scena 6

128 24 3
                                    

~Baekhyun

Tydzień w Tajlandii był dla mnie jak oczyszczająca kąpiel. Praktykując każdego dnia na hotelowej podłodze jogę, wiedząc, że jestem w tak cudownym i malowniczym kraju, czułem się jak zupełnie inny człowiek. Tyle cudownych miejsc wyssało ze mnie masę złych emocji. Naprawdę! Czułem się świetnie. Ale po czterech dniach mi się znudziło i chciało mi się wracać do domu, ale jakbym wrócił za wcześnie, to Kyungsoo zaciągnąłby mnie od razu na plan, a tego to mi się jeszcze bardziej nie chciało robić. Tak więc kolejne kilka dni spędziłem na biernym wypoczynku, czyli spaniu, korzystaniu z hotelowych atrakcji i kilku wycieczek wykupionych razem z całym wyjazdem.

W końcu wróciłem do domu i od razu po przekroczeniu progu uderzył mnie przykry obowiązek bycia odpowiedzialnym za samego siebie. I wiecie co sobie wtedy powiedziałem? Pieprzyć to i napiłem się wina. Wiedziałem, że następnego dnia muszę już zjawić się w tańczącym kurwidołku Oha, bo wystarczająco nadużyłem jego cierpliwości. Czy żałuję tego co zrobiłem? Pff nie.

Z łóżka wstaję z samego rana i oczywiście nie spiesząc się, jem coś co ludzie nazywają śniadaniem. Rozciągam się trochę praktykując moją ukochaną jogę, a następnie w spokojnym tempie udaje się do auta, którym z najniższą dozwoloną prędkością dostaję się na parking studia. Tak mi się nie chcę tam wchodzić, że aż sięgam
po kolejną fajkę tego ranka. Kierując się w stronę pobliskiej ławki na placyku zieleni w centrum miasta, wsuwam papierosa między wargi. Opadam na drewniane deski i opieram wygodnie plecy o mniej wygodne oparcie.

— A ty co byś zrobiła na moim miejscu jakbyś musiała spotkać się znowu ze swoim byłym mężem?— mruczę do dziewczyny siedzącej obok. Nie spoglądam na nią, tylko w niebo. Czuję się jak w jakimś filmie o podłożu filozoficznym. Chyba powinienem postarać się o angaż w takim.

— Ale... ja nie mam męża.

— O kurwa to szczęściara z ciebie. Lepiej żebyś jak najdłużej nie miała bo wyssie z ciebie tylko co najlepsze— zaciągam się papierosem i wypuszczam obfitą chmurę dymu z ust.— Bucha?

— Mamo!— podrywa się z ławki i na krótkich, kaczych nogach biegnie w stronę centrum handlowego.

— A spieprzaj smarku— wykrzywia usta i wzruszam ramionami.— Nie wiesz kim jestem. A za dziesięć lat to będziesz wieszać moje zdjęcia w pokoju na ścianach!

Wyrzucam niewypalonego do końca peta do śmietnika i kieruję się do wieżowca.

— Głupia smarkula— przechodzę przez szklane drzwi i windą wjeżdżam na odpowiednie piętro.— Nic mi nie pomogła...

Mamrocząc niezadowolony pod nosem wchodzę do biura Oha zastając w nim już Kyungsoo, Junmyeona, Chanyeola oraz naszego cudownego reżysera. Uśmiecham się idiotycznie jak diwa kiedy wszystkie spojrzenia kierują się na mnie. Ostatnio ludzie patrzyli na mnie z taką mieszanką uczuć w liceum na matmie, kiedy nauczyciel wywołał mnie do odpowiedzi, a jedyne co pamiętałem to wzór na deltę. Ale dzięki mojemu urokowi osobistemu wybroniłem się z pozytywnym wynikiem, więc nie wiem czemu teraz miałoby się nie udać.

— Boże— wzdycham teatralnie.— Jak cudownie, że na mnie czekaliście. Nie uwierzycie co się stało po drodze. Jakieś dziecko zaczęło napastować mnie słownie i musiałem wyjaśnić gnoja— siadam obok Kyungsoo zakładając nogę na nogę.— Nie wiem ile miało lat... może pięć, ale z takimi to tym bardziej trzeba krótko.

— Doceniamy twoje metody wychowawcze?— Oh nie jest pewien jak powinien to nazwać, więc jedynie wyrwraca oczyma.— Ale naprawdę chcielibyśmy już zacząć spotkanie.

— No świetnie— kiwam głową i uderzam otwartą dłonią o biurko.— Ja już mam pierwsze zastrzeżenie. Żadnych dzieci w filmie. Jak się ich dotyka to są miękkie i ciepłe, a to niekomfortowe uczucie.

𝒜𝒞𝒯𝐼𝒪𝒩! «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Where stories live. Discover now