19.

219 11 20
                                    

Słyszałam, jak sułtan robi coś za ścianą. Po chwili pojawił się przede mną również ubrany cały na czarno, a na głowie zamiast zwyczajowego turbanu założył zwykły kaptur.

— Będziesz chciała wziąć coś z komnaty? — zapytał i zmierzył spojrzeniem mnie od stóp do głów.

Zastanowiłam się chwilę. W sumie miałam przy sobie jakąś broń, jednak nie byłam do końca pewna, czy będzie ona wystarczająca. Ostatecznie stwierdziłam, że niczego nie potrzebuję i w razie jakiś sporów wykorzystam walkę wręcz.

Pokręciłam więc głową na znak, że mam już wszystko. Mężczyzna tylko skinął i wychylił się przez drzwi sprawdzając, czy ktoś przypadkiem nie znajduje się na korytarzu. Kiedy widocznie nikogo nie zauważył dał mi znak ręką, żebym ruszyła za nim. Zawiązałam chustę, zakrywając pół twarzy i ruszyłam za sułtanem.

Rozbawił mnie fakt, że sułtan wymyka się nawet własnym strażnikom. Zaskoczył mnie tym. Może faktycznie nie ma tak dużej władzy, na jaką wskazują pozory. Znowu wystukał odpowiedni rytm i znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu. Szliśmy w ciemności nawet nie zwracając na siebie uwagi. Przynajmniej ja tak robiłam. Ciągle miałam w pamięci jego wybuch. Po części było to moją winą, w końcu moje słowa mogły go sprowokować, jednak on nie powinien zapomnieć o tym, że nie podporządkuje się mu. Nie będę jego posłusznym psem.

— Jak ci na imię? — dotarł do moich uszu niski głos mężczyzny. Zaskoczył mnie, po raz kolejny tego dnia.

Nie zdziwił mnie fakt, że chce poznać moje imię, ale to, że najwyraźniej nadal go nie zna. A może zna tylko chciał przywrócić nasze stosunki na pozytywne tory.

— Ayliz — powiedziałam pewnym głosem. Seda już je poznała, więc nie było sensu go zatajać. Nawet na niego nie spojrzałam tylko dalej kierowałam się przed siebie.

Sułtan chyba dostrzegł mój paskudny humor, więc nic już więcej nie powiedział. Wytrącił mnie z równowagi nie fakt, że mężczyzna mi groził, lecz fakt, że znowu się zawahałam. Nie mogłam pojąc co jest tego przyczyną. Przecież to nie tak, że mam jakiś uraz do podcinania gardeł po śmierci Selima. Wczoraj bez najmniejszego oporu, a nawet z przyjemnością to zrobiłam, więc dlaczego?

Miałam wrażenie, że jakaś siła nie pozwala mi tego uczynić. Nie wierzyłam w czary, czy nawet przesądy. To nie miało zupełnie sensu.

— To tutaj — moje rozmyślania ponownie przerwał głos sułtana — Czekają już w środku, chcesz zostać z nimi sama, czy towarzyszyć ci?

— A ufasz mi na tyle żeby pozwolić mi z nimi zostać sam na sam? — zadałam pytanie. Spodziewałam się, że zaprzeczy, jednak ten niepewnie skinął głową, jakby nie był do końca pewny.

— Wchodzę sama, jednak stój na czatach, jeśli stracę kontrolę, zagwizdam — przelotnie spojrzałam na twarz mężczyzny. Zmarszczył on brwi na moje słowa, jednak nic już nie powiedział, a ja zniknęłam wchodząc do pomieszczenia, w którym było mi dane wczoraj walczyć.

Na ziemi siedzieli już mężczyźni. Czwórka mężczyzn jakby na zawołanie zwróciła swoje twarze w moją stronę.

Odwiązałam chustę z twarzy i owinęłam ją wokół nadgarstka. Stanęłam naprzeciwko mężczyzn i siadłam na podłodze.

Przez chwilę obserwowałam ich. Zastanawiałam się jak mam zacząć z nimi rozmawiać, żeby sytuacja z wczorajszego dnia się nie powtórzyła.

— Jak mam na was mówić — postanowiłam zacząć od formalności.

Czwórka mężczyzn spojrzała po sobie niepewni jak powinni na to zareagować. Pierwszy przełamał się ciemny blondyn, z którym chyba wczoraj zaczęłam rozmowę zanim ten niewychowany osiłek nam przerwał.

"Przekonaj Mnie" - Murad IVWhere stories live. Discover now