Twenty Nine ~ "Kidnapping"

1.7K 130 8
                                    

JOHN

- Co jest takiego ważnego, że nie mogę w spokoju funkcjonować? - usłyszałem jego, najwyraźniej zirytowany, głos w słuchawce telefonu.

- Mamy nowe zadanie. - przełknąłem głośno ślinę, ponieważ dalsza część mojej wypowiedzi nie chciała mi przejść przez gardło.

- Super, powodzenia. Nie pomogę wam. Wiesz, że mam w dupie te cholerne akcje.

- Justin tutaj już nie jest zwykła akcja. Mamy nowego zwierzchnika. Powiedział, że przyjechał do Nowego Jorku specjalnie po nią.

- Po kogo?

- Po Maię.

Bieber na chwilę zamilkł, słyszałem jak przeklinał pod nosem.

- Żartujesz sobie ze mnie, tak? - starał się obrócić to w żart, ale to niestety nie było nic śmiesznego.

- Kurwa, dobrze wiesz, że nienawidzę sobie żartować! - podniosłem ton głosu chcąc w końcu jakoś wpłynąć na chłopaka.

- Kim on jest i czego on chce od mojej dziewczyny? - zapytał z żalem.

- Nie mam pojęcia. Nie wiemy co robić stary. - westchnąłem ciężko.

- Wkręćcie mnie w tę akcję. - powiedział stanowczo.

MAIA

Zamknęłam w sobie okropne obrzydzenie do samej siebie i nikomu nie wyznałam co wydarzyło się u Andre. Sztucznie udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Spakowałam swoje rzeczy na uczelnię i wolnym krokiem ruszyłam przez zimne, pełne ludzi ulice Nowego Jorku. Słuchałam przez całą drogę depresyjnej muzyki, patrząc na otaczający mnie zabiegany świat. Cały dzień spędziłam na przesadnej nauce w przerwach, siedząc na parapecie przy oknie. Czułam się dobrze, dopóki nie nadszedł ostatni wykład, podczas którego mieliśmy zaprezentować swoje prace.
Wyszliśmy na środek sali jako jedni z ostatnich uczniów, ponieważ strasznie odwlekałam z przeczytaniem referatu. Bałam się stanąć obok chłopaka, który zgwałcił mnie wczoraj z zazdrości o Justina.

- Carter i Moore, proszę bardzo. Wasza kolej. - gdy tylko profesor wywołał nasze nazwiska na sali rozbrzmiał żałosny śmiech studentów.

Stanęłam obok Andre z kartką w dłoniach. Ręce drżały mi jak nigdy wcześniej. Z trudem przeczytałam pierwsze zdanie z kartki. W mojej głowie mieszały się ze sobą wspomnienia z ostatniego wieczoru,a w uszach słyszałam wyzwiska wymyślane prze moją głowę. Głos stopniowo mi się załamywał, a ludzie siedzący przed nam zaczęli szeptać coś do siebie.

- Przepraszam. - burknęłam prawie niedosłyszalnie i biorąc swoje rzeczy z siedzenia wyszłam tłumiąc płacz.

Wybiegłam z budynku starając nie rozkleić się za bardzo. Usiadłam na murku ogrodzenia i schowałam twarz w dłonie.

- Hej, Maia?! Maia, co się dzieje?! - Vanessa i Rose wybiegły za mną, ale gdy tylko je zauważyłam zaczęłam uciekać.

Zapłakana znalazłam się w domu, gdzie jeszcze nie było ani Josha, ani mamy. Miałam chwilę żeby się ogarnąć, a później rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.

JUSTIN

- Szefie, to jest Justin, nasz przyjaciel. Pomoże nam sprowadzić tę dziewczynę. - Victor przedstawił mnie wysokiemu mężczyźnie.

- Mhm, dobrze. Zlokalizowaliście ją już? - mówił, uważnie mi się przyglądając.

- Tak, mamy obmyślony plan. Najpóźniej znajdzie się tutaj jutro.

- Trzymam was za słowo. - uderzył z pięści w stare biurko i popatrzył po kolei na każdego z nas. - Na co czekacie? Bierzcie się do roboty!

Moi kumple pojechali na wyznaczone miejsce, a ja poszedłem do domu Mai. Nie mogłem normalnie zadzwonić do drzwi, ponieważ zostałbym przepędzony przez rodziców dziewczyny.
Wiedziałem które okno znajduje się w jej pokoju, więc zebrałem z ziemi kamienie i dość mocno rzucałem nimi w szybę.
Zauważyłem, że poruszyła się firanka, a po chwili otworzyło się okno, z którego wyjrzała dziewczyna.

- Hej. - uśmiechnąłem się miło.

- Co ty tutaj robisz? - szatynka przetarła zmęczone oczy i ziewnęła.

- Chciałem się z tobą zobaczyć. Masz może ochotę się ze mną przejść? - zapytałem zachęcającym głosem.

- Nie wiem... - westchnęła ponuro.

- Coś się stało?

- Nie... - przeciągnęła porozumiewawczo.

- Przecież widzę.

- Zaczekaj przy drzwiach.

Po kilku minutach Maia była już przy mnie. Widząc jej smutny, zmęczony wyraz twarzy, otworzyłem ramiona, by ją przytulić. Zielonooka wtuliła się we mnie jak nigdy wcześniej. Czułem, że coś jest nie tak i nie miałem pojęcia co.
Splotłem nasze dłonie ze sobą i ruszyliśmy na prowizoryczny plac zabaw. Praktycznie całą drogę przemilczeliśmy, więc gdy znaleźliśmy się na miejscu zacząłem wyciągać z Mai wszystkie informacje.

- Zrobiłem coś źle? - zapytałem szeptem, gdy usiedliśmy na huśtawkach.

- Nie. - odpowiedziała krótko, delikatnie bujając się do przodu i do tyłu.

- Kochanie, jak coś jest nie tak, to powiedz. Możesz mi zaufać.

- To trudne, nie wiem czy potrafię. - popatrzyła prosto w moje oczy.

Przez moment kompletnie zapomniałem o wykonywanej właśnie akcji porwania dziewczyny.

- Jeśli to tajemnica, to zachowam ją dla siebie.

- Obiecujesz? - wyciągnęła w moją stronę rękę.

- Obiecuję. - zacisnąłem jej dłoń w swojej.

Maia usiadła mi na kolanach i pochyliła się nad moim uchem. Objąłem ją w talii, a ona zaplotła swoje ręce za moją szyją.

- Wczoraj byłam u Andre, ponieważ musieliśmy zrobić projekt na zajęcia... - zatrzymywała się co jakiś czas, żeby wziąć głęboki oddech. - Jakiś czas temu zerwałam naszą przyjaźń, ponieważ był bardzo o ciebie zazdrosny i mści się teraz na mnie na uczelni, nastawił wszystkich przeciwko mnie. Ale... ale kiedy pisaliśmy referat o literaturze on zaczął mnie dotykać i całować...

Dziewczynie urwał się głos, płakała i nie mogła powstrzymać łez, które cisnęły się jej do oczu. Dalszą część historii mogłem sobie już tylko dopowiedzieć, a ponieważ ufałem Mai bezgranicznie wiedziałem, że mnie nie zdradziła, a to on ją zgwałcił.

- Cicho, skarbie. Nie płacz. - chciałem ją jakoś uspokoić, ale nie mogłem.

Była w kompletnej rozsypce. Musiałem pozwolić się jej wypłakać. Szeptałem jej tylko czułe, pocieszające słówka, chociaż od środka czułem gniew i siłę, którą chciałem wyładować na chłopaku, który ją skrzywdził.

Usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwi. Wiedziałem co nadchodzi.

- Kocham cię, pamiętaj. - zdążyłem tylko pocałować ją czule w usta i po chwili zostaliśmy rozdzieleni podczas pozorowanej akcji porwania.

Zostaliśmy obydwoje wepchnięci do bagażnika czarnego, dużego auta. Ja byłem przytomny, ale Maię obezwładnili przytykając do jej twarzy szmatę nasączoną eterem.

- Uratuję się kochanie, obiecuję ci to. - wyszeptałem, przytulając szatynkę do swojego torsu i całując ją w czubek głowy.

~~~

Czeka mnie super weekend z chemią:)))))

Możecie mi poprawić humor gwiazdkując i komentując ten rozdział, haha! Mam nadzieję, że się spodobał.


Time's UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz