Sufit

2.5K 148 113
                                    

Patrzę w sufit.

Jest taki dziwny.

Na pierwszy rzut oka wydaję ci, że jest idealny - biały i prosty. Ale jak popatrzysz się z bliska zauważasz nierówności i plamy.

Dobra, czy to jest ten moment, kiedy zaczynam wariować?

Wzdycham i przez chwilę mam zamiar wstać, ale zaraz rezygnuję z tego pomysłu. Po co się podnosić, jeśli łóżko jest takie wygodne? I po co w ogóle mam wstać o 6 rano? Nawet nie jest jeszcze jasno na dworze.

Nie mam już siły. Ile tygodni jeszcze dam radę udawać przed Monetami, że wcale nie czuję się źle? Ile jeszcze będzie treningów, przed tym jak w końcu na jednym z nich zemdleję. Ile jeszcze będę musiała razy się pociąć, żeby rany się w końcu otworzyły? Ile razy będę musiała się naćpać zanim przedawkowuję?

Chciałabym do taty.

Chciałabym, żeby znowu rzucił we mnie butelką od piwa. Chciałabym znowu poczuć jak wymierza się mi cios w brzuch. Chciałabym do Harry'ego, do mojej starej szkoły, irytujących nauczycieli, uciekania od policji i palenia szlugów w szkolnym kiblu.

Chciałabym znowu ubrać krótką, skórzaną spodniczkę i o wiele za dużą kurtkę skórzaną, a do tego mocne, czarne buty. Znowu pokazywać środkowego palce i robić wszystko, żeby specjalnie zdenerwować nauczycieli. Nie martwić się o to, czy skarga pójdzie do Vincenta, kolejny raz ubierać ten okropny mundurek i nudzić się w nudnej szkole pełnej nudnych ludzi.

Uciekam w nocy do narkotyków, ponieważ dzień jest tak strasznie nudny. Uzależniłam się od dopaminy i dreszczyku emocji. Nie umiem żyć jako grzeczna dziewczynka. Sport trochę mnie uspokaja - mogę się wtedy wyżyć, ale to jednak nie to. To nie to samo uczucie.

Powoli wstaję i idę do szafki, żeby wyciągnąć paczkę czerwonych marlboro*. 

Odpalam jedną fajkę i powoli kieruję się w stronę okna. Otwieram okno na oścież i siadam na parapecie, tak, że wystają mi nogi. Wiem, że Will kończy swoje biegi zawsze o 6, więc od kilkunastu minut powinien być w domu. Nikt inny nie wychodzi na dwór o tej godzinie.

Palę powoli, rozkoszując się zimnym powietrzem smagającym moje policzki. Czasami, kiedy moja patriotyczność do Anglii się odzywa, tęsknię za ciągłymi ulewami i depresyjną pogodą. W Pensylwanii śnieg jest czymś normalnym spotykanym, ale ja tak w sumie wolałam chyba deszcz. A może po prostu wolałam deszcz w Anglii? 

Po kilku minutach kończę już papierosa i chcąc go zgasić na parapecie, przypadkiem lekko odwracam głowę.

A tam z okna wystaję głowa.

Tak mocno drgam, że prawie tracę równowagę i prawie spadam z parapetu. Patrzę z szokiem na Tony'ego, który się wychyla z swojego okna i mając na mordzie ten swój jebany uśmieszek.

No, nie pierdol.

Co on do cholery robi w sobotę o 6 rano wyglądając sobie przez okno?! Przecież wczoraj grali do 3 w nocy z chłopakami na konsoli. Spał tylko 3 godzi...

Albo jak w ogóle nie szedł spać.

Ja pierdolę.

Szybko schodzę z parapetu i dosyć agresywnie zamykam okno. Biegiem wychodzę z mojej sypialni i z rozmachem wchodzę do pokoju Tony'ego, zamykając za sobą drzwi.

On opiera się o parapet z zadowolonym uśmieszkiem, jakby właśnie coś wygrał.

- Podobno już nie palisz, co? - śmieję się.

- Co chcesz w zamian?

Tony podnosi brwi, ale ciągle ma ten swój uśmieszek. Lekko odpycha się od parapetu i podchodzi do mnie.

Gorsza siostra - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz