Rozdział 22 - Historia Romeo i Juli

420 12 0
                                    

Po gorączce nie było ani śladu. Czułam się jak nowo narodzona, obudziłam się chwilę po dziewiątej. Po wylegiwałam się chwilę i poprzeglądałam media społecznościowe w telefonie, ale burczenie w brzuchu nie pozwalało mi zostać na tej nawet w miarę wygodnej kanapie.

Scott jeszcze spał i nie chcąc korzystać nadmiernie z jego gościnności, postanowiłam go nie budzić. W szczególności, że przez pół nocy nie spał przeze mnie i siła musiałam go wyganiać do łóżka spotykając się przy tym z jego niezadowoleniem i stawianiem oporu. Było mi go szkoda, widziałam wczoraj kiedy już zostaliśmy sami jego nadmierne martwienie się, wielkie przerażone oczy i trzęsące się dłonie kiedy podawał mi ten durny kubek z herbatą. Nie pogardził cytryna zaś słodzikiem już tak, była tak kwaśna że niemal nie wykrzywiło mi twarzy, ale musiałam zgrywać pozory, że mi smakuje. Nie chciałam zrobić mu przykrości, ale kiedy usiadł obok mnie na kanapie i czekał aż opróżnię kubek, myślałam że jego ukrytym zamiarem jest próba pozbawienia mnie życia poprzez kwasy powstające z tej ohydnej cytryny. Jednak wybaczyłam mu wszystko, bo zajął się mną chyba naprawdę dobrze za co byłam mu wdzięczna, wiec niech się wyśpi. Nie chciałam, żeby strzelał we mnie piorunami gdy tylko się obudzi.

Zajęłam się sama sobą. Podreptałam do łazienki i przebrałam się w swoje wczorajsze rzeczy, które zdążyły wyschnąć zawieszone na suszarce, przemyłam dłońmi twarz lekko się przy tym odświeżając, poprawiłam swoje poplątane włosy robiąc warkocza i wypuszczając dwa kosmyki po bokach robiąc jedną z tych słynnych instagramowych fryzur. Sięgnęłam po klucze od mieszkania lezące na regale, gdzie zostawił je wczoraj chłopak i opuściłam je cicho zamykając drzwi. Zauważyłam wczoraj wieczorem, że naprzeciwko bloku znajdywał się mały sklepik spożywczy i do niego właśnie teraz zamierzałam się udać, przebiegłam szybko na drugą stronę ulicy, weszłam do środka i od razu powitała mnie urocza staruszka, która się uśmiechała. Sklep był naprawdę malutki i nie należał do sklepów samoobsługowych, a to było najgorsze. Lubiłam wejść do sklepu i mieć możliwość przejść się alejkami i pooglądać produkty i wybrać ten najlepszy, no ale cóż nie będę narzekać, chociaż jest blisko to było chyba jedynym plusem i powodem dlaczego tu jeszcze byłam. Kobieta siedziała przy kasie i czytała książkę nucąc sobie coś pod nosem. Przyjrzałam się okładce, staruszka trzymała w dłoniach jakieś bardzo stare wydanie Romeo i Julii Williama Szekspira. Jeju dlaczego ludzie, fascynują się historią dwojga ludzi, którzy praktycznie się nie znali i postanowili rzucić wszystko i oddać za siebie życie. Przecież to niemożliwe zakochać się w tak krótkim czasie, a prawdziwa miłość nie istnieje. Byłam okropną pesymistką i niszczycielką wielu ludzkich serc odnośnie  tej historii. Nie rozumiałam jak ludzie mogli chcieć czytać o tragicznym losie ludzi, którzy sami się do niego przyczynili. To była istna parodia. Przynajmniej tak wtedy jeszcze o tym myślałam.

- W czymś Ci pomóc cukiereczku? – z rozmyślań wyrwał mnie głos staruszki.

- Yyy tak, poproszę jajka, mleko i mąkę. – powiedziałam, aby po chwili doznać olśnienia i kontynuować swoją listę zakupów.  – I może jakiś sos czekoladowy, bitą śmietanę i jakieś owoce najlepiej maliny. – rzuciłam na szybko, a kobieta się roześmiała.

- Zwolnij oficerze. – zaśmiała się nie nadążając przynosić wskazanych przeze mnie produktów. Kiedy po chwili przyniosła wszystko o czym mówiła dodała. - Chyba szykuje się porządne śniadanie.

- Zgadza się, nawet nie wyobraża sobie Pani jak bardzo jestem głodna i jak bardzo żałuje, że zanim zjem muszę jeszcze wszystko przygotować. – wyżaliłam się kobiecie licząc na to, że wyciągnie zza lady różdżkę i wyczaruje mi talerz pełen cieplutkich gofrów z wieloma dodatkami. Nie zrobiła tego tylko jeszcze bardziej się roześmiała, a ja razem z nią.

Hope for us | Zakończone |Where stories live. Discover now