Rozdział 18 - Zasady

210 17 0
                                    

Śniadanie było zimne, gdy w końcu do niego dotarł, ale ostatnio Draco traktował posiłki bardziej jak zajęcia uzupełniające energię niż coś, czym można się świadomie delektować. Sięgnął po czarną kawę, która niestety była słodzona. Rozejrzał się po tacy, szukając mleka.

- Jeśli szukasz śmietanki, to nie posiadamy jej na tę chwilę - powiedział Anatoli.

Draco przerwał kromkę chleba na pół..

- Nie ma krów we flocie, w której jest wszystko?

- Żadnych krów - potwierdził - Zarządzanie zwierzętami gospodarskimi jest trudne. Ale mamy mnóstwo kurczaków - dodał, pochylając głowę w kierunku jajecznicy.

Gdy posiłek został skonsumowany, Anatoli nadal był w pomieszczeniu. Draco wypił resztę kawy i odstawił pustą filiżankę z powrotem na tacy..

- Dziękuję. Tego właśnie potrzebowałem.

- Kiedy ostatnio jadłeś?

Draco zamyślił się. Brandy i kawa w wyszczerbionym kubku. To była ostatnia rzecz, jaką spożył na Grimmauld Place. Gdyby zamknął oczy, znów poczułby zapach brandy, chłodny ciężar kubka i... Hermionę Granger, pochylającą się nad nim. Jej loki od czasu do czasu ocierałyby się o jego twarz, gdy wpatrywała się w ekran jego komputera. Nie miała zbyt wielu złych nawyków, poza wykraczającą poza budzącą grozę etykę pracy. Ale było kilka mniejszych: przygryzała dolną wargę, stukała palcem wskazującym o biurko lub klawiaturę, gdy się koncentrowała i sposób, w jaki promieniała, jakby była rozświetlona od środka, gdy miała rzadkie okazje przekazania dobrych wiadomości...

- Magu? - naciskał Anatoli.

- Jakiś czas temu - odparł Draco z opóźnieniem.

Otrzepał okruchy ze spodni i wstał. Teraz, gdy był wypoczęty i najedzony, nadszedł czas, aby przeliczyć siły na zamiary. Był to stary nawyk nabyty przez siedem lat uczęszczania do szkoły pełnej ciemnych zakamarków, gdzie dziewięćdziesiąt pięć procent populacji uczniów chciało zrzucić cię ze schodów. Kiedy dorastasz otoczony tą wiedzą, orientujesz się, które rozwiązania są najlepsze.

Anatolij mógł sprawiać wrażenie łagodnego olbrzyma, ale prawdopodobnie istniał bardzo dobry powód, dla którego był częścią świty Honorii. Przy swoim wzroście Draco był równie wysoki jak mężczyzna, choć nie tak szeroki. Ale to, czego Draconowi brakowało w masie, prawdopodobnie nadrabiał szybkością.

Draco rzucił Anatolijowi oceniające spojrzenie drapieżnika. Myślę, że cię pokonam.

Ku rozbawieniu Dracona, Anatolij odwzajemnił spojrzenie z subtelnie uniesioną brwią. Spróbuj.

Draco został wyprowadzony ze swojej kwatery, rzekomo na wycieczkę po obiektach naukowych floty. Przejście na przeciwległy koniec, dwa piętra niżej zajęło im dwadzieścia minut. Przeszli przez foyer, gdzie Draco spodziewał się ponownie zobaczyć Honorię. Tym razem się nie pojawiła, ale było mnóstwo innych osób: jedni w wykrochmalonych białych mundurach, inni w cywilnych ubraniach. Wszyscy wydawali się bardzo zajęci. Po innych "pasażerach" nie było śladu, ale Anatolij potwierdził, że na statku macierzystym byli inni mieszkańcy.

W końcu Draco dotarł do Laboratorium, które było trzy razy większe od tego, w którym pracował dla Projektu Gwiazdka. Chwilę mu zajęło przyzwyczajenie się do sterylnej bieli tego miejsca. Sprzęt nie był łatany, niedopasowany i słabej jakości jak na Grimmauld Place. Tam jednak zespół naukowców nie wyglądał, jakby miał zemdleć ze strachu.

Było ich kilkunastu, stojących jak posągi w białych fartuchach laboratoryjnych. Wystąpił jeden z członków grupy. Na jego twarzy malowało się wahanie, ale nie wyglądał na zdenerwowanego.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin