11. Call out my name

762 79 54
                                    

- żartujesz sobie ze mnie? - zakpił drżącym głosem Minho, nie zwracając uwagi na dziwnie patrzących na niego Japończyków. Prychnął pod nosem wykrzywiając swoje zdarte wargi w uśmiechu, mimo iż po jego szczupłych policzkach spływały łzy.

Łzy Lee Minho, łzy tak nieskazitelne, tak rzadko ukazujące się światu że aż raniące.

- nie wiedziałeś? Ah, jestem taki biedny i nie wiedziałem że pieprzę kurwa przyszłą żonę mojego przyjaciela. - warknął do telefonu, zaraz po tym rzucając urządzeniem na pomoczony od smugi deszczu, chodnik. Wybierał się na sesję, na którą model został zaproszony już jakieś dobre kilka tygodni temu.

Wiedział, że dla jego menadżerki ważne jest, by na pewno się na niej zjawił, jednak Lee Minho tą podróż do Japonii miał zamiar spędzić inaczej.

Pociągnął nosem, patrząc zapłakany na rozbity ekran nowego telefonu. Odgarnął z czoła parę kosmyków swoich nowo umalowanych, czerwonych włosów i odetchnął.

Jego związek z Minju, był pokręcony i tak naprawdę nawet bliscy Lee nie mieli pojęcia co się w nim działo.

Pomimo, że ich cała znajomość była zwyczajnie aranżowana a małżeństwo do którego miało dojść, także. To Lee, bez kobiety nie widział zupełnie nic. Widział pustkę.

Każdego dnia nienawidził jej coraz bardziej, nienawidził że kobieta tak często go lekceważyła, spóźniała się i olewała tak naprawdę kompletnie wszystko co młody model mówił. I nie wyglądało na to by to kiedykolwiek jeszcze miało się zmienić. Choć w głębi duszy, na to właśnie liczył mężczyzna.

Może dlatego, że do zdrady Minju z jego przyjacielem z branży doszło pod jego nieobecność, może przez głupie tłumaczenie Hyeonjoonga, a może po prostu przez to, iż czuł się gorszy?

Że jej nie zadawalał, nie spełniał oczekiwań prezenterki.

Oparł się o swoje długie ramiona, na sekundę czy dwie przymykając swoje ciemne, przemęczone i okropnie załzawione oczy.

Otworzył je jednak zaraz po tym, jak do jego uszu dotarła muzyka.

Powolna, tak piękna i spokojna melodia wydobywająca się ze strun gitary.

I głos, lekko draśnięty, anielski, wysoki głos mężczyzny, który roznosił się po jego głowie jak trucizna. Zmrużył powieki, podnosząc się na proste nogi i bez namysłu ruszając za dziwnie znajomą mu chrypą obcego z pozoru mężczyzny.

Poczuł jak jego ubrania coraz bardziej mokną a jego obydwie dłonie marzną nawet schowane w ciepłych kieszeniach płaszcza. Czerwonowłosy rzucił okiem, w kierunku sterty gazet, ulokowanej przy drewnianej ławce na której siedział młody, lekko umięśniony, idealnie mu znajomy, mężczyzna.

Wyglądał obłędnie, obłędnie jak to zawsze. Jego dłonie, z taką delikatnością i subtelnością uderzały o struny bawiąc się nimi palcami i wydobywając znakomite, kojące bolące uszy Lee, dźwięki.

Jego twarz zakrywał czarny kapelusz, który sięgał mężczyźnie po jego nos. Jednak widział jak się uśmiecha. Jak lekko spogląda w jego kierunku i wykrzywia usta w uśmiechu.

Przymknął oczy, gdy znajomy kelner zaczął śpiewać drugą zwrotkę, tym razem podnosząc się z siedziska. Patrzał na jego buty, na to, w jaki sposób po obłoconym i mokrym od deszczówki deszczu poruszały się jego stopy odziane w brudne trampki.

Głos Hana, tak piękny że na samo usłyszenie jednego dźwięku wydobywającego się spomiędzy jego różanych warg jego serce zwalniało swój rytm.

Czuł jakby go uspokajał, jakby nie potrzebował nic więcej by poczuć się tej ciemnej nocy lepiej. Mógł słuchać mężczyzny dzień i noc, każdego poranka i każdego zmroku. Tylko mu jego serce unormowało swoje bicie a on, mógł z powrotem nałożyć na siebie uśmiech.

Daddy IssuesМесто, где живут истории. Откройте их для себя