Fourty ~ "Crying game"

1.5K 109 6
                                    

CLARIE

- Dzwonił do ciebie tata, Clarie?! - usłyszałam krzyk Mai z piętra domu.

Siedziałam zamknięta w łazience na parterze i płakałam przez informację, którą przekazał mi mój mąż w nocy. Justin umarł, mimo reanimacji. Gdyby zareagowali wcześniej być może by żył, ale oni już na samym początku nie chcieli mu pomóc. Właściwie nie mogli, bo kiedy ktoś trafia do szpitala z raną postrzałową trzeba to zgłosić na policję. Martwili się o swoją dupę...
Nie mogłam spać, nie mogłam przestać myśleć o tej tragedii. Co ja powiem teraz Mai?

- Nie! - odpowiedziałam starając opanować swój płacz.

- Dziwne, dzwonił w nocy dużo razy... - zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. - Może zadzwonię do Justina i zapytam o co chodzi? Tata nie odbiera.

Chciałam już wyjść z ukrycia, ponieważ w miarę ogarnęłam swoje emocje, ale słysząc słowa dziewczyny wybuchnęłam niekontrolowanym spazmem.

- Clarie, co się dzieje? - szatynka pospiesznie podeszła do drzwi łazienki i chwyciła za klamkę. - Czemu płaczesz?

Maia kucnęła obok mnie. Siedziałam oparta o pralkę, a dookoła mnie leżały skrawki zasmarkanego papieru toaletowego. Byłam pewnie cała opuchnięta i czerwona na twarzy, ale to nie był problem w tej chwili.

- Coś z chłopcami? - czułam przerażenie w jej głosie.

Nie mogłam jej okłamywać, że wszystko jest w porządku, kiedy do domu z całej grupy wraca tylko jej ojciec i przyjaciel jej ukochanego.
Skinęłam więc w odpowiedzi głową.

- Matko Boska, powiedz proszę, że wszyscy są cali! - do jej oczu napłynęły łzy.

- Maia, przepraszam cię za to co usłyszysz. Powinnam w tej chwili pokazać wsparcie, kazać ci być spokojną, bo to źle wpłynie na ciebie i dziecko, ale jestem bezsilna. - wydukałam przez krótkie łapanie oddechu między wyrazami.

- Clarie, błagam cię! - dziewczyna usiadła na podłodze kładąc dłoń na mojej dłoni.

W tym momencie przerwał nam mój telefon, który leżał spokojnie w salonie. Chciałam zignorować, ale coś mnie do niego ciągnęło.

- Chodź, porozmawiamy w lepszym miejscu. - pomogłam wstać Mai i razem poszłyśmy do dużego pokoju.

Siadając na kanapie odebrałam połączenie od mojego męża.

- Mówiłaś już o wszystkim Mai? - zapytał spokojnie.

- Właśnie nam przerwałeś. - westchnęłam pociągając nosem.

- Dobrze, że to zrobiłem. - odpowiedział. - Dzwonili ze szpitala. Lekarz, który miał stwierdzić zgon uznał Justina za żywego. W środku nocy przyjechaliśmy do niego i to prawda, on żyje. Oddech ma słaby, ale dają mu dużo szans na powrót do zdrowia. Uzupełniają mu krew. Podobno leczenie ma potrwać około miesiąc.

- Mój Boże. - zaczęłam płakać, tylko tym razem z czystego szczęścia.

- Powiedz Mai, żeby się nie martwiła. Niedługo wracamy do domu.

Odłożyłam telefon na stolik do kawy.
Maia popatrzyła na mnie pytająco.

- Wczoraj mieli trudną akcję. - przestałam płakać, wzięłam głęboki oddech i spoważniałam. - Justin został poważnie ranny i w szpitalu uznano go za zmarłego po długiej reanimacji.

Dziewczyna zaczęła płakać.

- Maia, nie płacz. Tata dzwonił ze szpitala, że Justin żyje! Czeka go teraz długie leczenie, ale jego stan jest stabilny.

- A co z resztą? - spytała cicho.

- Uhm... z resztą... Przeżyli twój ojciec i John. - spuściłam wzrok i ściszyłam ton głosu.

Nadal nie mogłam sobie wyobrazić tej pustki w domu. Tutaj zawsze coś się działo, było gwarno, a teraz? Wróci ich troje. Jeden zamie się swoim domem, drugi zaopiekuje się ciężarną dziewczyną, a trzeci nie będzie wiedział co ze sobą zrobić. Zagubi się...

Zapadła grobowa cisza. Maia wyszła z pokoju i skierowała się do wyjścia na taras. Usiadła na jednym z plecionych krzeseł pod parasolką, żeby uchronić się od słońca.

MAIA


Kiedy ja sobie smacznie spałam stało się tak wiele okropnych rzeczy... Mój chłopak przez jakiś czas nie żył, a jego i moi przyjaciele już nigdy się nie obudzą.

~~~


Time's UpWhere stories live. Discover now