Rozdział 20

471 15 3
                                    

* Teraźniejszość*

Pov Vittoria

Czułam strach na końcu języka. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam palce na plecach. Odwróciłam się od razu. Panika wezbrała się w moim gardle.

Kamarov... sam we własnej osobie. Stał za mną w garniturze z czarną koszulą, na ustach miał diabelski uśmieszek.

- Gdzie zgubiłaś swojego chłoptasia? - jego rozweselony ton przyprawił mnie o szybsze bicie serca - Nic nie powiesz? A szkoda - wstałam jak poparzona, gdy poczułam drugą rękę na ramieniu - Spokojnie - warknął - Nic ci się nie stanie, jak będziesz grzeczna - złapał mnie i z powrotem posadził na ławce.

Może i byłam lekko pijana, ale kontaktowałam dość dobrze, co może się okazać przekleństwem jak i zbawieniem.

- Zostaw mnie - stanął przede mną, dłonie miał w kieszeni. Podszedł dość blisko. Obraz mi się lekko rozmazywał, ale i tak bardzo dobrze widziałam tą ohydną bliznę na jego twarzy. Jeszcze trzy lata temu jej nie miał.

- Bo co mi zrobisz?

- Zacznę krzyczeć - syknęłam. Znów mnie dotknął. Stanął tak blisko, że poczułam odruch wymiotny na zapach jego perfum. Wyjął dłoń z kieszeni i rozszerzyłam oczy na widok szmatki. Nie wiem czym ją nasączył. Nie chcę też znać jej skutków ubocznych. Próbowałam go odepchnąć, ale stał jak kamień.

- Skarbie, jesteś pijana - patrzyłam na z obrzydzeniem w oczy. Próbowałam się wyrwać, ale mocno mnie trzymał.

Kuźwa, byłam szkolona do podobnych sytuacji. Ale kurwa byłam wtedy trzeźwa i miałam więcej możliwości.

Zaczęłam krzyczeć.

- Puść mnie! - kilku przechodniów na nas spojrzało - Zostaw mnie, do cholery! - kopnęłam go w kroczę.

- Niech pan ją puści - podszedł do nas mężczyzna w średnim wieku.

- Narzeczona się trochę upiła, wie pan. Nie chce wracać do domu, a jak widać na nią już czas - odparł.

- Nieprawda - warknęłam i wyrwałam swoje ręce z jego uścisku.

- Widzi pan, jest dość niegrzeczna - spojrzał na mnie i wyjął strzykawkę - Nie wzięła leków - powiedział i wbił mi tą igłę w udo. Syknęłam.

Nie trać sił. Nie warto.

Wstrzyknął mi jakąś substancję, a mężczyzna tylko patrzył na to lekko zmieszany.

- No dobrze, do widzenia - pokiwał mu głową i skupił się na mnie.

- Widzisz? Nic ci to nie da - warknął i podniósł mnie. Nie rzucałam się. Nie powinnam marnować sił. Zresztą czułam jak odpływam. Nie wiem co mi podał i nie wiem czy mnie to teraz obchodzi. Chociaż nadal modliłam się by Vito zdążył.

Niestety nie zdążył.

****

Wszystko mnie bolało. Zaczynając od głowy, a kończąc na mięśniach. Próbowałam się podnieść, ale czułam, jak coś mnie krępuję. Ledwo udało mi się otworzyć oczy i poczułam jakbym miała znowu zemdleć. Mój nos drażnił zapach zgnilizny i nawet nie chcę wiedzieć czego jeszcze. Byłam w jakiejś starej piwnicy, a przynajmniej tak to wyglądało. Udało mi się podnieść do pozycji siedzącej. Moje nogi były związane razem, a nadgarstki były związane i przywiązane do ściany. Rozejrzałam się dookoła i wstrzymałam oddech. Nie dało się tu oddychać. Gdzieś w tle kapała woda, co doprowadzało mnie do szału przez kaca.

The Sweet Dream Of YouWhere stories live. Discover now