Rozdział 9- Czy sen stał się rzeczywistością?

502 18 0
                                    

W końcu nadeszła niedziela i w końcu żadne stukanie szafkami czy uderzanie pięścią w drzwi mnie nie obudziły. Przyjemny promień słońca wdawał się przez okno do mojego pokoju nadający przyjemnego klimatu. Wyciągnęłam się na łóżku i zerknęłam na prawą stronę łóżka, na której w nocy leżał Jason, lecz po chłopaku ani śladu. Jakoś to mnie nie dziwiło, pewnie się zmył zanim mój brat dojdzie do siebie i zorientuje się, że spał ze mną jednym łóżku, chociaż wątpiłam by się przejął, ale kto wie w końcu był jego kumplem a on zadawał się ze mną, wiele nie trzeba było bo go wkurzyć i zaczął znowu atakować z każdej strony uderzając bolesnymi słowami.

Zwlekłam się z łóżka i trochę zakręciło mi się w głowie, lecz to zignorowałam. Od wczoraj praktycznie nic nie jadłam i być może nadal męczyły mnie resztki wczorajszego kaca, bo okropnie bolała mnie głowa. Ruszyłam do łazienki ignorując nie przyjemne pulsowanie, wzięłam zimny prysznic, przebrałam się w zielone welurowe dresy i postanowiłam zejść na dół wziąć jakąś tabletkę i może coś zjeść bo okropnie burczało mi w brzuchu.

Kiedy schodziłam na dół słyszałam jakieś głośne rozmowy i śmiechy, nieco to mnie zdziwiło, bo bardzo rzadko w naszym domu odgrywały się takie sceny, ale nagle przypomniałam sobie, że przecież rodzice wyjechali. Od czasu naszej kłótni nawet nie próbowali się ze mną skontaktować. Miałam ten fakt gdzieś, jednak gdzieś w głębi serca to bolało, że nie interesowało ich to jak ja się czuje z taka decyzją i zostawiając mnie na pastwę losu z Jakiem. Przecież nie byli ślepi musieli zdawać sobie sprawę z tego że nie dogadujemy się zbyt dobrze, ale się tolerujemy.  I widocznie samo tolerowanie się im wystarczyło, by zostawić nas samych w domu. Jake może i był dorosły, ale na pewno nie należał do odpowiedzialnych co pokazał wczorajszy wieczór, nie dość że wrócił pijany, to jeszcze wpuścił do domu swojego kolegę, który porządnie mnie nastraszył.

Na moje nieszczęście odgłosy dochodziły z kuchni. Zeszłam ze schodów i stanęłam w progu drzwi, aby ujrzeć stojącego za blatem i przodem do mnie Jordana, który po chwili mnie zobaczył i posłał mi lekki uśmiech, a ja jedynie zmarszczyłam brwi. Nie to nie była codzienna sytuacja. On się do mnie nie uśmiechał, on nie był dla mnie miły, on nie stał nigdy w mojej kuchni i nie obierał jabłka. Nie ja chyba nadal śniłam, niech ktoś mnie uszczypnie. Pokręciłam głową i sama się uszczypnęłam, na co się skrzywiłam. Przymknęłam oczy i kiedy je otworzyłam ponownie obraz przede mną się nie zmienił.

- To nie sen Mad. – zwrócił się do mnie Jordan posyłając mi rozbawione spojrzenie. Czy on śmiał się ze mnie? Czy on wiedział jak mam na imię? Co się z nimi do cholery działo.

Po słowach chłopaka Scott i Jake zorientowali się, że stoję za nimi więc odwrócili się w moją stronę nadal siedząc na wysokich stołkach przy wyspie kuchennej. Scott wyglądał jak zawsze doskonale mimo tego w jakim stanie zastałam go wieczorem, nie było po nim widać efektów wczorajszego picia oprócz napuchniętej wargi, ale nawet z nią prezentował się idealnie. Jednak teraz już nie zachwycałam się nad jego wyglądem, teraz jedyne co czułam to uprzedzenie i przerażenie. Przerażało mnie to jaką osobę ujrzałam w nim wczoraj. Wiedziałam, że ma swoje za uszami, ale nie spodziewałam się takiego zachowania po nim. Owszem nie znałam go prawie wcale, mógłbyć jakimś psychopatą, mordercą a nawet gwałcicielem. Przecież wiek go nie definiuje i po drugie kumplował się z Jakiem, a to też mogło wiele o nim świadczyć, lecz przez ten cały czas o nim właśnie miałam najlepsze zdanie z całej tej trójki, a aktualnie na mojej liście najgorszego dupka zajmował mocne pierwsze miejsce. Ze Scotta przeniosłam wzrok na mojego brata, ten już nie prezentował się tak idealnie jak jego kumpel obok od bójek. Jego włosy były roztrzepane, oczy miał podpuchnięte i był wyraźnie nie wyspany nie wspominając już o rozwalonej brwi, której nawet jeszcze nie opatrzył. Kretyn.

Hope for us | Zakończone |Où les histoires vivent. Découvrez maintenant