Rozdział 31 - Daj się ponieść chwili

54 9 5
                                    

W domu, w którym odbywała się domówka, chyba dosłownie każde pomieszczenie wypełnione było dymem, drapiącym gardło, uniemożliwiającym swobodne oddychanie. Światełka migały dookoła sprawiając, że widziałeś jak w stop klatce. Hipnotyzująca muzyka rozbrzmiewała dookoła.
Płytkie oddechy i woń czystej wódki, przepalały młode gardła, cieszące się z chwili wolności.

Przechodząc przez parter, widziałam jak jakieś dziewczyny tańczyły na stołach a ludzie lali sobie alkohol prosto z butelek do ust. Chwilowa beztroska. Tak bym to określiła. Czego innego można było spodziewać się po studentach? Weszłam do ogrodu i właśnie tam spotkałam moich przyjaciół.

- Kejl! - Lucas nie byłby sobą, gdyby nie porwał mnie w objęcia.

- Widziałeś Coreya? - spytałam.

Przecież to dla niego tu przyszłam.

- A jednak jesteś? - odwróciłam się na dźwięk męskiego, niskiego głosu.

Chłopak stał z rękoma w kieszeniach i przyglądał mi się. Na jego twarzy wymalował się zwycięski uśmiech. Udało mu się mnie tu sprowadzić.

- Co ty sobie wyobrażasz? - syknęłam do niego z pretensją, odciągając go na bok.

Źrenice wielkie jak pięciozłotówki, wlepiały się we mnie tępo. Każdy jego ruch był osowiały.

- Nic.. - wydusił z siebie w końcu. - Cii.. - położył palec na moich ustach i wygrzebał coś z kieszeni. - Mam coś dla Ciebie. - zamrugał wolno kilka razy.

Wysypał na dłoń kilka kolorowych tabletek, wyglądających jak pudrowe drażetki.

- I ty chcesz ukryć to, że bierzesz? - zerknęłam na niego pytająco i popchnęłam go jeszcze bardziej w tył. - Pamiętasz co mi mówiłeś? Nawet nie zauważysz kiedy to gówno Cię pochłonie, Corey musisz przestać!

On jednak się nie przejmował. Włożył do ust jedną z nich i spojrzał mi prosto w oczy. Wydała charakterystyczny trzask pod wpływem nacisku jego szczęki.

- Ale ja nie mam z tym problemu. - mruknął. - W każdej chwili mogę przestać. Nie jest mi to potrzebne. Wyzwalacz dobrego nastroju czasami jest w porządku, nie uważasz?

Wziął jeszcze jedną, pochylił się w moją stronę i przyciągając mnie do siebie za biodra, wpił się w moje usta bez żadnego ostrzeżenia. Ale nie agresywnie, wręcz przeciwnie. Z tak cholerną intensywnością, że zakręciło mi się w głowie i gdyby mnie wtedy nie trzymał, upadłabym. Jednoczenie poczułam tabletkę, którą przed chwilą położył sobie na język.

- Połknij. - zniżył głos do szeptu.

Zadrżałam. Ton jego głosu wzbudził we mnie ciarki. Posłusznie zrobiłam, to o co prosił. Przejechałam językiem po jego ustach, rozgryzając ją i połknęłam. Oczy Coreya zalśniły w podnieceniu. Bez pytania kolejny raz wpił się w moje usta. Smakował mieszanką gumy truskawkowej, whisky i mięty. Nie przejmował się tym, że znajdowaliśmy się na tarasie z całą grupką innych osób. Podniósł mnie za tyłek i dosadził na barierce a ja oplotłam go nogami w pasie i przyciągnęłam do siebie. Przyległ do mnie dokładnie, po całej długości. Całował mnie czule, wolno, z cholerną pasją i tak namiętnie, że niemal czułam jak moje serce przyspiesza.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Where stories live. Discover now