Rozdział 24 - Szanse

132 15 0
                                    

Grimmauld Place 12, Londyn

Na początku był tylko jeden: samotny, błądzący Zombie w czerwonej bluzie z kapturem. Stał się nieszkodliwym, znajomym widokiem, obiektem rozmów. Osobliwością w świecie, który stał się tak dziwny, że aż nie do poznania.

Ale tydzień temu z jednego zrobiły się trzy, a potem było już ich kilkanaście.

Każdego dnia jeden z członków Projektu Gwiazdka prowadził obserwację z okna na poddaszu, zapisując, kiedy się zjawiali i jakie towarzyszyły im zachowania. Dzisiaj była kolej Harry'ego. Jak dotąd nie było zbyt wiele do zgłoszenia poza przerażającym gapieniem się. Wyglądało na to, że wiedzą, w którym miejscu jest ich okno, bo w tej chwili dwadzieścia jeden par nieumarłych oczu było skupionych na tym miejscu.

- Ich bezruch jest najgorszy - powiedział Harry, gdy razem ze Scrimgeourem obserwowali hordę, która stała przed Kwaterą Główną - Powiedziałbym, że nadszedł czas na przyjęcie powitalne. Albo ich zabijemy albo każemy im się wynosić.

Minister nie zgodził się z jego słowami.

- Wolałbym nie dawać im żadnej szansy. Za każdym razem, gdy wychodzimy z domu, czy otwieramy drzwi, zasłona stworzona przez nasz zespół, powoduje migotanie, odczuwalne w całym domu. Jak wiesz, nie może to być widoczne dla Mugoli. Czy dzięki temu mamy pewność, że czarodziejskie zombie?

Harry skinął głową.

- Hermiona i Malfoy natknęli się w Hogwarcie na przekonujące dowody. Jeśli mamy znaleźć ich więcej, najlepszą lokalizacją jest teren szkoły i Hogsmeade.

- Jeśli rozpoznają ten dom jako magiczną siedzibę, to wiedzą także, że można dostać się do środka, jeśli drzwi pozostaną otwarte. Osłony nie odróżnią, czy jedno z nas wychodzi, czy drugie wchodzi.

- Albo jeśli wystarczająco dużo z nich wtargnie w tym samym czasie... - dodał Harry.

- Tak.

- Ale skąd oni mogą wiedzieć? - zapytał - Musieliby uświadomić sobie, że wszyscy jesteśmy magiczni i zorganizować, aby zająć to miejsce!

- To są pytania, na które mógłby odpowiedzieć tylko Doktor Mercer - odparł Scrimgeour.

- Nie powinniśmy byli go zabierać ze sobą - powiedział cicho Harry.

Nie poruszał tej kwestii po raz pierwszy i nie był jedyną osobą, która tak myślała.

- Robimy, co musimy, Potter. Mercer znał ryzyko i wierzę, że Doktor Patil opisała je w najdrobniejszych szczegółach. Cokolwiek zespół napotkał na łodzi, było to równie nieoczekiwanie, co katastrofalne w skutkach.

Brak potężnej siły umysłów Mercera, Padmy, Wallena i Hermiony był jak cios w ich Projekt. Byli nie tylko wycieńczeni, ale i okaleczeni. A im więcej Harry o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że Honoria Cloot przez cały czas była sabotażystką.

Doktor McAlister była wszystkim, co pozostało z zespołu ekspertów i pracowała przez całą dobę, utrzymując się przy życiu na Red Bullu i Marsach. Ginny pomagała jedynej pielęgniarce - Aishy, która opiekowała się nieprzytomnym Richardsem i naprawiała złamaną nogę Neville'a.

- Czy coś się zmieniło u Richardsa?

Minister potrząsnął głową.

- Panna Malik będzie nas na bieżąco informować o jakichkolwiek zmianach. Na razie jest stabilny. Gdyby Longbottom nie odnalazł Barnaby'ego, z pewnością zginąłby w wodzie.

- Straciliśmy Mercera - zaczął Harry – Ale pozostali żyją. Wiem o tym. Czy nadal nie otrzymaliśmy żadnych wiadomości z Senatu?

Harry planował wysłać grupę poszukiwawczą, aby odnaleźć Hermionę, Padmę i Wallena. Scrimgeour jednak był nieugięty.

[T] Love in a time of a Zombie Apocalypse | DramioneWhere stories live. Discover now