Thirty Two ~ "Kisses with an angel"

1.6K 126 15
                                    

JUSTIN

Co najbardziej bolało mnie, po przebudzeniu się po krótkiej nocnej drzemce? Że dzisiaj idę na pogrzeb Mai... Nadal nie mogę uwierzyć, że mnie zostawiła, że tak po prostu zniknęła z mojego życia. Tęsknię za jej uśmiechem, za jej pocałunkami, za jej pięknymi, zielonymi oczami, cudowną figurą, za momentami refleksji przy wspólnych rozmowach. Tęsknię za jej ciałem obok mojego, kiedy sypialiśmy razem... Nigdy nie byłem tak zakochany. Maia, to była moja pierwsza prawdziwa miłość, która zakończyła się zdecydowanie za szybko. Nie wierzyłem, że spędziliśmy ze sobą jedynie kilka miesięcy. Czułem się jakbyśmy znali się od dziecka. Tylko przy niej czułem się tak dobrze, ona dawała mi pełnię szczęścia.

Wstałem z łóżka leniwie ocierając zmęczoną twarz. Wyciągnąłem z szafy przygotowany elegancki, czarny garnitur na dzisiejszą uroczystość. Wziąłem gorący prysznic, umyłem zęby, uczesałem się i wyperfumowałem ulubionym zapachem Mai. Zawsze gdy nosiłem na sobie te perfumy potrafiła godzinę wisieć mi na szyi i noskiem smyrać skórę, aby wdychać zapach.

- Dobrze wyglądam? - zapytałem Crystal, która siedziała w salonie przy książkach i się uczyła.

Dziewczyna podniosła się z kanapy i podeszła do mnie, by mnie przytulić.

- Tak mi przykro Justin. - wyszeptała powoli wypuszczając mnie z uścisku.

- Mi też. - westchnąłem.

- Maia na pewno patrzy teraz z góry i czuwa nad tobą. - uśmiechnęła się miło.

- Kto by tam nade mną chciał czuwać... - zaśmiałem się cicho.

- Przestań. Uciekaj już, bo się spóźnisz.

Założyłem na siebie czarny, elegancki płaszcz. Popatrzyłem jeszcze chwilę na siebie przy lustrze i wyobraziłem sobie, że Maia stoi teraz obok mnie i idziemy obydwoje na jakiś wykwintny obiad.

Od kilku dni rozmyślam nad propozycją złożoną mi przez ojca dziewczyny. Zaproponował nam pracę w Los Angeles, wiadomo jaką... Teraz, kiedy już nie mam nikogo, kto trzymałby mnie z dala od tego cholernego biznesu, mam ochotę wrócić. Zająłbym się czymś i przestał myśleć o tej tragedii.

Na niebie, jak na koniec listopada przystało, było mnóstwo ciemnych chmur. Nieprzyjemne zimno przeszywało mnie na wylot, a mgła opadająca na moje ubrania, moczyła mój strój.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem na cmentarz. Wziąłem na wszelki wypadek czarną parasolkę i ruszyłem w miejsce, gdzie kierowało się już wiele osób. Byłem jedną z wielu osób, które przyszły pożegnać Maię. Jestem jedną, małą jednostką. Można by powiedzieć, osobą niezauważalną, ale każdy wiedział kim jestem i co tutaj robię.
Podszedłem do białej trumny stojącej pod namiotem i czując na sobie wzrok ludzi tylko delikatnie chciałem dotknąć drewna. Nie potrafiłem. Do moich oczu napłynęła rzeka łez, którą musiałem powstrzymać. Położyłem na "łożu" mojego anioła białą różę i odszedłem jak najdalej się dało.
Ksiądz mówił wzruszającą przemowę i prowadził ostatnią drogę Mai na tej ziemi. Co chwilę słyszałem jak ktoś szlocha, wydmuchuje, bądź ukradkiem pociąga nosem. Nigdy nie byłem na pogrzebie, na którym pół cmentarza zajmowali uczestnicy ceremonii. To było naprawdę szlachetne z ich strony.

W momencie, gdy trumna została zakopywana w ziemi, a w tle rozbrzmiewał marsz żałobny, uroniłem kilka łez. Nie mogłem tak po prostu stać poważnie, kiedy moja dziewczyna odchodzi już na zawsze.

Czekałem, aż wszyscy rozejdą się na stypę. Nie stało się to tak szybko, jak myślałem. Mimo, że ja również zostałem na nią zaproszony, przez matkę Mai, nie pojawiłem się. Nie chciałem. W pewnym sensie czułem się winny jej  śmierci. Gdyby mnie nigdy nie poznała, nikt by nie stawał przeciwko jej uczuciom do mnie. Mogłem nigdy jej nie spotkać w tym szpitalu, wyszłoby jej to na dobre.

Rozpadał się deszcz. Nie otworzyłem parasolki, którą wziąłem ze sobą. Stałem nad grobem dziewczyny i w myślach wypowiadałem słowa modlitwy.

- Powiedz mi, kochanie... Czemu mnie zostawiłaś? Nie widzisz jak bardzo za tobą tęsknię? - popatrzyłem w górę. - Cholera jasna, kocham cię Maia!

- Ja ciebie też kocham. - usłyszałem cichy szept obok siebie.

Skierowałem swój wzrok na drobną osóbkę, która stała kilka metrów ode mnie.

- To jest jakiś żart? - zapytałem z niedowierzania przecierając oczy.

Obok mnie stała Maia. Ubrana w zwiewną, białą, długą sukienkę szatynka, we włosach miała wianek z polnych kwiatów. Wyraźnie pokazywała, że jej zimno. Była cała przemoczona.

- Nie. - uśmiechnęła się niepewnie.

- Chyba muszę iść na jakieś terapie. Gadam sam ze sobą i jeszcze pokazują mi się duchy. - schowałem twarz w dłonie.

- Jeśli mi nie wierzysz, że stoję obok, dotknij mnie. - wzięła moją rękę i przyłożyła ją sobie najpierw do policzka.

Przejechała nią spokojnie na szyję, piersi i brzuch.

Przestraszony patrzyłem prosto w oczy dziewczyny. Wyglądała pięknie, zbyt pięknie jak na żywą istotę. Nie wierzyłem w to co się właśnie wydarzyło. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie rozchyliłem wargi.

- Justin, to ja, Maia. - wyszeptała. - Uwierz mi, to naprawdę ja.

- Nie rozumiem, dlaczego...?

- Chciałam zacząć życie na nowo, jak mój tata. - westchnęła ciężko, chwytając mnie za obydwie dłonie. - Wyjadę z tatą do Kalifornii i tam naprawię wszystko, co tutaj zniszczyłam.

- Dobrze... W takim razie będę musiał zgodzić się na propozycję pracy u niego. Przez te kilka dni dowiedziałem się, jak paskudne jest życie bez ciebie. - uśmiechnąłem się przez łzy.

Maia nie mogła powstrzymać płaczu i rzuciła mi się w ramiona. Zdjąłem z siebie płaszcz i okryłem nim zmarzniętą szatynkę.

- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj. - wyszeptałem, całując ją w czubek głowy. - Nigdy.

Ujmując w dłonie jej policzki zacząłem ją czule całować, zapominając kompletnie o miejscu, w którym właśnie się znajdowaliśmy.


~~~


Wiele z was odkryło mój "spisek" ze śmiercią Mai! Gratuluję haha!


Time's UpTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon