Rozdział 8 - Czasami warto się odciąć

82 11 7
                                    

Schodząc na dół już spakowana i przygotowana do wyjazdu, dostrzegłam partnera taty z policji - Charliego i jego żonę na podjeździe. Zauważyłam odznakę na jego pasku gdy pakował się do bagażnika. Mogłam się domyślić, że dla nich będzie to wyjazd czysto służbowy.

Z jednej strony cieszyłam się, że ojciec wyszedł z inicjatywą w moją stronę. Ostatnio spędzaliśmy razem bardzo mało czasu. Praktycznie mijaliśmy się gdy on wychodził do pracy a ja na uczelnie. No i nie widziało mi się zostanie sam na sam z własnym odbiciem w lustrze. Wiedziałam, że naprawdę się starał i nie chciałam tego psuć. Wsiadłam do auta, uśmiechając się do niego lekko, choć tak naprawdę moje myśli powędrowały w zupełnie innym kierunku.

Przy każdej kolejnej przeprowadzce musiałam zaczynać ciągle od nowa. Dopiero po pewnym czasie stało się to dla mnie naturalne. Nie liczyłam na żadne bliższe znajomosci z rówieśnikami i żyłam życiem samotniczki. Tym razem jednak było inaczej a ja tak cholernie nie chciałam powrócić do szarej monotonii. Nie wiedziałam jak potoczy się moja znajomość z tymi nowymi ludźmi a jeśli była w tym jakaś przyszłość, nie chciałam niczego przegapić.

- Jesteśmy na miejscu - rzucił tata i bez słowa wysiadł z auta po walizki.

Musiałam przysnąć, bo ta dwu godzinna podróż minęła mi w oka mgnieniu i nawet nie zauważyłam kiedy wjechaliśmy do Vancouver, w Kanadzie. Przetarłam twarz i pomimo wszystko uśmiechnęłam się szeroko. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Pamiętał, że chciałam tam pojechać.

Mieliśmy wcześniej zabookowane pokoje, więc w recepcji odebraliśmy tylko klucze i ruszyliśmy dalej, w stronę wind, w budynku na Granville Island. Gdy byliśmy już na piętrze tata objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Speszyłam się trochę.

- Jak wrażenia? - uśmiechnął się.

Widziałam, że był szczęśliwy. Nawet zmęczenie z jego twarzy jakby zniknęło.

- Jest cudownie. - odwzajemniłam gest.

Po wejściu do - jak się okazało - apartamentu, otworzyłam szeroko oczy. Sam pomysł hotelu praktycznie przy porcie nie wydawał się być zbyt ciekawy, ale przeżyłam niemałe zaskoczenie. Cały wystrój skupiał się na czerni i bieli przez co wszystko wyglądało na cholernie stylowe i drogie. Przejechałam palcem po skórzanym obiciu, kierując się w stronę okna aż w końcu wyszłam na taras i dałam się ponieść chwili. Wysokie budynki piętrzyły się na horyzoncie za taflą wody. Poza tym - wszędzie królowała zieleń, zieleń i jeszcze raz zieleń. Zapowiadało się całkiem nieźle.

Tatę znalazłam w jednym z pomieszczeń. Była to chyba jedna z dwóch sypialni. Bez zastanowienia, rzuciłam się na łóżko. Dosłownie zatopiłam się w materacu i pościeli.

Tata widząc, że jednak zmieniłam nastawienie z uśmiechem na twarzy odwrócił się w moją stronę. Po chwili jednak skrzywił się lekko. Wiedziałam że to zły znak.

- Nie bądź zła, ale jutro rano będę musiał pojechać z Charliem w kilka miejsc.

Tak, zdecydowanie był mistrzem w psuciu tak cudownych chwil jak ta.

- Nie jestem zła. - wymusiłam uśmiech. - Praca. Rozumiem.

Na moje słowa odetchnął z wyraźną ulgą. Jednak gdy nie patrzył przygryzłam drżącą wargę. Czasami byłam zbyt pobłażliwa z tą jego nieobecnością w moim życiu. Nawet sama siebie oszukiwałam, że mnie to nie boli.

- Pomyślałem, że tyle mówiłaś o Vancouver. Możecie jutro z Barbarą pójść w te wszystkie miejsca, które planowałaś zwiedzić. - zaproponował odkładając nasze rzeczy, bez rozpakowywania.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now