31.

153 8 6
                                    

Tak jak powiedziałam wczoraj, o świcie zaczęłam zbiórkę. Musiałam oczywiście poczekać na nich dobre parę minut, bo widocznie zaspali.

Pierwszy pojawił się Ayaz i z niezadowoleniem usiadł na krześle w kuchni. Po nim kolejno zjawiali się Eymen, Yigit, a na końcu Hamza. Zlustrowałam ich od góry do dołu. Byli ubrani w wygodne, szare rzeczy, które znaleźli w przyniesionych ubraniach. Sama byłam ubrana podobnie, zarzuciłam pierwsze lepsze spodnie, koszule i na wierzch jakąś pelerynę, bo pogoda dzisiaj nie rozpieszczała.

Nie powiedziałam ani słowa, tylko ruchem ręki wskazałam, aby ruszyli za mną. Z ociąganiem, ale udali się w wskazanym kierunku.

Stanęłam na zewnątrz w lekkim rozkroku i zwróciłam się przodem do nich.

— Na początku musimy poprawić waszą kondycję i ogólną sprawność ruchową. Dlatego trasę, którą wam teraz pokaże będziecie pokonywać dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Kiedy skończycie biegać udacie się do kuchni po jedzenie i po krótkim odpoczynku, zaczniemy kolejny etap szkolenia. Wszystko jasne? — Skinęli głowami. — Świetnie, a więc za mną.

Ruszyłam lekkim truchtem, aby spokojnie mogli nadążyć. Nie wybrałam do końca łatwej trasy. Dzięki niej będą zmuszeni nie tylko do biegu, ale także do omijania licznych powalonych drzew, a także dołów wykopanych przez dzikie zwierzęta albo ludzi. Nie ważne. Początkowo biegliśmy przez polane, ale z biegiem czasu owa polana zaczęła się zmieniać w coraz to gęstszy las. Sprawnie omijałam napotkane przeszkody w postaci gałęzi i mniejszych gałązek, czego nie mogłam powiedzieć o moich towarzyszach. Co chwilę słyszałam jakieś syknięcia i odgłosy zawadzonych gałęzi. Zaczęli też dużo głośniej oddychać, co świadczyło o ich zmęczeniu. Co jak co, ale myślałam, że będzie gorzej. Dzięki temu, że biegli za mną udało im się uniknąć większości pułapek.

Gdy po prawie dwóch godzinach wróciliśmy do posiadłości ledwo stali na nogach. Nie sądziłam, że uda im się pokonać całą trasę za pierwszym razem. Stanęliśmy przed posiadłością. Kątem oka zauważyłam, że Eymen już leży na ziemi i próbuje wyrównać, zdecydowanie za szybki, oddech.

— I my niby mamy tak biegać dwa razy dziennie? Wykluczone, ja odpadam — powiedział, nadal walcząc o oddech.

— Nie marudź. Mogło być gorzej — zbyłam go i udałam się do środka, aby w końcu zjeść zasłużone śniadanie.

Nie musiałam długo czekać, bo pozostali niemal od razu ruszyli za mną. W kuchni o dziwo spotkaliśmy Yufusa, który wziął tylko kubek z wodą i bez słowa udał się w swoją stronę. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do szafek. Znalazłam chleb i ukroiłam sobie duży kawałek. Odwracając się dostrzegłam, że mężczyźni stoją w drzwiach i sami nie wiedzą co mają ze sobą zrobić.

— Nie będę was obsługiwać. Weźcie coś do jedzenia odpocznijcie, bo za godzinę zaczynamy trening.

Chciałam wyjść z kuchni, ale nie sądziłam, że coś może mi w tym przeszkodzić. A konkretnie okazało się to być nożem, którym chwilę wcześniej kroiłam chleb.

Zanim przeciwnik zdołał mnie drasnąć zrobiłam unik i sprawnym ruchem wytrąciłam broń jak się okazało Yigitowi, który okazał się na tyle głupi, żeby mnie atakować.

— Żałosne — powiedziałam tylko i wyszłam z pomieszczenia.

Że też on ośmielił się mnie zaatakować. Najmniej mówi z nich wszystkich, a do ataku pierwszy. Nie wiem czy to odwaga, czy głupota. Pokręciłam z pożałowaniem głowa i udałam się do pokoju.

Godzina minęła szybciej niż mogłabym przypuszczać. Wstałam z kanapy w pomieszczeniu, które prawdopodobnie miało robić za salon i wyszłam na korytarz. Mężczyźni nadal znajdowali się w kuchni, więc jedynie wychyliłam się przez drzwi i wskazałam, aby się zebrali i udali za mną.

"Przekonaj Mnie" - Murad IVWhere stories live. Discover now