Dupek!

3.3K 142 62
                                    

- Jesteś już spakowana? - pyta podekscytowana Hailie.

Jest dwudziesta trzecia. Za jakieś osiem godzin wylatujemy do Tajlandii. Hailie chyba od tygodnia chodzi jakaś podekscytowana, ale tak szczerze nie jestem pewna co się zbytnio dzieję.

Ostatni tydzień był... bardzo ciekawy. 

Na imprezach jestem pobudzona przez alkohol i używki. W szkole trzyma mnie jeszcze jakoś kawa, a przed treningami z Zackiem biorę tabletki z kofeiną i na ból głowy. Ale już po południu umieram. Nie do końca ogarniam co się dzieje.

Moje obrazki są to jakieś dziwne rozmazane duchy lub portrety. Przez trzęsące się ręce nie jestem w stanie narysować nawet czegoś innego.

- Taa... - mruczę w odpowiedzi.

- Takie małe dzieci jak wy nie powinny się już kłaść? - za naszych pleców odzywa się Dylan. Siedzimy właśnie w kuchni.

- Nie usnęłabym za żadne skarby! Tajlandia! - krzyczy Hailie.

Przewracam oczami i opieram brodę o mojej zgiętej ręce na stole. Boże, jestem tak zmęczona.

- Może chociaż spróbujesz, malutka? - Do kuchni wchodzi nagle Will. - I ty też Chaz, wyglądasz na zmęczoną.

Cholera. Powinnam lepiej się ukrywać, ale naprawdę już nie mam siły. Nie wiem ile ważę, ale moje koszulki od czasów taty zaczynają być luźne. To źle, cholernie źle. Zawsze byłam szczupła, ale też umięśniona. Teraz? Ledwo widać coś więcej niż kości.

Nie lubię tego jak wyglądam, ale nigdy w sumie tego nie lubiłam. Może dla niektórych dziwnie to brzmi, ale mam wyjebane jak wyglądam, bo i tak będę wyglądać źle. Cokolwiek będę robić.

Nie jem, bo mi ciągle nie dobrze. Mam wrażenie, że wszystko sprawia mi niewyobrażalny wysiłek. I nawet nie odczuwam głodu.

***

O kurwa.

Stoję i patrzę na prywatny samolot. Prywatny. Lecimy sobie własnym samolotem.

Nie wiem w sumie czego się spodziewałam od braci Monet, ale i tak jestem zadziwiona.

- Wiedziałaś o tym? - szepczę do Hailie.

- Oczywiście, że nie - mówi też zaskoczona i kręci z wrażenia głową.

***

Jesteśmy już w samolocie jakieś siedem godzin. Chłopcy grają w grę na konsoli (plusy prywatnego samolotu), a Hailie sobie czyta. Ja jestem w ciągu rysowania.

- Co tam?

Podskakuję z strachu na głos Shane za moich pleców. Chociaż nasze relacje się poprawiły i tak nic nie gadam z braćmi Monet. Czasami się przywitamy i to tyle. Po prostu już się nie ignorujemy.

- Rysujesz? - pyta zainteresowany i zagląda mi przez ramię.

Rysuję właśnie jakiegoś fanarta.

Czuję się trochę lepiej, bo spałam więcej niż dwie godziny od tygodnia, więc jestem w stanie narysować coś normalnego.

- Ooo... - Shane robi zdziwioną mine. - Ładne.

Mówi to jakby był zaskoczony, że faktycznie umiem rysować.

Kiwam głową w odpowiedzi i nie przerywam rysowania, ale on wyrywa mi mój szkicownik i szybko biegnie w stronę braci.

- Hej! - wołam za nim. - Oddawaj! - Szybko wstaję i przez to, że jestem dosyć szybka doganiam go.

Wskakuję mu na plecy na co on prawie się wywala. Próbuje dosięgnąć mój szkicownik, ale on go trzyma daleko ode mnie. Jakim cudem ma takie długie ręce?

Tony i Dylan odrywają wzrok od telewizora, a Hailie od książki. Moja siostra zaczyna się śmiać i dopingować Shane'owi (od razu się na nią obrażam), a Dylan wstaję i postanawia mu pomóc.

- Masz jej te rysuneczki? - pyta jakby od dawna na to czekali.

- Oczywiście! - Shane chichocze, na co ja go kopię i zaczyna syczeć z bólu.

Shane rzuca Dylanowi mój szkicownik. Warczę zirytowana i chcę zejść z Shane, ale on mnie mocno łapie za uda i nie daję mi zejść z siebie.

- Ej, no! - krzyczę oburzona i walę go po plecach.

- Chcesz iść na barana czy co? - śmieje się.

- Daj mi zejść!

- Oj nie, nie.

- Dupek!

On mi nawet nie odpowiada, tylko dalej się śmieje.

Tony wstaję z miejsca i zabiera mój szkicownik Dylanowi. Tylko ten co rysowałam teraz jest normalny, wszystkie inne... wyglądają trochę jak jakiegoś psychopaty. Nie chcę, żeby je widzieli bo są też tam moje wspomnienia - lecące butelki po piwie, stara, zaśmiecona kanapa, mój ojciec opierający się o blat i jedzący zgniłego banana*, moi starzy znajomy i dużo więcej.

Tony marszczy brwi i wysyła mi dziwne spojrzenie. Przez chwilę wygląda jakby się nad czymś zastanawiał.

Po chwili zmienia minę znowu na normalną i wzrusza ramionami:

- Ładne, możesz ją puścić - mówi, jakby nigdy co.

- Ej, ja też chcę zobaczyć! - protestuję Dylan.

- Przecież zobaczyłeś - warczy zirytowany Tony. - Puść ją Shane.

Shane jest zdziwiony, ale mnie puszcza. Tony do mnie podchodzi i oddaje mi mój szkicownik. Marszczę brwi zdziwiona, ale on nawet na mnie nie patrzy.

- Ma tam jakieś gołe klaty... - Znowu wzrusza ramionami Tony. - Nie ma co tam oglądać, ale coś tam potrafisz - zwraca się do mnie.

Dylan zaczyna coś tam narzeka, że to nie sprawiedliwe, ale wraca do gry, Shane dalej jest podejrzliwy, ale końcowa idzie w ślady Dylana, a Hailie na nas spogląda.

Uratował mnie. Wiedział, że to prywatne i nie chcę, żeby inni to widzieli. Wiem, że zdają sobie sprawę co robił mi ojciec, ale nie mają szczegółów. Po prostu wiedzą, że poszłam do mojej matki, bo mnie pobił i wiedzą, że nie chciał nade mną opieki.

Jeszcze tego nie wiem, ale Tony okażę się drugim najbardziej podejrzliwym bratem po Vincencie

Jeszcze tego nie wiem, ale okażę się, że Tony będzie ze mną toczyć wojnę. Ze mną i z całym wszechświatem.

Jeszcze tego nie wiem, ale Tony uratuję mi życie.

* przypominam, ze bananow bylo bardzo duzo w smietnikach, gdzie zdobywala jedzenie charlotte. 

btw tak jest w rzeczywistosci. wejdzcie na tiktoka i wpiszcie "smietniki, jedzenie" itd. masa bananow.

Gorsza siostra - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz