4.

445 21 13
                                    


Obudził mnie potworny ból głowy. Z wielkim trudem udało mi się otworzyć oczy. Kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do panującego półmroku, dostrzegłam, że znajduję się w celi. Nagle uderzyły we mnie wydarzenia sprzed utraty przytomności. Uderzenie w tył głowy, walka ze strażnikami, nóż nad sercem sułtana. Przez to głupie zawahanie wylądowałam w lochu. Mogłam już dawno być daleko stąd, zaczynać nowe życie, ale przez tą głupią chwilę straciłam wszystko, a niebawem stracę życie. 

Nie! Nie poddam się! Nie po to tyle poświęciłam żeby tak łatwo się teraz poddać. Będę walczyć. Nawet jeśli godzina mojej śmierci zbliża się nieubłaganie, muszę coś wymyślić, to jeszcze nie koniec. 

Mimo ogromnego bólu w lewym udzie, które zostało zranione w czasie potyczki ze strażnikami, udało mi się wstać. Gdyby nie pobliska ściana, pewnie leżałabym jak długa na ziemi. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam na sobie swojego kombinezonu, tylko jakieś łachmany. Jeśli go zniszczyli przyrzekam, że będę ich nawiedzać zza grobu. 

Cela była mała, pod lewą ścianą znajdowało się coś co miało chyba przypominać posłanie, obok niego dostrzegłam jeszcze łańcuchy, a w pobliskim kącie ustawiono jakieś wiaderko, wiadomo do czego miało to służyć. Wzięłam głęboki oddech i starałam się jasno ocenić swoje szanse na ucieczkę z tego miejsca, mimo że szanse na to były praktycznie zerowe. Nie było tutaj żadnego okna, kraty były wstawione podwójnie. Podeszłam bliżej i zaczęłam oglądać je z każdej strony. Solidne, pewnie niedawno wytopione, więc nie ma szans na ich wywarzenie, skruszenie czy wygięcie. Były tak gęste, że przeciśnięcie przez niej nawet głowy nie wchodziło w grę. Pokuśtykałam w stronę pryczy, usiadłam na niej i zaczęłam dokładnie oglądać swoją ranę. Na szczęście nie była ona głęboka, nawet udało się uniknąć większego zabrudzenia jej, co w tych warunkach graniczyło niemalże z cudem. 

Westchnęłam, po czym ułożyłam się wygodnie na posłaniu i zaczęłam uważnie lustrować sufit. Nawet nie wiem kiedy ogarnęła mnie senność i zasnęłam. 

***

Obudził mnie głośny szczęk krat, co oznaczało, że mam towarzystwo. Na razie postanowiłam, nie informować mojego gościa o tym, że się wybudziłam. Wnioskując po krokach, to mężczyzna. Stanął nade mną i przez parę dobrych chwil pozostał bez ruchu, mogłam się tylko domyślać, ale najprawdopodobniej lustrował moją postać wzrokiem. Najchętniej zerwałabym się teraz z miejsca i jednym ruchem skręciła kark, ale potrzebuję sojuszników żeby się stąd wydostać. Kiedy nieznajomy wyciągnął rękę żeby mnie dotknąć złapałam za nią i otworzyłam oczy. 

Kiedy dostrzegłam, że na przeciwko mnie znajduje się powód mojego całego cierpienia, odepchnęłam go tak, że delikatnie zatoczył się do tyłu, zerwałam się na równe nogi i przygotowałam się do ataku. Mężczyzna nie był zdziwiony moim posunięciem, bo natychmiast sparował mój cios wymierzony w jego stronę. Próbowałam mu podciąć nogi, jednak bezskutecznie, ponieważ ten z dziecinną łatwością unikał ataku. Po kolejnym niecelnym ciosie spojrzałam na jego twarz. Kiedy zobaczyłam ten półuśmiech wyższości coś we mnie pękło. Porzuciwszy wszelki zdrowy rozsądek wskoczyłam na pryczę i wykorzystując ścianę do podpory skoczyłam w stronę sułtana, gdy zauważyłam, że ten przyjmuje pozycje żeby mnie zaatakować w ostatniej chwili uchyliłam się przed ciosem i w konsekwencji musiałam odbić się od krat boleśnie raniąc plecy. Popatrzyłam na sułtana i po raz kolejny zaszarżowałam. Nie miałam pod ręką żadnej broni, więc musiałam albo skręcić mu kark, albo udusić, co wcale, przy posturze i umiejętnościach walki mężczyzny, nie było taki łatwe. Gdy udało mi sie trafić w jego brzuch ten zachwiał sie nieznacznie, co było moją okazją, niemalże natychmiast kopnęłam go ponownie w to samo miejsce, kiedy ten był na czworakach, zaszłam go od tyłu i złapałam za jego głowę, jednak nie dane mi było zadać ostatecznego ruchu gdyż ten niespodziewanie się podniósł, a ja zawisłam na jego plecach, ten szybko orientując się w sytuacji, przycisnął mnie ciężarem swojego ciała do pobliskiej ściany. Nagle sułtan się odwrócił i teraz stał przodem do mnie. Nie czekając na jakikolwiek ruch z jego strony chwyciłam dwoma dłońmi jego krtań, na co ten jedynie się uśmiechnął i wolną dłonią chwycił za moje zranione udo. Gdy poczułam uścisk jedną ręką sięgnęłam do ręki sułtana i próbowałam rozluźnić jego palce, jednak te zaciskały się coraz mocniej sprawiając, że uścisk mojej prawej dłoni, która wciąż pozostawała na krtani sułtana, stawał się słabszy. Próbowałam wymyślić jakieś rozwiązanie z tej sytuacji jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Sułtan widząc moją bierną postawę postanowił w końcu wyswobodzić swoja szyje spod mojej ręki. Lewą dłonią sięgnął i jednym ruchem oderwał moją dłoń i przygwoździł mi ją w pobliżu mojej głowy. Widząc, że sułtan ma dwie ręce zajęte, chciałam go kopnąć, jednak ten szybko się zorientował w moich zamiarach i puszczając moje udo zasłonił się przed atakiem. 

"Przekonaj Mnie" - Murad IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz