17.

227 12 10
                                    

— Wyśmienicie. Zdaliście — powiedziałam i odwróciłam się do nich tyłem. Starłam ze skroni stróżkę krwi i podeszłam do mężczyzny stojącego w cieniu.

— Szybko poszło. Ci się nadadzą? — zapytał i spojrzał na nich przelotnie.

— Tak. Ich umiejętności sprawdzę jutro. A teraz zabierz ich stąd. Niech odpoczną i przygotują się na jutro — nawet nie zwróciłam uwagi na to, że rozkazuję samemu władcy, jednak ten chyba nie zwrócił na to uwagi, bo jedynie skinął głową i zniknął na chwilę za drzwiami.

Gdy wrócił, czterech mężczyzn natychmiast wstało i ruszyło za człowiekiem przyprowadzonym przez sułtana.

— Możemy już wracać — powiedział sułtan i zniknął za ścianą, którą tutaj weszliśmy.

Nie myślałam za wiele i ruszyłam w ślad za nim. Przeszłam przez dziurę i rozejrzałam się dookoła. Sułtan był parę metrów przede mną. Chciałam go dogonić, ale nagle poczułam silny ból głowy i zachwiałam się. Przystanęłam i złapałam się za bolące miejsce. Spojrzałam na dłoń, a na niej znajdowała się świeża krew. Więc krew spływająca mi po skroni nie należała do żadnego z mężczyzn, ale do mnie.

To zabawne. Nie pamiętam momentu, kiedy mogłam się w tym miejscu zranić.

Sułtan musiał chyba wyczuć, że nie podążam za nim, bo po chwili odwrócił się i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Chciałam zrobić krok do przodu, aby pokazać mu, że wszystko w porządku, jednak znowu się zachwiałam. Mężczyzna zmarszczył brwi i podszedł do mnie.

— Daj mi chwilkę i możemy iść dalej — powiedziałam mamrocząc pod nosem. Mężczyzna słysząc to skinął głową i zaczął rozglądać się dookoła, aby przypadkiem nikt nas nie zauważył. Staliśmy blisko głównej drogi, więc jego zachowanie było zrozumiałe.

Kiedy małe zawroty głowy minęły i chciałam zrobić krok, aby sprawdzić, czy jestem w stanie iść bez żadnych problemów, usłyszeliśmy odgłos zbliżających się kroków.

Sułtan nie czekając, chwycił mnie za łokieć i przycisnął do najbliższej ściany. Na ten nagły ruch zrobiło mi się ciemno przed oczami i gdyby nie silna dłoń mężczyzny, przyciskająca mnie do ściany, pewnie bym upadła. Czułam się nieswojo, kiedy mężczyzna znajdował się tak blisko zasłaniając mnie, jednak nic na to nie powiedziałam. Rozumiałam sytuacje.

Przełknęłam głośno ślinę, kiedy poczułam oddech sułtana na szyi. Dostrzegłam, że postać przechodzi centralnie obok nas. Wychyliłam się nieznacznie i dostrzegłam idącego dziwnym krokiem mężczyznę. W rękach trzymał jakąś butelkę i ciągle z niej popijał. No tak. To był zwykły pijak.

— Poszedł już — szepnęłam, kiedy mężczyzna zniknął za rogiem.

Murad odsunął się ode mnie, jednak nadal mnie trzymał jakby przeczuwając, że mogę upaść.

— Możesz już normalnie iść? Jeśli będziemy się ociągać możemy mieć kłopot z pozostaniem niezauważonymi — powiedział i zlustrował mnie spojrzeniem jakby oceniając, czy jestem w stanie podołać drodze.

— Dam radę — wyswobodziłam się z uścisku mężczyzny i ruszyłam przodem.

Kiedy szliśmy w tamta stronę, uważnie rozglądałam się dookoła, więc bez problemu udało mi się zapamiętać drogę powrotną. Ciągle słyszałam za sobą odgłos kroków sułtana, co dawało mi pewność, że mężczyzna podąża moim śladem.

Z głowy nadal ciekła mi krew, jednak ból stał się już znośni i nie przeszkadzał mi w funkcjonowaniu. Gdy dotarliśmy do kamiennej ściany, sułtan wystukał charakterystyczny rytm, a po chwili już mogliśmy przejść do wnętrza.

"Przekonaj Mnie" - Murad IVWhere stories live. Discover now