Five - "Freedom?"

3.4K 211 32
                                    

Zgodnie z zapowiedzią, dwa dni po rozmowie z Harrisonem, wyszedłem z więzienia.
Dostałem swoje ubrania, w których tutaj trafiłem, żebym wyglądał jak normalny człowiek.

- Tutaj jest wypiska i symboliczna reszta z twojego konta na autobus do domu. - policjant wręczył mi szarą kopertę, w której była kartka, pozwalająca mi się stąd wydostać i 15 dolarów.

Zostałem odprowadzony do ogromnego wyjścia. Brama się otworzyła, a ja nie wiedziałem jak postawić pierwszy krok ku wolności. Ukrywałem wewnątrz jak bardzo bałem się "nowego" życia.
Stanąłem na chodniku i spojrzałem na więzienie od zewnętrznej strony. Nie docierało do mnie, że wydostałem się z tego pierdolnika.
Rozejrzałem się powoli dookoła siebie.

I co? Mam sobie od tak iść?

Nie wiedziałem, że to będzie takie trudne...
Więzienie znajdowało się za miastem, więc chyba powinienem szukać przystanku autobusowego.
Ruszyłem więc powolnym krokiem w kierunku, gdzie stopniowo zwiększała się ilość budynków mieszkalnych. Cały czas zastanawiałem się co mam ze sobą zrobić.

- Justin! - z dużego Audi pospiesznie od strony kierowcy wysiadł mój ojciec, a z drugiej matka.

Rzucili się na mnie z uściskami jakby cieszyli się, że mnie widzą. Nie wierzyłem, że tak było...

- Synku, jeszcze bardziej wyprzystojniałeś przez ten czas. - palnęła bezmyślnie zapłakana mama.

Kiedy oni sztucznie szaleli, ja cały czas patrzyłem się na nich jak na totalnych idiotów. Szybko mnie to znudziło, więc się w końcu odezwałem.

- Czemu to zrobiliście? - zapytałem ponuro, robiąc krok do tyłu.

- O czym ty mówisz? - dopytał najwyraźniej podirytowany ojciec.

- Pytam się, czemu mnie stamtąd wyciągnęliście?!

Widziałem jak bardzo tatuś chciał mi właśnie przywalić, ale najukochańsza w świecie mamusia uspokoiła swojego najdroższego mężusia.

- Justin, dobrze wiesz, że gdyby była możliwość to zapłacilibyśmy kaucję wcześniej! - zaczęła tłumaczyć roztrzęsiona.

Parsknąłem swoim sztucznym śmiechem patrząc na jej świetną grę aktorską. Pomijając oczywiście jak bardzo rozśmieszały mnie ich eleganckie ubrania... kompletnie do nich nie pasowałem w podartych dżinsach,białych tenisówkach i czarnej bluzie.
Matka się rozpłakała.

- O co ci znowu chodzi?! Robimy wszystko, żeby było dla ciebie jak najlepiej, a ty zachowujesz się jakby gówno cię obchodziło czy mieszkasz w normalnym domu czy w celi więziennej! - wkurzony ojciec zaciskał pięści ze złości, a ja nadal patrzyłem na niego szyderczym wzrokiem.

Westchnąłem ciężko i uśmiechając się szeroko wydusiłem z siebie słowa wdzięczności:

- Dzięki za wydanie na mnie kupę szmalu.

- Przestańcie już. Jedziemy do domu! - wtrąciła matka wchodząc pomiędzy nas.

- Dobra, wsiadajcie do samochodu.

- Sorry, ale ja z wami się nigdzie nie wybieram. - zaśmiałem się. - Dzięki za wszystko. Cześć. - poklepałem ojca po ramieniu,a do mamy posłałem wymuszony uśmiech.

Ruszyłem trochę żwawszym krokiem starając nie odkręcać się w stronę rodziców.
Po niedługiej, pieszej podróży znalazłem przystanek autobusowy, przy którym wisiał rozkład jazdy.

"Nowy Jork - 16:54" - super, miałem jeszcze dwie minuty.

Usiadłem na ławce w oczekiwaniu na autobus, który pojawił się już po chwili w moim polu widzenia.

Time's UpWhere stories live. Discover now