61. Karton

137 7 74
                                    

Mikołaj czuł jak jego plecy są już połamane w ośmiu miejscach, czego nie można było powiedzieć o Wardędze, bo ten czuł się jak ryba w wodzie, albo tylko udawał.

Brunet wyprostował się po odłożeniu kolejnego kartonu wypełnionym aż po brzegi jakimiś pamiątkami cioci z Jasnej Góry. Spojrzał zmęczony na Wardęgę, który wchodził akurat po schodach w stronę drzwi wejściowych w których stała ciotka, i nadzorowała całą pracę.

-Bardzo dziękuję jeszcze raz za pomoc- powiedziała z wymuszonym uśmiechem patrząc na Wardęgę. Położyła mu rękę na ramieniu gdy przechodził obok niej w głąb domu.

Wardęga również niezręcznie się uśmiechnął, i ruszył w stronę salonu, którego pół miejsca zajmowały kredensy już w połowie wypełnione starą zastawą. Ten dom był nowoczesny, a ta kobieta potrafiła go zmienić w tradycyjny wiejski domek w parę minut.

Koronkowe serwetki na stoliku kawowym, telewizorze, blacie i jeszcze więcej innych miejsc. Kratka w zlewie, i ścierka na kranie. Różne wydziergane narzuty na łóżko, nie wspominając o figurkach matek boskich, i wielkim obrazie Jana Pawła II nad telewizorem.

Mikołaj za to po zobaczeniu tych obydwóch wymuszonych uśmiechów, podniósł z powrotem karton i podszedł do ciotki.

-Coś ci znowu nie pasuje- stwierdził po cichu aby Wardęga nie usłyszał.

Ciocia patrzyła na płot oddzielający podwórko przed domem, od ruchliwej ulicy. Po chwili jednak westchnęła i spojrzała na Mikołaja.

-Myślałam że mam go polubić, to się staram. Nie przyczepiłam się jeszcze do niczego- powiedziała myśląc że Mikołaj nie będzie miał już jak na to odpowiedzieć.

-Chciałem, ale nie kosztem tak sztucznych relacji. Masz go zaakceptować szczerze, a nie tylko dlatego że ci tak kazałem- powiedział po czym wszedł w głąb mieszkania.

Wyminął się w trakcie z Wardęgą. Uśmiechnęli się do siebie, i dalej wrócili do pracy. Mikołaj kucnął przy kanapie aby położyć przy niej karton z „bardzo" cennymi pamiątkami.

Rozejrzał się również po innych kartonach jakie znajdowały się obok. Wszystkie przynosił tutaj Wardęga. Mikołaj z czystej ciekawości chciał sprawdzić, dlaczego Wardęga wogule się nie męczy.

Bierze te najbardziej lekkie? Bo co bo starszy to młodszy ma zapierdalać?

Odwrócił się aby sprawdzić co robi Wardęga z ciocią. Gadali ze sobą, co trochę go zdziwiło. Jednak nie nacieszył się tym widokiem zbyt długo, bo już po chwil Wardęga się oddalił od kobiety.

Nie dziwił mu się, chociaż zaprosił go tu specjalnie aby się pogodzili. Nie chce żyć całe życie z uciążliwą ciotką, która bez żadnych skrupułów rzuca w ich związek krzyżami.

Zaczął podnosić po kolei pudełka stojące obok niego, gdy nagle podniósł jakiś wyjątkowo lekki. Był lekki a do tego jako jedyny nie wypełniony aż po brzegi.

Nie powinien, ale bardzo ciekawiła go zawartość, więc otworzył owe pudełko. Co chwilę patrzył czy ktoś nie idzie, aby nie zostać przyłapanym.

W środku znajdowało się pudełko po butach, które Mikołaj powoli wyciągnął. Gdy miał je otworzyć usłyszał kroki Wardęgi zbliżające się w jego stronę.

Brunet więc szybko wsunął pudełko po butach pod kanapę, a drugie pudełko zamknął aby starszy niż nie zauważył.

Wardęga po wyjrzeniu zza framugi drzwi, oparł się o nią, i zaczął wpatrywać się w młodszego chłopaka siedzącego na podłodze wśród kartonów. Nie wiadomo czemu bardzo uszczęśliwił go ten widok. Na buzię wkradł się mu uśmiech, a ciało przeszyło przyjemne ciepło.

|Enemies to lovers| ~Konopskyy x Wardęga~Where stories live. Discover now