Rozdział 7 - Większe dobro

145 15 0
                                    

Wciąż będąc w piżamie, Hermiona skierowała się na tyły domu, aby wyjść na ogródek. Miała zamiar posiedzieć na schodkach, obserwując wschód Słońca.

Kiedy tam dotarła, ze zdziwieniem zobaczyła Profesora Yoshidę stojącego boso w półmroku, ubranego w nieskazitelne szaty, tak białe, jak jego włosy. Miał zamknięte oczy, a usta poruszały się bezgłośnie w czymś na kształt cichej modlitwy. Myśląc, że wolałby zostać sam, Hermiona chciała wycofać się z powrotem do domu, ale w tej chwili Profesor odwrócił się i ukłonił w jej kierunku.

- Dzień dobry, Hermiono.

Położyła kubek na schodkach i wyszła na zewnątrz, aby się z nim przywitać.

- Dzień dobry, Profesorze. Wcześnie wstałeś.

Uśmiechnął się ciepłym i dobrotliwym uśmiechem.

- To moja robota. - podniósł dwie drewniane tabliczki, na których można było dostrzec ryciny koni w galopie, z towarzyszącą im misterną, japońską kaligrafią. - Robię emę dla Harry'ego Potter'a i dzisiejszej wyprawy - wytłumaczył Yoshida.

Hermiona zrozumiała, że funkcjonowała z niezwykle silnym uczuciem niepokoju dotyczącym tego, co stało się (lub działo) Harry'emu i Weasley'om. Ona nigdy nie należała do osób, które posiadają myśli katastroficzne. I dobrze, bo w przeciwnym razie wraz z chłopcami nie dotrwaliby do czwartego roku w Hogwarcie. Naprawdę dobrze sobie radziła z wypieraniem lęków, dopóki nie zostawała sama. Wtedy poddawała się panice i myślom, że naprawdę mogła stracić Harry'ego. Efektem izolowania lęków były momenty, w których ktoś niespodziewanie wspominał o jej przyjaciołach. Powodowało to gwałtowne zapadanie się jej świata, a ona potrzebowała wiele wysiłku, aby ponownie go odbudować. Czasami jej się to nie udawało. I to był jeden z takich przypadków.

Gula uwięzła w jej gardle, gdy wzięła jedną z tabliczek Yoshidy, przesuwając kciukiem po wyrytych na niej akwafortach.

- Co to jest? - wyszeptała, nie ufając swojemu głosowi.

Yoshida zamyślił się przez chwilę.

- Shinto - powiedział spokojnie - Poprosiłem, aby Harry Potter wrócił do domu. I abyście wy dzisiaj wrócili do domu. Cali i szczęśliwi. Zwróciłem się do kami . - Mistrz Eliksirów przesunął palcem po kaligrafii. - Kami jest... - rozejrzał się po ogrodzie, wskazując na dom i sąsiadujące werandy. Spojrzał w niebo, rozkładając szeroko ramiona. - Kami to wszystko. Ty, dobro, zło, trawa, drzewa. Rozumiesz? - Profesor Yoshida włożył talizman w jej dłonie. Hermiona zacisnęła na nich palce.

Rozumiała. To był ten rodzaj Magii, z którego czerpali zarówno Mugole jak i Czarodzieje. Magia talizmanów, w których tliła się nadzieja. Jeśli żyłeś, to prawdopodobnie chciałeś, potrzebowałeś i kochałeś. Wiedziałeś, jak to jest mieć coś do stracenia i do zyskania.

Miała nadzieję, że odzyska Harry'ego. Że on wróci do domu.

Po wyjściu Yoshidy, Hermiona dokończyła herbatę na schodkach, tak jak planowała. Wsunęła talizman do kieszeni i zaczęła wspinać się po schodach.

Kowboj zatrzymał ją na trzecim stopniu.

- Kobieta, którą chciałem spotkać - powiedział Richards.

Nawet nie było szóstej rano, a on już miał na głowie kapelusz. Hermiona podejrzewała, że mógł w nim sypiać.

- Pomyślałem, że pozwolę sobie na wprowadzenie Malfoy'a w przebieg misji. Zgadzasz się na to?

- Pytasz mnie o pozwolenie? - brwi Hermiony uniosły się. - Zazwyczaj pomijasz mnie, idąc prosto do Scrimgeour'a.

Natychmiast pożałowała swoich słów. Nie chciała zabrzmieć niegrzecznie i małostkowo.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz