Rozdział 22 - Ryzyko zawodowe | część 2

141 14 2
                                    

- Co robimy z nimi? - zapytała Hermiona, wskazując na spetryfikowanych porywaczy.

Oglądanie skamieniałych mężczyzn przypominało wizytę w Muzeum Figur Woskowych. Większość z nich była uzbrojona, sądząc po ułożeniu dłoni. Cała broń skończyła tak samo, jak nóż wbity wyjęty z beczki.

- Nic - odparł Richards – Nie jesteśmy od egzekwowania prawa. Kiedy zejdziemy z łodzi, zdejmiemy z nich Petrificusa i będą mogli dalej podążać swoją wesołą, przestępczą drogą.

Amarov nie był zadowolony.

- Muszę zaprotestować, bo nie brzmi to sprawiedliwie.

- Mimo wszystko tak to rozwiążemy - powiedział Richards, mrużąc oczy – To nasza operacja, nie wasza. A teraz, jeśli pozwolisz, Wallen, Mercer i ja zobaczymy, czy na łodzi jest coś, co możemy uratować.

Rzucił Hermionie znaczące spojrzenie, po czym zniknął pod podkładem wraz z dwójką naukowców. Hermiona obserwowała, jak niezadowolony Amarov siada na stercie zwiniętej liny.

- Nie za bardzo lubi ludzi, prawda?

Zauważyła, że był boso, a temperatura była naprawdę niska. Podeszła do jednego z porywaczy i zdjęła z niego obuwie.

- Próbuje uratować resztkę zdrowych ludzi - odpowiedziała Hermiona, podając Alexandrowi buty - Proszę, przymierz je.

- Dziękuję - powiedział, przenosząc wzrok z Hermiony na Padmę - Ty jesteś lekarką, od Wallena wiem, że razem z Australijczykiem są naukowcami. Richards jest wojskowym. Kim więc jesteś ty, panno Granger?

- Zależy czego się ode mnie wymaga.

- Rozumiem - odpowiedział, a jego spojrzenie było trochę zbyt oceniające i przeszywające. Merlinie, dopomóż, przypominał jej Malfoya.

Nie polubiła Amarova, ale nie potrafiła tak naprawdę wskazać z jakiego powodu była wobec niego nieufna. Nadmiar charyzmy? Bijący od niego fałsz? Być może był tym specyficznym gatunkiem biznesmena. Nie miała problemu wyobrazić go sobie w eleganckim garniturze, w sali konferencyjnej. Albo jego młodszą wersję, zręcznie przekonującą zdenerwowanych inwestorów do rozstania się ze swoimi pieniędzmi.

- Wiesz, zatrudniam kogoś takiego, jak ty. Jill od wszystkiego. Mieszaniec. Warto mieć ją w pobliżu. Ty też jesteś mieszanej krwi?

Technicznie rzecz biorąc, w tym pytaniu nie było nic obraźliwego. Zwłaszcza, jeśli zadawał je ciekawski Mugol. Z całą pewnością jednak było to naprawdę bezczelne. Szybki rzut oka na wyraz twarzy Padmy spowodował, że zachowanie Amarova na niej też nie zrobiło wrażenia.

- Nie, panie Amarov. Jestem Mugolakiem.

- Ach, kilku takich też posiadam.

- Mógłbyś powtórzyć? - zapytała Hermiona, marszcząc brwi.

Nagły powrót oświetlenia przerwał ich rozmowę. Rozległ się dźwięk innego silnika – nie było to zgrzytanie trawlera, lecz gładki, barytonowy szum. W zasięgu wzroku pojawił się ogromny, biały krążownik, przyćmiewając kameralną łódź. Hermiona szybko poinformowała Richardsa o przybyciu ludzi Amarova.

Na pokład weszło sześć osób, w tym jeden naprawdę ogromny. Jako jedyny odwzajemnił nieufne spojrzenie Hermiony. Jego wyraz twarzy spowodował, że cała się spięła. Dodatkowo cała szóstka miała przy sobie karabiny maszynowe.

Miotły leżały po drugiej stronie łodzi. Cholera. Plan B.

- Richards, musimy ruszać - syknęła Hermiona – Natychmiast. Zapomnij o miotłach!

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneWhere stories live. Discover now