Rozdział 14.1

495 13 2
                                    

Znałam ten głos, jednak wirujący obraz przed moimi oczami nie pozwalał mi rozpoznać osoby, która się nim posługiwała. Nie mogłam połączyć tych dwóch rzeczy w jedność, to było cholernie trudne, a ja byłam cholernie pijana. To też się ze sobą nie łączyło. A może zwyczajnie nie chciałam, bo przez moje ciało przechodziły dotąd nieznane mi dreszcze, pod którymi się rozpływałam i nie chciałam by znikały. Nie rozumiałam co się ze mną działo w ostatnim czasie. Nie wiedziałam czy to ja zaczęłam zachowywać się inaczej, czy wszyscy wokół mnie zaczynali się zmieniać, ponadto zaczęłam robić rzeczy o których nigdy w życiu nie przyszłoby mi pomyśleć. Madeline do cholery otrząśnij się. Powtarzałam sobie w myślach lecz jak widać bezskutecznie.

Chłopak podpierający się obiema dłońmi wokół mojego ciała momentalnie ode mnie odskoczył odwracając się do osoby, przyglądającej się nam i tym samym zupełnie odsłaniając mnie na pożarcie lwom. Chwilę zajęło mi dostrzeżenie osoby przede mną, na początku obraz miałam rozmazany, ale po chwili moje spojrzenie spotkało się z czarnymi tęczówkami mojego przyjaciela. Jego spojrzenie wyrażało niedowierzanie, a ja wiedziałam że nie odbędzie się bez poważnej rozmowy. Jason stał z lekko otwartą buzią i niemal nie zasłabł, zrobił się cały blady i drżącą ręka przeczesał swoje włosy. Kiedy obserwowałam zarówno przyjaciela jak i chłopaka, z którym wymieniałam się niedawno śliną widziałam w nich podobieństwa, obydwoje ubrani na czarno, z rozwalonymi na każdą stronę świata przez wiatr włosami. Podobieństwo było duże póki nie spojrzało się na ich oczy, która były całkowitym przeciwieństwem. Bo przecież nikt nie miał tak pięknych hipnotyzujących oczu jak Scott, one były wyjątkowe, a ja powinnam zostać zamknięta w małej klatce dopóki nie zacznę myśleć rozsądnie. Nie wiedziałam czemu był taki przerażony, przecież to nie było nic takiego. Całowałam się tylko z przyjacielem mojego brata, wielkie mi halo.

- Cześć Jason, jak miło Cię widzieć. – odpowiedziałam, a raczej wybełkotałam zadowolona z siebie, nie zdając sobie sprawy z tego co się wydarzyło. Dopiero w momencie, którym ponownie spojrzałam w oczy Scotta, widziałam w nich nutkę strachu. Tylko przed czym? Bał się Jasona, czy mnie, a może Jake, kiedy powiemy mu co się odwaliło. Nie raczej nie. On nie bał się niczego, i wszystko miał głęboko w poważaniu.

Jason zaczął zbliżać się jeszcze bardziej nas, co zaczęło mnie przytłaczać i chyba uświadamiać mój zalany mózg. Nie rozumiałam ich posępnych min, jeden mnie tylko całował, a drugi był moim przyjacielem, więc z czego robili taki wielki problem. A najgorsze było to, że nadal chciałam całować chłopaka z zielonymi oczami. Z jednej strony cieszyłam się, że nam przerwano, ale z drugiej chciałam doświadczyć czegoś więcej. Jego usta były takie miękkie, dotyk delikatny, dzięki któremu zapominało się o wszelkich zmartwieniach i oczy, na które właśnie spojrzałam. Na oczy, które jednocześnie uzależniały i łaknęły więcej i wkurzały niemiłosiernie.

- Ja pierdolę! Ty i Mad! Kurwa, czyli to prawda. – wykrzyczał stawiając ostatni krok niemal obok Scotta i parę małych kroków ode mnie i jego tandetnego samochodu, w którym ciągle siedziałam.

Podniosłam się szybko z fotela i wstałam na równe nogi lekko się chwiejąc przy okazji rozmazując sobie obraz. Całowałam się z chłopakiem, który w żadnym stopniu nie był dla mnie dobry. I co z tego, nikt w moim życiu nie był dla mnie dobry, to tylko cząstka czegoś czego i tak mieć nie będę. Mogłam sobie wmawiać, że byłam pijana i pewnie nie będę niczego pamiętać, a on mnie tylko wykorzystał widząc mój stan. Ale czy to by coś zmieniło? Kiedy wpatrywałam się przestraszona w stronę przyjaciela i jego zszokowane spojrzenie docierało do mnie, że jestem dorosła nie muszę się tłumaczyć z tego co robię i z kim w szczególności, że on tez tego nie robi. Ten pocałunek był tylko pijackim wybrykiem, zapomnieniem od problemów, przecież gdybym była trzeźwa na pewno bym tego nie zrobiła i to nie z nim, z chłopakiem który sobie ze mną pogrywał. Może i tym razem, to był jakiś żart, zabawa, a może zakład. Nie miałam nic do stracenia, a jeżeli chociaż przez parę chwil mogłabym się poczuć inaczej, powtórzyłabym to za każdym innym razem. Traciłam resztki jakiekolwiek zaufanie do ludzi, nawet do tych bliskich mi osób. Więc od teraz żyłam chwilą, nie martwiąc się konsekwencjami, w szczególności że tutaj nie było żadnych, chyba że kac moralny, albo rozterki życiowe. Kiedy patrzyłam na niego chciałam więcej i nie ważne jak ostrym spojrzeniem by mnie uraczył lgnęłam do niego jak komary do okna przy zapalonym świetle. Nawet nie chodziło o to, że chciałam. Ja pragnęłam więcej, jego obecności, jego dotyku, ale ta jedna malutka iskierka w mojej głowie i gdzieś głęboko ukryty zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nie mogłam pozwolić sobie na więcej. Nie po tym wszystkim co się wydarzyło.

Hope for us | Zakończone |Where stories live. Discover now