przeszłabym w środku nocy przez całe piętro i skrzypiące schody.

Ten pomysł brzmiał jak misja nie do wykonania. Wzrok Luka skupiony był na kratce winorośli ciągnącej się od fundamentów aż do mojego okna. Chyba nie myślał, że się na to zgodzę...

- Zejdziesz albo ja wejdę do Ciebie. - zagroził.

Wywróciłam oczami. Przyjaźń z nim była trudna, tym bardziej dla tak mało asertywnej osoby jak ja.

- Chwila. - mruknęłam i cofnęłam się w głąb pokoju.

Nałożyłam stanik, zabrałam na wszelki wypadek telefon ze stolika i jak najciszej tylko mogłam wystawiłam jedną nogę przez okno.

- Przysięgam, że kiedyś Cię zabije, Lucas. - szepnęłam pod nosem, lekko się wahając.

- Mam nadzieję. - odpowiedział mi tylko, najwyraźniej pomimo wszystko słysząc moje słowa. 

Od ziemi dzieliły mnie conajmniej 3 metry. Nie ufałam za bardzo metalowym kartom przybitym do elewacji, ale jakimś cudem udało mi się zejść bez upadku. Nic nie mówiąc podszedł i przytulił mnie do siebie a ja po prostu wtuliłam się w niego. Dopiero w tamtym momencie uświadomiłam sobie, jak bardzo tego potrzebowałam.

- Chodź. - otulił mnie ramieniem.

Na wszelki wypadek odeszliśmy trochę od domu - Luke zaparkował auto za zakrętem tak, żeby żaden z sąsiadów go nie widział. Co za dyskrecja. Usiedliśmy na masce.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Donde viven las historias. Descúbrelo ahora