4.Garderoba

641 16 61
                                    

Muszę poinformować o tym, aby nikt nie poczuł się urażony, zwłaszcza chłopaki, bo traktuje ich w tej historii jako bohaterów, nie chcę żeby kogoś to uraziło, ani nie chce żeby Konopskyy i Wardęga poczuli się urażeni. Dziękuje i zapraszam!

Po reszty nocy spędzonej u Sylwestra Mikołaj czuł się dziwnie. Czuł się jak by się z nim przespał...chociaż do niczego nie doszło. W czasie kiedy się ogarniali, jedyne słowa jakie między sobą wymienili, to niezręczne „Cześć". Może jakieś przelotne „Co tam?", „Dobrze", albo „A u ciebie!", „Spoko".
Dłuższa rozmowa rozwinęła się kiedy jedli śniadanie.

-Słuchaj, co ty na to aby- zaczął Sylwester- Chciał byś może iść ze mną na domówkę?

Mikołaj po tej propozycji prawie zakrztusił się wodą, którą wcześniej nalał mu Wardęga. Wypluł wodę i zaczął niemiłosiernie kaszleć. Od kiedy Wardęga zaprasza go najpierw do współpracy, a potem chce z nim chodzić na imprezy.

-Ile ty masz tych imprez w tygodniu- powiedział Konopskyy i odłożył szklankę na blat o który się opierał.

-Wiesz- Sylwester się zaśmiał- To tylko taki przypadek, normalnie nie chodzę na aż tyle imprez, zwłaszcza w jednym tygodniu- wstał i podszedł do Mikołaja.- A co do ciebie to wydajesz się spoko, i nie jesteś taki zły jak dotychczas myślałem. Idziesz?

Mikołaj przez chwilę milczał. Nie wiedział co ma zrobić. Tak bardzo chciał iść z nim na imprezę, ale również gdzieś w środku nienawidził tego człowieka za to wszystko co mu zrobił kiedyś w internecie.

-Jasne- powiedział, a po chwili żałował swojej decyzji.

-Oh...myślałem że się wymigasz...super! To widzimy się?- spytał

-Ta widzimy się- powiedział Konopskyy i zaczął się zbierać.

Kiedy Konopskyy wsiadł do auta i odjechał kawałek tak aby na pewno Wardęga już nie widział go, ani jego auta, zaparkował gdzieś na poboczu i przetarł twarz dłońmi.
Pierdole- pomyślał i zachciało mu się płakać- Co ja odpierdalam?
Jedna lub dwie łzy spłynęły mu na dłonie, jednak szybko się otrząsnął, musiał się skupić na drodze.

***

Mikołaj wyszedł z auta, i spojrzał na dom przed którym stanął. GPS zaprowadził go pod dom Gimpera. Coś mu podpowiadało aby z tamtąd jak najszybciej odjechać, jednak kiedy miał wsiąść do auta i odjechać pod pretekstem kota który zjadł foliówke, zaczepił go Gimper siedzący na schodach przed domem.

-O Hej!- powiedział machając do Mikołaja.

-Cześć- powiedział Konop. Niechętnie zamknął auto i ruszył w stronę Tomka.- Co tam?

-Ehh, musiałem się przewietrzyć- powiedział Gimper przesuwając się tak, aby Mikołaj mógł usiąść obok niego.

-Coś się stało?- spytał Mikołaj opierając się o kolana.

-Nie nie nie! Po prostu powietrze w środku jest o wiele bardziej gęstsze niż tutaj.

-Haha, jasne, dzięki za uprzedzenie- Konopskyy poklepał przyjaciela po ramieniu i ruszył do środka.

Tomek miał racje, powietrze tutaj było bardzo gęste, i przesiąknięte potem i alkoholem. Przecisnął się przez grupę osób stojących w korytarzu, ruszył do kuchni aby zdobyć jakieś picie. Kiedy dotarł do kuchni, odetchnął z ulgą kiedy nikogo tam nie zastal. Żadnej obściskującej się pary, żadnej bójki, ani żadnej pijanej laski rzygającej do zlewu razem z jej przyjaciółką trzymającą jej włosy.  Nalał sobie do szklanki cole. Stał tyłem do wejścia opierając się o blat więc nie widział kiedy Gimper wszedł do kuchni.

|Enemies to lovers| ~Konopskyy x Wardęga~Where stories live. Discover now