Rozdział 33 - Huragany i cyklony

40 10 0
                                    

Spacer był przyjemny, orzeźwiajacy, był idealnym przeciwieństwem tego, co działo się na imprezie. Świat właśnie budził się do życia. Ptaki na zmianę ze świerszczami grały harmonijną melodię życia, otaczającą nas z każdej ze stron. Ten spokój i wyciszenie łagodziły zmysły.

Pomimo wszystko zmęczenie powoli dawało mi się we znaki. Szliśmy już dobre kilka kilometrów. Gdy Corey mówił o spacerze, nie sądziłam, że pokusi się o coś właśnie takiego.

W końcu dotarliśmy do ulicy rozciągniętej wzdłuż zatoki Puget Sound. Lasek, w który weszliśmy, przypominał dżungle. W ciemności wyglądał nieco mrocznie i odruchowo złapałam Coreya za rękę, przytulając się do jego ramienia. Czułam jak kciukiem tworzy kółeczka po wewnętrznej stronie mojej dłoni, co naprawdę mnie uspokajało. Korony gęstych, olbrzymich drzew, zamykały się nad nami tworząc kopułę, przez którą tylko w niektórych miejscach widać było niebo. I pomimo panującej jeszcze ciemności mogłam dostrzec fluorescencyjną zieleń mchu na pniach. Miejsce wyglądało dosłownie jak wyciągnięte z jakiejś magicznej powieści o skrzatach czy elfach. W końcu las przerzedził się a ja coraz wyraźniej mogłam usłyszeć szum wody. Wyszliśmy na ogromną polanę na której stał placyk zabaw. Dzieci przyjeżdzające w to miejsce z rodzicami dzieci zapewne bawiły się na nim w najlepsze. Im dalej wychodziliśmy na leśny parking, tym lepiej widać było morze. Takie widoki zawsze zapierały mi dech w piersiach i tym razem także tak było. Z wrażenia wciągnęłam mocno powietrze.

- Wejdziemy na ten mostek. - Corey pokazał palcem na blaszany obiekt przed nami.

- Chcesz pływać? - zażartowałam.

- Mam nieco większe ambicje. - odpowiedział, wywracając oczami, jednak uśmiechnął się, rozluźniając nieco.

Przeszliśmy nad torami, aż w końcu zatrzymaliśmy się przy barierce. Nie mogłam zaprzeczyć - widok był niesamowity. Słońce wyłaniało się zza tafli wody po naszej lewej stronie, rozświetlając ją różowawymi promieniami.

- Nie bez powodu prosiłem, żebyś przyjechała. Chciałem.. - zrobił pauzę, wzdychając ciężko. - Potrzebowałem przyjść tu właśnie z tobą. - przytulił mnie od tylu i otoczył ramionami, wtulając się w moją szyję.

- Dziękuje. Jest idealnie. - odpowiedziałam tylko.

W tym chłopaku, było tyle delikatności, tyle wrażliwości na tak zwykle rzeczy jak chociażby wschód słońca. Był wyczulony na piękno. Był estetą. Miał przecudowną duszę. I w tamtym momencie poczułam się przy nim naprawdę bezpiecznie. Nie liczyło się nic, tylko my, cudowna cisza panująca dookoła i cudowny widok, przed nami. Okej, potrafił być dupkiem i sama dobitnie się o tym przekonywałam już tyle razy, ale to właśnie ta jego druga strona, ta której nie pokazywał światu, mnie ujęła. Ten spokój, który malował się na jego twarzy w tamtym momencie, spokój, który przenosił na mnie, koił nerwy i w pół drogi zawracał z krawędzi przygnębienia.

Nasz związek nie był łatwy. W tak krótkim czasie przewinęło się przez nas tyle szaleństwa, tyle skrajnych, obezwładniających emocji. Ale tego właśnie szukałam prawda? Odcięcia się od monotonii. I co prawda, wśród tych wszystkich wątpliwości, niedopowiedzeń i niepewności, wśród zawahań, znalazłam upragnioną pewność i stabilizację. Dla mnie był inny. Troskliwy, czuły, kochany, otwarty. I przy nim było tak, jak dotychczas nie było mi nigdzie indziej. Było tak, jak potrzebowałam.

Czułam, że gdyby cokolwiek się posypało, gdyby stało się coś, co zakłóciłoby nasz spokój, a takich momentów pojawiało się coraz więcej, wiedziałam, że gdy to się skończy, przepadnę. I już nie będę w stanie się pozbierać. Nawet nie dopuszczałam do siebie tej myśli i może właśnie dlatego tak cholernie odpychałam od siebie problemy z którymi oboje powinnismy byli się zmierzyć.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu