२꣢१꣡

924 66 19
                                    

San chciał pójść razem z Wooyoungiem, ale kobieta stanowczo nakazała mu poczekać na korytarzu. Naprawdę się bał. Nie chciał, by Jung znów musiał się niepotrzebnie denerwować. Gdyby poszli tam razem byłoby im łatwiej.

Zdenerwowany usiadł na ławce pod ścianą wpatrując się w drzwi od pokoju nauczycielskiego. Tak bardzo starał się ukryć Wooyounga, by nie musiał dzielić się z innymi swoimi doświadczeniami, ale teraz wszystko szlag trafił. Miał nadzieję, że sytuacja Junga się nie pogorszy.

Co chwilę spoglądał na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić ile czasu już minęło. Minuty sprawiały wrażenie, jakby nagle stały się dłuższe, niż zazwyczaj. Zaczął tupać nogą coraz bardziej się stresując. Nie wiedział w jakim stanie będzie Wooyoung po wyjściu z pomieszczenia i czy przypadkiem znowu nie będzie musiał go uspokajać. Nie miał za złe chłopakowi, że jest wrażliwy, na jego miejscu prawdopodobnie też byłoby mu ciężko zachować kamienną twarz. Dlatego też podziwiał go i postrzegał jako bardzo silną osobę. Walczył pomimo trudnej sytuacji i San to bardzo szanował.

W końcu drzwi się otworzyły i San zobaczył w nich swojego przyjaciela. Od razu wstał gotów, by go pocieszyć. Jednak Wooyoung był spokojny, a przynajmniej na takiego wyglądał. Po kilku słowach pani Lee odszedł wraz z Sanem trzymając starszego w niepewności. Dopiero gdy oddalili się korytarzem, odetchnął głęboko.

- Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony San.

- Chyba się udało.

- Co?

- Skłamałem. Chyba mi uwierzyła. Ale omal nie zszedłem na zawał - powiedział słabym głosem. Dopiero teraz San zauważył jak całe jego ciało drży.

- Może odprowadzę cię do domu?

- Nie. Idę do sklepu.

- Ale w twoim stanie...

- Praca to praca, San. Nie mogę od niej uciekać.

- Wooyoung masz siedemnaście lat. Rozumiem, że jest to jakiś wiek do zarabiania na siebie, ale nie przesadzaj. Nie utrzymujesz przecież całej rodziny.

San dostrzegł zmianę w mimice przyjaciela. Wooyoung znów był smutny i zdenerwowany. Zacząl zastanawiać się, co ujął niewłaściwie. Jung bez słowa ruszył przed siebie nie czekając na starszego. Ten jednak dogonił go nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi.

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał.

- Zostawiłem parasol na twojej szafce. Dzięki.

I poszedł. Przez chwilę San zastanawiał się, o jakim parasolu mowa, ale dość szybko przypomniał sobie wczorajszy dzień. Nie rozumiał tylko co ngle wstąpiło w Wooyounga, że był tak oschły. Nie rozumiał, dlaczego znów go odpycha.

Docierając do domu San zauważył zaparkowany na podjeździe samochód swojego brata. Ucieszył się na myśl, że Changsuk ich odwiedził, miał nadzieję, że będą mieli czas, żeby porozmawiać. Szybkim krokiem wszedł do domu, już z progu słysząc kłótnię. Domyślał się czego dotyczyła. Jego brat mówił podniesionym głosem, co świadczyło o jego zdenerwowaniu. San mimo wszystko chciał posłuchać, o czym rozmawiają.

- Zamierzasz do końca życia być kawalerem? Ja chcę wnuki! - mówiła z pretensją rodzicielka.

- Mam dopiero dwadzieścia trzy lata, a ty zachowujesz się, jakbym miał co najmniej trzydzieści! Nie spotykam się z nikim, bo nie czuję takiej potrzeby, najważniejsza dla mnie jest praca i pieniądze.

- I co z nimi zrobisz? Zabierzesz do grobu?

- Mamo proszę cię. Przerabialiśmy to tyle razy. Jeśli kogoś poznam, to wam przedstawię, a póki co dajcie mi spokój. Mam na głowie wiele innych problemów.

- Jakich na przykład?

- Swoich prywatnych, które was nie dotyczą. A teraz wybaczcie, ale muszę pilnie jechać do biura - oznajmił, a San usłyszał kroki zbliżające się do wyjścia z kuchni, gdzie miejsce miała kłótnia.

Drzwi otworzyły się, a Changsuk stanął przed Sanem przyglądając mu się zdziwiony. Nie był świadomy tego, że młodszy brat był świadkiem tej bezsensownej kłótni. Zawsze chciał mu ich oszczędzić, więc cieszył się, że jeszcze nie wrócił ze szkoły, ale jak się okazało, wszedł niezauważalnie, nawet nie dając o sobie znać.

- Długo tu stoisz? - spytał przymykając drzwi.

- Przyszedłem przed chwilą.

- Wybacz, że musiałeś tego słuchać. Trochę mnie poniosło.

- Nie szkodzi. Wiem, jakie to irytujące, gdy zawsze pyta o dziewczyny. Mnie też to męczy.

- Mówisz o szkole? - przenieśli rozmowę na zewnątrz, do ogrodu, spacerując po żwrowym podjeździe.

- Ta. Chyba nie dociera do niej, że nie wszystkim musi się ktoś podobać. A przynajmniej nie mam nikogo takiego na ten moment.

- Dużo się ze mną denerwowała, więc teraz jest zmartwiona, bo jesteś taki sam - uśmiechnął się starszy - Ale nie spiesz się. Jeśli będziesz próbował zakochać się na siłę, sprowadzisz tylko na siebie nieszczęście. Ja sam wiele razy próbowałem zadowolić mamę.

- Mówiłeś, że nie miałeś nigdy dziewczyny.

- Bo nie miałem. Próbowałem sobie wmówić, że ktoś mi się podoba, ale to tylko sprawiało, że czułem się ograniczony. Wolałem skupić się na nauce, by mieć dobre wyniki, a później skończyć studia. Uznałem, że miłość mi do tego niepotrzebna - zaśmiał się.

- To nie tak, że nie chcę się zakochać. Po prostu nie czuję... Tego czegoś. Nie wiem jak to wyjaśnić.

- Rozumiem cię. Tak jak mówię, nie spiesz się. Wszystko w swoim czasie. A teraz będę się zbierał

- Nie zabrałem ci za dużo czasu?

- Nie. Właściwie, nie zamierzałem jechać do biura. To była wymówka, żeby się ulotnić. Pewnie pojadę się napić, żeby wyładować negatywną energię.

- Tylko nie przesadź.

- Jasne - prychnął, po czym zmierzwił włosy Sana wsiadając do samochodu - Trzymaj się młody.

- Przyjedź czasem pogadać. Brakuje mi towarzystwa.

- Od tego ma się przyjaciół w tym wieku - prychnął odpalając silnik i wyjeżdżając z pod posesji, machając jedynie krótko młodszemu, nim zniknął za bramą.

Wooyoung odliczał minuty do końca zmiany. Był już zmęczony tym dniem, chciał najzwyczajniej w świecie odpocząć. Cała ta sytuacja w szkole bardzo go zestresowała i sprawiła, że opuściła go energia. Czuł się też źle wobec Sana, którego potraktował bardzo oschle, choć nie mógł być świadom tego, co powiedział źle. Wooyoung nie rozmawiał z nim i to było głównym problemem. San nie wiedział o wielu rzeczach i przez to miały miejsce sytuacje jak ta.

Próbując ustać jeszcze stabilnie na nogach skierował się w drogę powrotną do domu. Jazda autobusem o tej porze nie należała do uciążliwych, bo przez niewielką ilość osób, mógł spokojnie zająć jedno z miejsc na tyłach. Miał wtedy chwilę spokoju, kiedy mógł się wyciszyć i choć przez chwilę opanować niespokojne myśli. To była chwila ulgi.

Kiedy jednak znalazł się już na przystanku i ruszył w stronę osiedla, zobaczył pod swoim blokiem znajomy samochód. Przystanął na chwilę rozważając ucieczkę, by tylko uniknąć konfrontacji z mężczyzną, ale chyba było już za późno. Światła samochodu włączyły się, a zaraz potem ruszył od w jego kierunku powoli. Gdy był już obok, zatrzymał się uchylając szybę. Wooyoung miał nadzieję, że nie słychać jego szybko bijącego serca.

- Wsiadaj - powiedział stanowczo, a po samej jego twarzy było widać, że nie jest w humorze.

- Ale-

- Powiedziałem wsiadaj!

Wooyoung bardzo chciał się sprzeciwić, ale nie wiedział jak. Poznał już mężczyznę na tyle dobrze, że był w stanie przewidzieć, co go czeka, jeśli bardziej go zdenerwuje. Bez słowa więc wsiadł do samochodu modląc się, by mimo wszystko miał następnego dnia siłę, by podnieść się z łóżka.

Holo • Woosan ✓Where stories live. Discover now