Rozdział 21 - Lądujemy pod czerwonym daszkiem

64 10 1
                                    

Nie zareagował na mój głos. Dokończył to, co robił, czyli wciąganie jakiejś substancji i wyprostował się. Wytarł nos, przyglądając się w lustrze. Cały czas podpierał się jedną ręką, więc chyba był dość mocno wstawiony. Rozmywał mi się w ciemności pomimo żółtego światła, które wypełniało pomieszczenie.

Podniosłam się z kafelków, wspomagając o ścianę i najciszej jak tylko potrafiłam zamknęłam za sobą drzwi. Złapałam się za głowę, chcąc choć trochę uspokoić zawroty.

Dopiero na dźwięk cichego trzasku, przeniósł na mnie wzrok. Jego twarz była aż nazbyt spokojna, a oczy zupełnie nieobecne.

- Kejl.. - szepnął i ruszył w moją stronę.

Cieszyłam się, że rozpoznał mnie pomimo otępienia. Poczułam się o wiele bezpieczniej niż przez ten czas gdy byłam zupełnie sama z nieznajomymi mi ludźmi. Spotkanie go było jak wybawienie pomimo tego, że raczej nie mogłam liczyć na jego pomoc. Ważne, że po prostu go znalazłam.

Wlókł nogami i kiwał się na boki. Zmrużył oczy, żeby mi się przyjrzeć i dopiero wtedy jego twarz oblało zmartwienie.

- Mikaela.. - powtórzył.

Przekręcił głowę w bok a jego głos lekko się załamał. Śmierdział papierosami, alkoholem i trawą. Wyglądał na jeszcze bardziej wykończonego, niż przedtem. Jego podkrążone oczy były jeszcze bardziej widoczne, do tego miał przekrwione gałki. Jego strój także nie wyglądał zbyt dobrze - miał lekko poplamione spodnie. Gdy stanął przede mną, wyciągnął do mnie rękę jednak zatoczyło go lekko w bok. Chwyciłam go za ramię, pomagając mu stanąć w miarę prosto, ale nie utrzymałam z nim kontaktu wzrokowego. Nie wiedziałam jaki będzie w takim stanie, a był zupełnie nieprzewidywalny. Nawet gdy piliśmy u mnie nie skrzywdził się aż tak bardzo używkami.

Moją uwagę przykuły kropeczki znajdujące się na zgięciu jego łokcia. Blizny po ukłuciach igłą. Nie miałam pojęcia czy były świeże czy nie. Przełknęłam ciężko ślinę, momentalnie go puściłam i odsunęłam się na krok. Moje ciało oblały zimne poty. Wpadłam w jakąś paranoję. Chciał mnie złapać, ale odsuwałam się coraz dalej. Otworzyłam w końcu drzwi i chciałam wyjść, ale objął mnie w talli ramionami i przyciągnął do siebie. Chciałam mu się wyrwać i nawet zaczęłam się lekko szarpać.

- Błagam Cię zostań. - jego załamany głos sprawił, że dałam mu się wciągnąć z powrotem do środka.

Nie puszczał mnie, cofając się do tylu. Drugą ręką zatrzasnął drewnianą płytę. Musiałam zamknąć oczy. Świat zaczęły przysłaniać czarne plamki. Miałam wrażenie, że zwymiotuje. Z trudem oboje usiedliśmy na zimnej posadzce. Odchyliłam głowę do tylu i starałam się oddychać. Czułam jak podsuwa się na przeciwko mnie. Podniósł lekko moje nogi i położył je sobie na udach po obu stronach.

- Nie odpływaj. Nie jestem w stanie, żeby odwieźć Cię do domu, pamiętasz? - zamruczał trochę niezrozumiale.

Na jego słowa oblała mnie fala wspomnień z nocy gdy go poznałam. A raczej z nocy gdy przypadkowo go spotkałam. Powoli uspokajałam oddech, wsłuchując się w jego pijane mruczenie jakiejś piosenki pod nosem.

Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Czas przestał mieć dla mnie znaczenie, gdy schodziłam po kratce do Luka, zanim przyjechaliśmy na koncert. Czułam się trochę lepiej, ale to nie był jeszcze stan w którym mogłabym na spokojnie gdziekolwiek się przemieścić. Spojrzałam na Coreya, który także na mnie patrzył. Mętny wzrok wskazywał na to, że wcale nie czuł się lepiej niż ja. Dwie totalnie pijane i naćpane osoby siedzące na podłodze w kiblu. No kto by pomyślał, że tak z nim skończę.

Gdybym miała siłę pewnie w tamtym momencie roześmiałabym się gorzko. Miałam jednak wrażenie, że umieram. Było mi strasznie gorąco i duszno. W głowie słyszałam jedno wielkie dudnienie i chyba to nie była już muzyka, tylko bicie mojego serca odbijało się echem. Płuca piekły mnie tak bardzo jakby ktoś wsadził tam rozżarzone węgliki. Musiałam zająć czymś myśli.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now