6.

418 21 8
                                    

Gdy się obudziłam, a raczej odzyskałam przytomność, było mi przyjemnie ciepło, co było bardzo dziwne. W lochach zawsze było lodowato, ale przynajmniej to powodowało, że nie odczuwałam tak tych wszystkich siniaków i ran. Z wielkim trudem udało mi się otworzyć oczy, czego natychmiast pożałowałam, bo oślepiło mnie bardzo jasne światło. Gdzie ja jestem? Lochy to na pewno nie są. Spróbowałam ponownie otworzyć oczy, co tym razem poskutkowało i mogłam ujrzeć nad sobą sufit. Normalny, jasny, a nie ciemny i kamienny. Umarłam. Umarłam i trafiłam do nieba? To niemożliwe. Nie, nie , nie! Ja jeszcze nie mogę umrzeć! Próbowałam się podnieść, ale jakieś ręce mnie powstrzymały. Była to jakaś kobieta w podeszłym wieku. Chciałam o coś zapytać tą kobietę, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Postać zauważywszy to podała mi kubek z wodą. Gdy zwilżyłam już gardło byłam w stanie mówić, a przynajmniej tak mi się wydawało.

— Gdzie ja jestem? — zapytałam, zapomniawszy o moim wcześniejszym postanowieniu milczenia, bo szczerze byłam zdziwiona moją obecną sytuacją w jakiej się znalazłam.

— Moje dziecko, byłaś nieprzytomna przez dziewięć dni i już wszyscy myśleliśmy, że niebawem umrzesz, a tu taka miła niespodzianka, nawet nie wiesz jak się ucieszy — uśmiechnęła się do mnie, a ja spojrzałam na nią krzywo, bo nie odpowiedziała na moje bardzo ważne pytanie. Zauważywszy to kobieta natychmiast pośpieszyła z odpowiedzią na wcześniejsze pytanie.

— Jesteś w haremie, a dokładniej z jednej komnat na polecenie sułtana — odpowiedziała czekając na moją reakcję. Ja jedynie otworzyłam szerzej oczy. 

Co ten drań znowu wymyślił? Jeśli planuje zrobić ze mnie jedną z tych bezmózgich nałożnic, to gorzko tego pożałuje. Co temu potworowi chodzi po głowie. Miał zamienić moje życie w piekło, a nie przenosić do komnat w jego haremie. Jeśli zostanę w tej części pałacu to przyrzekam, że zwymiotuje.

Próbowałam wstać, tym razem nie powstrzymały mnie ręce, ale ogromny ból pleców. Skrzywiłam się i zaprzestałam prób wstania. Pamiętam. Wymyślili nową torturę. Bicie pleców cienkimi, wiotkimi gałązkami. Nie wiedziałam, że takie coś może sprawić tyle bólu. Moje ciało było w opłakanym stanie, ale teraz to było dużo gorzej. Nie mogę nawet głęboko oddychać, bo wywoływało to ból.

— Potrzebujesz czegoś moje dziecko? — zapytała widząc mój grymas na twarzy. Ta kobieta zaczyna działać mi na nerwy. Jest taka obrzydliwie miła, jakbym była jej co najmniej wnuczką. Mam ochotę zostać sama, muszę się jej pozbyć, a że nie jestem w stanie nic jej zrobić , muszę ją czymś zająć.

— Czy mogłabyś przynieść mi coś do jedzenia, najlepiej coś płynnego? — zapytałam próbując się uśmiechnąć, co chyba mi wyszło, bo kobieta uśmiechnęła się i wyszła.

Ponowiłam próbę podniesienia się z posłania. Tym razem z wielkim wysiłkiem mi się udało. Kiedy przykrycie opadło z mojego ciała, dopiero teraz zauważyłam, że wszystkie moje rany zostały obmyte, a te większe dokładnie opatrzone. Co ty potworze kombinujesz? Próbowałam wstać, ale nogi były jak z waty, ciężko było mi nawet nimi poruszyć, więc o staniu na własnych nogach mogłam tylko pomarzyć.

Siedząc na skraju łóżka omiotłam całą komnatę wzrokiem. Gdyby nie znajdowała się w haremie mogłabym zostać w niej na stałe. Była bardzo przytulna. Dużo regałów, a na nich masa książek. Duże łóżko, na którym obecnie się znajdowałam. Naprzeciw posłania były drzwi, a po prawej stronie małe okno, z którego mogłam oglądać świat zewnętrzny. Stęskniłam się za tym widokiem. Za błękitnym niebem, białymi obłokami, zielenią drzew, które obecnie stały się szare i bezlistne. Kiedy ostatni raz widziałam świat zewnętrzny, był on bardzo kolorowy. Liście mieniły się różnymi kolorami. Jak długo byłam tutaj? Ile czasu minęło?

Siedziałam i byłam bezradna. Nie mogłam uciec, za bardzo zniszczyli mnie fizycznie. Byłam prawie cała w bandażach. Ciekawe kto opatrzył moje rany, chociaż mogę się domyślać po tym w jaki sposób zostały założone, że był to najprawdopodobniej ktoś kto znał się na tym, może nawet przysłali do mnie medyka.

Muszę jak najszybciej odzyskać pełną sprawność i zaszyć się gdzieś na jakiś czas, żeby później móc zaatakować i zacząć upragnione, nowe życie.

Nawet nie wiem kiedy staruszka zdążyła wrócić z parującą miską zupy. Gdy na tacy postawiła przede mną talerz od razu chwyciłam za łyżkę i co prawda kosztowało mnie trochę wysiłku uniesienie ręki, to gdy posmakowałam zupy natychmiast o tym zapomniałam. Dawno nie miałam w ustach czegoś tak pysznego. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł cień uśmiechu, co nie uszło uwadze staruszki.

— Widzę, że ci smakuje dziecko. Teraz muszę cię opuścić, mam jeszcze inne zadania do wykonania, a ty odpocznij, wiele przeszłaś i jeszcze wiele cię czeka — powiedziała i wyszła tak szybko, że nie miałam nawet szansy zapytać jej co miała na myśli mówiąc, że jeszcze wiele mnie czeka.

Gdy skończyłam posiłek, poczułam się ogromnie senna, nie mogąc już walczyć z siłą wyższą poddałam się jej.

Wiatr wiał niemiłosiernie, a deszcz wybijał rytm tylko sobie znanej pieśni. Czułam, że ktoś mocno przytula mnie do swojego ciała i szepcze mi na ucho, że wszystko będzie dobrze, że mnie ochroni, ale ja wiem, że to tylko puste słowa, że ucieczka nic nie da. Mimo, że uciekamy na nic się to zda. Umrzemy, a po nas zostanie jedynie krwawy ślad w historii. Nagle powóz się przewrócił. Osoba, która miała mnie chronić była nieprzytomna, a ja słyszałam zbliżające się kroki. Nie myślałam już o niczym. Chciałam za wszelką cenę przeżyć, tylko wtedy nie wiedziałam, że będę musiała żyć z tym piętnem do końca życia. Wygrzebałam się spod zniszczonego pojazdu i zaczęłam uciekać ile sił miałam w moich małych, krótkich nóżkach. Już myślałam, że zgubiłam napastnika, kiedy nagle potknęłam się o wystający korzeń i runęłam jak długa twarzą w błoto. Przestraszona znowu usłyszałam te ciężkie kroki, następnie poczułam ten cuchnący oddech na karku...

— Znalazłem cię...

Obudziłam się z niemym krzykiem wymalowanym na twarzy. Miałam nadzieję, że te wspomnienia już przestały mnie nawiedzać, podczas pobytu w celi tylko raz miałam ten sen, ale myliłam się. One wciąż są we mnie i nadal są żywe wypalając tym samym dziurę w mojej duszy.

Wszędzie panował półmrok. Jedynym elementem, które dawało trochę światła był księżyc. Jego blask oświetlał całe pomieszczenie. Tęskniłam za moim towarzyszem, który zawsze był ze mną, który zawsze wskazywał mi drogę. Mój jedyny przyjaciel.

W nagłym przypływie siły spróbowałam podnieść się z posłania i wyjrzeć przez okno. Myślałam, że ta próba skończy się fiaskiem, ale ku mojemu zdziwieniu dałam radę utrzymać się na nogach mimo ogromnego bólu. Krzywiąc się dotarłam do okna, które było otwarte. Powiew nocnego, zimnego wiatru rozbudził mnie i dodał mi odwagi. Dał mi siłę na dalszą walkę z padyszachem, jak i samą sobą.

Nie wiem ile tak stałam, ale gdy zaczęłam opadać z sił wróciłam na posłanie. Już niebawem odzyskam pełnie sił i nic mnie już nie powstrzyma. Sułtan skończy tak jak na to zasłużył. Ze sztyletem w swojej piersi.

***

TRWAJĄ POPRAWKI


"Przekonaj Mnie" - Murad IVWhere stories live. Discover now