Rozdział 39 - Weź głęboki oddech

45 9 7
                                    

Akurat przygotowywałam się do wejścia do wanny. Większość dnia spędziłam sama. Od naszej ostatniej kłótni u Lucasa, po moim tygodniowym zbieraniu się do kupy (a naprawdę bywało ciężko) oraz przykrej rozmowie z Coreyem tym nie miałam zamiaru spotykać się z chłopakami. Tata wyjechał gdzieś służbowo setny raz a ja nie miałam totalnie co ze sobą zrobić. Zostałam właściwie ja i moje myśli i do niczego dobrego to nie prowadziło.

Tym bardziej, że tego wieczoru chłopcy mieli koncert i co chwile dostawałam telefony lub smsy w których Cassidy namawiała mnie, żebym odrzuciła dumę i przyszła się zabawić.

Nie chodziło o dumę. Nie chodziło nawet o mnie. Chodziło o sytuacje i pytania na które odpowiedzi już chyba nie chciałam znać.

Może zabrzmi to niezbyt fajnie, ale pomimo dziury w sercu, czułam względny spokój, jakbym zrzuciła z siebie ciężki bagaż i w końcu rozprostowała plecy. Cisza przed burzą bywa zwodnicza, prawda?

Mój telefon znów zaczął wibrować. Pierwszy sygnał zignorowałam. Drugi także spłynął po mnie. Ignorując nieprzyjemne uczucie, które zaczęło się we mnie pojawiać, uśmiechnęłam się do lusterka. Niezbyt przekonujące.

Ale ktoś, kto zakłócał mój spokój nie odpuszczał.

- Nosz... - zobaczyłam na ekranie zdjęcie Lucasa i wahając się nieco, kliknęłam zieloną słuchawkę. - Naprawdę nie mam ochoty z tobą rozm..

-Corey odpierdala maniany. - Lucas mi przerwał.

Oblała mnie fala gorąca. Właściwie wszystkie moje mięśnie boleśnie się spięły, powodując nieprzyjemny dreszcz.

- Jak to.. maniany? - przygryzłam usta.

Bałam się tego, co mogłam usłyszeć. Naprawdę szczerze się tego bałam. W mojej głowie wybuchł chaos. Z resztą tak samo jak i po drugiej stronie słuchawki. Cisza i wyczekiwanie sprawiły, że zaczęły mi się trząść ręce.

- Po prostu przyjedź. - i się rozłączył.

Nie muszę chyba określać wiązanki przekleństw, która wyszła z moich ust po tym jak bezczelnie przerwał połączenie.

***

Szczerze mówiąc sama byłam w szoku w jak szybkim tępie udało mi się dotrzeć na miejsce. Wbiegłam tam jak burza i nie byłam pewna co tam zastanę.

- Corey! - wrzasnęłam na cały korytarz a mój głos odbił się echem od blach.

Nigdzie ich nie zauważyłam, zanim nie skręciłam w boczną uliczkę w środku magazynu. Wykład Lucasa było słychać już z daleka.

- Takie pierdolenie to nie mi wciskaj! Myślisz, że ktokolwiek Ci wierzy? Jesteś żałosny Corey, po prostu żałosny. Staczasz się kurwa i sam to widzisz!

Zastałam Coreya siedzącego przy jakimś stole, tyłem do mnie, a Lucas dosłownie wisiał dla nim. Chyba wpadłam w sam środek kłótni. Podeszłam jak tylko najciszej mogłam. W ręku trzymał szklankę, której zawartość wypełniał jakiś płyn. Chciałam się odezwać, cokolwiek, by odciągnąć go od tępego patrzenia w stół.

Zerknęłam na Luka a ten posłał mi pełne bezsilności spojrzenie. Miał podbite oko i nie wyglądał zbyt dobrze. Ktoś go napadł? Tak to wyglądało. Zmarszczyłam brwi. Corey także wyglądał na styranego życiem. To było mało powiedziane. Wyglądał na wykończonego.

- Co ona tu robi? - rzucił aż zbyt spokojnym głosem, zupełnie wyprutym z jakichkolwiek emocji.

Znów nie zdążyłam się choćby odezwać, bo wszedł mi w słowo.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz