Rozdział 24

413 20 0
                                    


Dla każdego kto usłyszał dzisiaj słowa krytyki dotyczące jedzenia<3

*teraźniejszość*

Pov Vittoria

Zostało pięć dni do ślubu Larissy i Adriena. Czuję się jak wrak człowieka, ale jestem druhną... nie mogę nie pójść. Miałam tylko nadzieję, że te wszystkie leki przeciwbólowe i kremy chłodzące będą działać. Od dwóch dni nie robię nic oprócz leżenia. Nie czuję się na siłach na nic. Przez ten czas nawet nie dotknęłam telefonu. Vito wmusza we mnie jedzenie. Czuję się jak wrak człowieka.

Ojciec od tego czasu traktuje mnie inaczej. Zaczął udawać, że nie istnieję, że sytuacja z Kamarovem nie miała miejsca. Z jednej strony się cieszyłam, bo to oznaczało brak konsekwencji, a z drugiej nie wiedziałam co o tym myśleć. Każda cisza z jego strony zwiastuje coś złego. Po tym co zrobił Vivi mogę spodziewać się po nim wszystkiego.

- Vitti? - odwróciłam głowę w kierunku wejścia. Westchnęłam na widok chłopaka w drzwiach obok Vito. Nie chciałam go tu widzieć. Nie wiem jakim cudem tu jest, ale mógł już wyjść.

- Vittoria, pogadajmy - odezwał się.

- Nie dzięki, nie mam na to siły. Daj mi spokój - odwróciłam się.

- Vittoria...

- Vito wyrzuć go stąd - westchnął po czym wyszedł.

- Może lepiej z nim pogadasz? - uniosłam brew. On naprawdę był po jego stronie? Zresztą nie miałam teraz na nic ochoty. Ani by go widzieć, a już tym bardziej z nim rozmawiać.

- Aktualnie czuję się żywy trup, nie uśmiecha mi się z nim rozmawiać - odpuścił. Na szczęście odpuścił. Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Wzięłam głęboki wdech i wzrok umieściłam w suficie.

Miałam tego serdecznie dość. Czułam się okropnie i jedyne o czym marzyłam to sen. Może nawet wieczny sen. W głowię nadal miałam obraz tego jak Anton mnie dotka, jak mnie bije i... Ten jego szaleńczy wzrok, gdy mnie gwałcił. Ten uśmiech. Jednocześnie chciałam zasnąć, ale wiedziałam, że wtedy obudzą mnie koszmary. Pieprzone wrażenie, że znowu tam jestem, że Enzo mnie nie uratował tylko tam zginął, a ja dalej cierpię co noc. Pieprzona myśl, że to już koniec, że się poddaję.

Nie powinnam się załamywać, ale czy ja mam dla kogo żyć? Rodzice mają mnie w dupie, a relacja z Adrienem jest ostatnio coraz gorsza. Trzyma mnie tu chyba tylko chęć pomocy Larissie. W sumie dawno u niej nie byłam... ale Daniello mnie nie alarmował, więc chyba jest w porządku, prawda? Podobno się zmienił. Mam nadzieję, że to dobrze.

- Vitti? - przymknęłam oczy. Zaczęła się pora obiadowa. Niech on da sobie spokój. I tak nic w siebie nie wepchnę, bo zwymiotuję. Mężczyzna położył tacę obok mnie i usiadł przede mną - Musisz coś zjeść - zaczął swoją gadkę umoralniającą. Mało mnie to obchodziło. Miałam gdzieś co muszę - Lubisz risotto, prawda? - spytał. Nie chciałam nawet na to patrzeć.

- Nie tknę tego - odparłam głosem tak pustym, że aż się siebie przestraszyłam.

- Vitti... chcesz wrócić do stanu sprzed trzech lat? - na samo wspomnienie czułam łzy w oczach. Nie chciałam. Kurewsko tego nie chciałam, ale czy to już się nie stało? - Wiem, że nie chcesz, proszę nie rób sobie tego - spojrzałam na niego i momentalnie tego pożałowałam. Miał ból w oczach - Zjedz chociaż trochę, zrób to dla mnie, jeśli nie dla siebie - kątem oka spojrzałam na dzisiejszy obiad. Przełknęłam ciężko ślinę, wargi zacisnęłam w cienką kreskę. Zapach był wspaniały, ale dalej nie mogłam na to patrzeć. Czułam zawartość żołądka w gardle.

The Sweet Dream Of YouWhere stories live. Discover now