za kulisami 1

48 11 1
                                    

przeszłość Baekhyuna i Chanyeola

studia

~Baekhyun

Składając podanie do szkoły aktorskiej nie spodziewałem się w ogóle pozytywnego odzewu. Widząc jednak list gratulacyjny na moim kuchennym stole o mało nie narobiłem w gacie ze szczęścia. To był mój najambitniejszy z planów jaki miałem na siebie. Nie byłem wszechstronnie uzdolniony jak mój brat, który dostał się na prawo, medycynę i jeszcze na jakieś inne inżynierskie czy architektoniczne studia. Pojebany nie? To chore być dobrym we wszystkim, a jeszcze bardziej spierdolone jest mieć takiego ananasa za członka rodziny. Broszkę dumy i chluby rodzinnej nie było mi dane przywdziać tak naprawdę nigdy, ale nie odczuwałem z tego powodu jakichś dyskomfortów. Rodzice w zasadzie kochali nas po równo i to było dla mnie najważniejsze, cieszył mnie fakt, że sukcesy tego głąba nie są pretekstem do większej dawki miłości. Chociaż z drugiej strony nie miałem nigdy możliwości dogłębnie sprawdzić, ani zapytać rodziców o to jak kochają mnie i tego nieudanego pierwszego naleśnika.

Oczywiście wszyscy zawzięcie mi kibicowali w dostaniu się na te studia, a ja zalewałem się hektolitrami potu ze stresu, bo na egzaminie wstępnym odwaliłem taką manianę, że aż ten występ powracał do mnie w snach. Serio, to było tak tragiczne, że potrafiłem po tym koszmarze obudzić się w środku nocy i nie móc uspokoić się przez kilka dobrych godzin. Znajomi jednak mówili, że stres to normalny element, a że umiem go całkiem dobrze zamaskować, to myśleli, że dostałem się na te studia z palcem w dupie i już od razu byłem pewny, że szczytuję na liście kandydatów. No cóż... jakby się dowiedzieli jak było naprawdę. Hipotetyczny palec w dupie faktycznie może w niej tkwił, ale swoim jestestwem w tej czarnej dziurze nie zwiastował żadnych sukcesów, a jedynie smród, kiłę i mogiłę. Tak myślałem, oczywiście potem miło się zaskoczyłem, co nie zmieniało faktu, że pod paznokciem nadal miałem te obrzydliwe, brązowe resztki strawionego pokarmu. Masakra!

Po długich oczekiwaniach, nieprzespanych nocach i setkach zużytych blokerów do potu moje prośby zostały wysłuchane przez bogów i dostałem się na moje wymarzone, aktorskie studia. Rodzice, jak to rodzice cieszyli się, że w ogóle dostałem się na jakikolwiek kierunek. Chociaż mama czasem łapała się za głowę i bardzo dosadnie sugerowała mi, że branie heroiny to nie będzie dobre rozwiązanie moich problemów. Nie do końca rozumiałem o co jej chodzi, zwłaszcza, że bałem się igieł i przed każdym pobraniem krwi dostawałem okropnych ataków paniki. Raz tak się wystraszyłem, że musieli mnie przypiąć do kozetki pasami bezpieczeństwa. Z perspektywy czasu brzmi to całkiem śmiesznie, ale jedenastoletni Baekhyun rzucający się po tej kozetce to wcale nie taki śmieszny widok. Teraz trochę mi przeszło, ale i tak lamentuję jak muszę iść na badania. Odwracam wzrok, a po zabiegu zawsze proszę o plasterek z misiem. Tata zaś nie odnosił się do moich studiów ani bezpośrednio, ani metaforycznie. Mówił, że jest OK. Chwaliłem się, że zdałem egzamin z dykcji –OK.
Zaliczyłem najtrudniejszy z tańców towarzyskich– OK.
Wygrałem konkurs poezji śpiewanej– OK.
Zawsze lepsze OK niż nic. Chociaż oboje podchodzili do mojego wyboru łagodnie i ze zrozumieniem to widziałem, że czują pewien zawód w związku, że nie wybrałem jakichś prawniczych czy medycznych studiów. Ta pewnie. Jestem taki głupi, że zamiast ręki przyszyłbym komuś nogę, a jakbym miał wygłosić przemówienie przed sądem to pewnie zamiast obronić mojego klienta wrzuciłbym go do pierdla na dożywocie. Także pozostawiłem ich ambitne marzenia w cieniu, na rzecz czegoś gdzie mógłbym dać upust moim emocjom, których nie mógłbym okazywać w tak konkretnych i poważnych zawodach.

— Co za szlora... wykupiła mi ostatnią sałatkę— warczę do siebie pod nosem widząc jak jakaś dziunia landryna maszeruje dumnie z moją ulubioną sałatką z ciecierzycą i tofu w sosie musztardowym. Bufet tego dnia pęka w szwach, nie wiem w zasadzie czemu, bo nikt nie lubi zbytnio tutaj przebywać. No i oczywiście wszyscy obsrańcy nagle dostali ochoty na moją ulubioną sałatkę. To już w ogóle dzień świra.

𝒜𝒞𝒯𝐼𝒪𝒩! «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Where stories live. Discover now