Fajnie, że przyszłaś

4.8K 174 33
                                    

– Ej! Brytyjka poczekaj!

Marszczę brwi i się odwracam. Na serio to będzie teraz moja ksywka?

Podchodzi do mnie jakiś chłopieć, chyba w moim wieku.

– Jestem Peeta.

To blondyn. Ma grzywkę, gęste brwi i duży nos. Nie jest ani chudy, ani gruby, ale ma coś w sobie... przystojnego? Jako całokształt jest... spoko.

– Ty masz na imię...?

– Charlotte.

– Fajnie załatwiłaś tą jędzę.

Kiwam głową i  fałszywie się uśmiecham.

– Zawsze do usług.

Peeta skanuje mnie wzrokiem i po chwili się odzywa:

– Idziemy zawsze na długiej przerwie do palarni. Możesz iść z nami, jeśli chcesz.

Palarnia?

Czyli w szkołach dla bogatych ciołków też je mają. Jasne, że w moim dawnym gimnazjum była i byłam tam regularnym gościem.

To nie tak, że jakoś lubię palić, ale po prostu zawsze tam szły najfajniejsze osoby. A przecież nie będę się na nich gapić i jeść kanapki, jak oni palą.

Wzruszam ramionami:

– Gdzie jest?

On się uśmiecha tajemniczo.

– Czekaj przed wyjściem do szkoły po lekcji na przerwie obiadowej

I odchodzi wysyłając oczko w moją stronę. 

***

– Fajnie, że przyszłaś.

To Peeta. Wyszliśmy już z palarni. Wracamy z jego znajomymi, ale idziemy kawałek od nich i nas nie słyszą.

– Myślałeś, że nie przyjdę?

– Nie każdy pali.

– A jednak mnie zapytałeś... – Spoglądam na niego z  odrobiną ciekawości. – dlaczego?

On wyszczerza zęby.

– Bo wyglądasz na naszą.

Naszą?

Ciekawe, co ma na myśli. Zgaduję, że zbuntowane bogate dzieciaki. To nawet zabawne, jeszcze tydzień temu rzucałam w nich szklanymi butelkami i wyzywałam od bananowych dzieci w UK.

A teraz sama jestem jedną z nich.

No chyba. Jest jeszcze szansa, że na serio zostanę pokojówką Monetów.

Wzdrygam się i odruchowa drapię się po udzie.

***

Wchodzę do rezydencji. Jest już 15:04. Niby kończę lekcje o 14:00 i mamy jakieś trochę ponad 30 minut drogi, ale żegnałam się ze znajomymi.

Oczywiście na palarni.

Lekko się uśmiecham. Na razie nie jest tak źle. Cholera moja siostra jest bogata, może w sumie ja też. W szkole znalazłam nawet luźnych gości. Oczywiście nie dorównują moim starszym znajomych, nawet w połowie. Wydają się mieć dużą wiedzę, ale szkolną. Pewnie jakbym im zapytała co to mieszkanie na zasiłek, to by nie wiedzieli. Trochę mnie to irytuję, ale jak nie ma się czego się lubi, to lubi się to, co się ma.

Czy jakoś tak to leciało.

Mam zamiar iść na górę do swojego pokoju, ale zatrzymuje mnie męski głos:

- Skończyłaś lekcje ponad godzinę temu.

To Will. Siedzi w kuchni i je jakiś ryż.

– Umm... sorka – odzywam się naprawdę cicho i drapię się po głowie, jakby było mi wstyd.

Mam nadzieję, że tym go usatysfakcjonuje i da mi spokój. Ale on chyba nie jest wściekły.

– Lubisz ryż z warzywami i kurczakiem?

– Chyba tak.

– To siadaj i jedz.

W sumie nawet dobrze, że zapytał. Jestem dosyć głodna, w końcu nic jeszcze dzisiaj nie jadłam.

Nigdy nie jadłam zbytnio dużo. U ojca nie miałam wiele jedzenia. 

Mam niedowagę. Ale nie jest źle. Do tego jestem wysportowana, więc zawsze mogę zwalić winę nazbyt duży ruch.

– Jak było w szkole? – pyta Will. Brzmi miło i odłożył nawet telefon, żeby ze mną porozmawiać.

– Dobrze.

Jest chwila ciszy. Po prostu jemy, ale niestety on musi się po chwili odezwać.

– System nauki na pewno tutaj jest trochę inny niż u was. Jeślibyś potrzebowała pomocy, mów. Zapiszemy cię na korepetycję.

To nawet miłe.

Korepetytor w końcu kosztuje fortunę. Ale po chwili sama do siebie prycham w myślach. Drogie? Dla nich to pewnie drobniaki, ale naprawdę drobniaki. Jak dla nasz jednogroszówki w portfelu.

– Dzięki.

On marszczy brwi.

– Za co?

– Za to, że mnie wzięliście.

On zastyga w miejscu zaskoczony, ale szybko się ogarnia i uśmiecha się do mnie uprzejmie.

– Nie wyobrażam sobie, że mogliśmy postąpić inaczej. Jak moglibyśmy rozstać ciebie z twoją jedyną rodziną?

Kręcę głową.

W sumie to trochę głupie. Nie lepiej się nie odzywać? Ale on jest jakiś taki miły i w sumie co mi szkodzi?

– Mam jeszcze rodzinę.

On marszczy brwi.

– Naprawdę? Kogo?

– Tatę.

I no babcie, ale nawet bym jej nie liczyła.

Na te słowa drga mu szczęka i dokładnie mi się przypatruje:

– Myślałem, że odebrano mu prawa rodzicielskie nad tobą.

– No bo mu odebrano. – Wzruszam ramionami. – Ale pewnie opieka społeczna, by coś wykombinowała. W domach dziecka i rodzinach zastępczych, i tak już brakuje miejsc.

- To chore. - Kręci głową Will. - Teraz jestem już pewny, że była to dobra decyzja.

- To ty jesteś chory - śmieję się delikatnie. - Po co ci kolejna sierota? No dobra, może nie do końca sierota, ale no wiesz o co mi chodzi.

- Nie jesteś jakąś "kolejną sierotą" - protestuje Monet. - Jesteś naszą rodziną, ponieważ Hailie nią jest. I moim skromnym zdaniem jest wartościową dziewczyną.

- Och, tak? - Podnoszę brew z rozbawieniem. - A co sprawia, że tak uważasz?

- Przeżyłaś tak dużo - mruczy Will. - A dalej stoisz.

Teraz to już jestem pewna, że zna moją przeszłość. Moją historię życia u ojca. Dwanaście pierwszych lat mojego życia.

Mój największy koszmar, ale też najlepszy okres mojego życia.

Gorsza siostra - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz