Rozdział 19 - Przetrwanie

169 16 2
                                    

Najbliżej leżącą bronią był łańcuch. Draco schylił się, aby go podnieść, kierując się w stronę Blaise'a. Idąc, zacisnął metal na szyi pierwszego Zombie, który zatoczył się w jego kierunku, aby po chwili przewrócić się na ścianę. Tył jego czaszki roztrzaskał się, a stwór osunął się na ziemię, pozostawiając ciemnoczerwoną smugę na ścianie. Tłum wybuchł ogłuszającymi wiwatami i gwizdami.

Jeden załatwiony, zostało trzech.

Blaise wyciągnął pręt z gardła jednego z Zombie, aby bez wahania wbić go w oczodół drugiego. W drugą, bo kiedyś była to kobieta. Wciąż miała na sobie różowy szlafrok i trzy wałki zwisające z resztek skołtunionych włosów. Na szczęście, zderzyła się ze stworem, który ciągnął jego szaty.

Draco szybko podniósł kij bejsbolowy i rozprawił się ze stworzeniami. Kilkanaście ciosów skutecznie załatwiło sprawę.

- Cześć - powiedział do niego Blaise. Jego ciemne oczy rozszerzyły się ze zmieszania, ulgi i zdumienia.

Spojrzał przez ramię Draco, pochylając głowę w stronę ostatniego członka zespołu Rundy Drugiej. Oceniając po ubraniu, ten Zombie musiał być wojskowym. Znajdujący się na jego głowie hełm był sporym problemem.

No cóż. To by było na tyle, jeśli chodzi o potencjalny uraz głowy.

- Nadchodzi! - ostrzegł Blaise.

Jedyną bronią, która była między nimi a Zombie, był kij bejsbolowy. Draco rozejrzał się i zauważył na ziemi łom. Od razu go chwycił i rzucił Blaise'owi.

Zombie szarżował w linii prostej, zgodnie z przewidywaniami biorąc na cel Blaise'a i jego syna. Draco zamachnął się i uderzył prosto w kolana stwora z taką siłą, że jego nogi złożyły się w drugą stronę. Można było usłyszeć dźwięk uderzenia hełmu o metalowe kraty. Blaise szybko wbił łom w twarz stwora, ale ze względu na to, że wciąż trzymał syna, łom nie zdołał przebić całej czaszki. Z narzędziem wystającym z głowy, Zombie miotał się i warczał. Blaise stanął na jego klatce piersiowej.

Draco przeszedł na drugi koniec areny, aby odwinąć łańcuch z szyi pierwszego zabitego stworzenia. Po chwili zaplótł go wokół gardła żołnierza i mocno pociągnął. Kark złamał się z głośnym trzaskiem, a tłum ryknął z aprobatą. Nie zważając na śmierdzące błoto i krew, które pokrywały ziemię, Blaise usiadł na niej, wyraźnie się trzęsąc. Jego syn już nie ukrywał twarzy. Był całkowicie wpatrzony w Dracona.

- Wstawaj - rozkazał.

Wyczerpany Blaise zdawał się go nie słyszeć. Mały chłopiec próbował potrząsnąć ojcem, aby zwrócić jego uwagę.

- Tatusiu, wstań!

Blaise uniósł głowę. Zamrugał, jakby dopiero co zauważył Draco.

- Malfoy, jak się tu znalazłeś?

- Ze względu na pomyłkę w ocenie sytuacji - podał mu dłoń. O tym, jak bardzo był zmęczony świadczyło to, że nawet z jego pomocą, Blaise wciąż miał problemy ze wstaniem, dodatkowo dźwigając ciężar chłopca.

- Musisz go postawić na ziemi.

Blaise potrząsnął głową.

- Nie porzucę mojego syna.

Draco skrócił dystans między nimi, przyciągając do siebie Blaise'a, dopóki nie stali do siebie twarzą w twarz. Chłopiec był wciśnięty między nimi, obserwując wymianę zdań z szeroko otwartymi oczami.

- Powiem to tylko raz, więc posłuchaj - wysyczał Draco - Zrób cokolwiek innego niż to, co ci powiem, a przyrzekam, że wyjdę z areny bez wahania. Amarov i jego ludzie potrzebują mnie, więc nie pozwolą mi umrzeć tutaj z tobą. Jeśli chcesz wyjść stąd z wnętrznościami wciąż w środku, sugeruję ci się kurwa skupić.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz