5.

445 20 15
                                    

Sama już nie wiem ile tutaj jestem. Dzień. Dwa. Tydzień. Miesiąc. Nawet nie wiem kiedy jest dzień, a kiedy noc. W mojej celi nie mam żadnego okna na świat. Dzień staje się nocą, a noc staje się dniem. Ciekawe czy Selim martwił się o mnie. Może jest mu na rękę to, że zniknęłam i nie musi sobie zawracać mną głowy? Przed opuszczeniem mojego starego lokum zostawiłam mu list, chociaż nawet nie wiem czy można było to nim nazwać. Znajdowały się tam tylko cztery słowa. "Przepraszam. Uważaj na siebie." 

Często tracę przytomność. Moje ciało jest w opłakanym stanie. Każdy ruch jest ogromnym wysiłkiem, a o bólu nie wspomnę. Drań dotrzymał słowa kiedy mówił, że zamieni moje ostatnie dni w piekło, ale w jednym się pomylił. Nie pragnę śmierci, jedyne co mnie trzyma przy życiu to zemsta i nie mam zamiaru się poddać. Będzie jeszcze cierpiał. Będzie cierpiał tak, jak wszyscy ludzie, których kiedykolwiek skrzywdził. Przyrzekam, wydostanę się stąd. Próbowałam się podnieść z tej zatęchłej, kamiennej podłogi, ale jedyne co udał mi się zrobić to niezdarnie usiąść. Przeklęty drań.

Następnego dnia po wizycie sułtana, chyba rano, nie wiem tego, przyszli po mnie jacyś zamaskowani strażnicy i wywlekli mnie z tego miejsca. Oczywiście próbowałam uciec, nawet kilka razy, ale niestety mieli przewagę liczebną.

Tortury zaczęli od podtapiania. Próbowali wyciągnąć ode mnie jakieś informację, ale niestety na nic to się zdało. Znosiłam wszystko w ciszy, nawet nie pisnęłam słówkiem, a z moich ust nie wydobył się żaden jęk. Kiedy zdali sobie sprawę, że to nic im nie da, zaczęli mnie podduszać. Zwykle kończyło się to utratą przytomności. Gdy i to nie przyniosło rezultatu, zaczęła się brutalna przemoc fizyczna. Byłam związana, a oni w najlepsze się bawili. Kopali, bili, co też kończyło się utratą przytomności. Mogę wiele znieść psychicznie, ale moje ciało zaczęło się buntować. Schudłam. Tam gdzie wcześniej doskonale były widoczne wyrzeźbione mięśnie, teraz dostrzec można było tylko kości odziane w szarą skórę pokrytą licznymi siniakami. Nie wiem co z moją twarzą, ale na pewno nie jest lepiej. Boję się o te wszystkie rany, w takich warunkach bardzo łatwo o zakażenie, co prowadzi do powolnej i bolesnej śmierci. Codziennie zjawia się tutaj jakiś sługa, nie wiem, ale jego strój na to wskazuje i przynosi mi dzbanek wody i kawałki chleba. Część wody wykorzystuje żeby przemywać większe rany, ale nie jest to łatwe, bo jest ich bardzo dużo, a przecież nie mogę umrzeć, a tym bardziej z pragnienia.

Źle się czuje, chyba będę wymiotować, ale nie dam rady doczołgać się do wiaderka na odpadki. Nędzny los. Zamknęłam oczy, żeby chociaż odrobine pohamować mdłości, co przyniosło skutek, nikły co prawda, ale to zawsze coś.

Ciekawe kiedy się Wielki Sułtan Murad się tym znudzi i każe po prostu mnie zabić. Nabrawszy trochę siły udało mi się doczołgać do wiaderka i tym razem już się nie powstrzymywałam wyrzuciłam z siebie całą zawartość żołądka.

MURAD:

Minął prawie miesiąc. Miesiąc, a ta podstępna kreatura nie pisnęła nawet jednym słówkiem, na temat tego kto ją przysłał, od naszego ostatniego spotkanie nie odezwała się ani słowem. Mam tego powoli dosyć. Tortury na nią nie działały. Każdy normalny człowiek już dawno by się poddał, ale ta kobieta dalej idzie w zaparte i najprawdopodobniej umrze. A na jej śmierci nie skorzystam ani ja, ani ona, więc dlaczego. 

Usiadłem na poręczy tarasu i spojrzałem w niebo. Nadchodzi zima. Państwo powinno być dobrze przygotowane na ten okres, z tego co wiem skarbce są zapełnione, a magazyny z żywnością w razie głodu są dobrze zabezpieczone. Gdy nadejdzie wiosna, czeka nas kolejna bitwa w tej wojnie. Musimy ją wygrać za wszelką cenę i raz na zawsze rozprawić się z panoszącym się wszędzie kościołem katolickim, który wpycha nos tam gdzie nie powinien. Od wielu lat nasze państwo toczy z nim wojny, w większość przypadkach wygrywając, ale w historii zdarzały się potknięcia i to właśnie one motywują wrogów do działania, dając im nadzieję na kolejną wygraną. Nie pozwolę na to. 

Otaczają mnie sami zdrajcy, a ja jestem zmuszony udawać, że nic o tym nie wiem. Jestem panem tego świata, a ci ludzie nie obawiają się kary jaka na nich może spaść za takie występki. Na moje miłosierdzie nie mają co liczyć. Wszyscy zginą, ale jeszcze nie teraz, jeszcze ich potrzebuje, żeby dowiedzieć się co ONA kombinuje.

— Panie, przepraszam, że przeszkadzam, ale to dotyczy twojego więźnia — powiedział jeden z moich zaufanych wezyrów. Mało osób wiedziało  co stało się tamtej nocy. Im mniejsza liczba osób była tego świadoma , tym zmniejszało ryzyko tego, że te informacje dostaną się do wezyrów, a co za tym pójdzie ludzie zaczną szeptać. i planować kolejny zamach stanu. 

— Co z nim? — zapytałem zamykając oczy.

— Otóż dalej nic nie powiedziała. Milczy jak zaklęta. Nawet podczas tortur z jej ust nie wydobył się nawet najmniejszy pomruk, a o jęku nawet nie można powiedzieć. Zachowuje się jakby ból nie sprawiał na niej żadnego wrażenia. Ludzie którzy są odpowiedzialni za wyciągnięcie z niej informacji zaczynają szeptać, że ta kobieta musi być opętana.

Zdziwiłem się. Wiedziałem, że nic nie powiedziała, ale nie przypuszczałem, że jej milczenie ma taki wymiar. Interesujące. Muszę zobaczyć to na własne oczy. 

— Czy teraz trwa kolejny etap tortur? — zapytałem, jej udrękę rozplanowałem na kilka etapów, żeby cierpiała jak najdłużej i jednocześnie miała czas do namysłu czy aby na pewno opłaca się milczeć. 

— Z-za kwadrans powinni zaczynać — odpowiedział wyraźnie zaskoczony.

Wyśmienicie. Muszę zobaczyć to na własne oczy.

Ruchem ręki odprawiłem starca, który ukłonił mi się i natychmiast odszedł. Odczekałem chwilę i nie wzbudzając niczyich podejrzeń ruszyłem korytarzem w tylko sobie znanym kierunku.

Ten pałac skrywa w sobie wiele tajemnic.

***

Byłem tam. Widziałem to i stałem jak zamurowany.

Nic. Zero reakcji. Zupełnie jakby nic nie czuła. Byłem pewien, że starzec to wyolbrzymia. Ale miał racje. Przerażające, a jednocześnie niesamowite. Żołnierz idealny. Wojownik, który jest wierny aż po grób, silny, odważny. Chce go. Chce JĄ. Ona ma się podporządkować. Ma zostać moim wiernym psem i nie interesuję mnie to, że próbowała mnie zabić i może zrobić to ponownie. Nie obchodziło mnie już kto jej to zlecił. Ta kobieta... Ta kobieta będzie idealna.

Podziwiałem z ukrycia to przedstawienie dopóki nie straciła ona przytomności. Kiedy jej oczy się zamknęły i już przez kilka chwil się nie otwierały, wyszedłem z ukrycia. Moi ludzie natychmiast zaprzestali jakichkolwiek czynności i złożyli pokłon. Dobrze, że wiedzą gdzie ich miejsce.

— Potajemnie przenieście tę kobietę do jakiejś komnaty, tylko takiej, z której tak łatwo nie ucieknie — chociaż wątpiłem, że w tym stanie będzie w ogóle mogła się ruszać, ale lepiej nie ryzykować — Najłatwiej będzie ją ukryć w haremie, wiecie chyba już jaką komnatę mam na myśli — wydałem rozkaz.

Już miałem odejść, kiedy przypomniałem sobie o bardzo ważnej rzeczy.

— Kiedy ją przeniesiecie, ty Emirze, sprowadzisz do niej jednego z lepszych medyków. Zrozumiano? — spojrzałem na niego, na co zauważalnie się skulił.

Wyśmienicie. Już nie mogę się doczekać. To będzie interesujące. Bardzo interesujące.

***

TRWAJĄ POPRAWKI!


"Przekonaj Mnie" - Murad IVWhere stories live. Discover now