EPILOG (OSTATECZNY KONIEC)

1.6K 110 12
                                    

"Strzał rozszedł się echem. Byłem w szoku i przez kilka minut klęczałem w bezruchu. Wszystkie mięśnie miałem napięte. Oczy cały czas mocno zamknięte.

Ale...

Właśnie coś do mnie dotarło...

ŻYJĘ!

Rozluźniłem się. Otworzyłem prawe oko, lewe oko. Skierowałem głowę przed siebie. Wszystko robiłem z okropną niepewnością. Przede mną leżał martwy Josh. Jeden strzał w tył głowy, drugi dla pewności w plecy... Nie miał szans na przeżycie... Podniosłem wzrok wyżej. Nad nim stał niewzruszony "niszczyciel rodziny" z pistoletem w dłoni, która była już prawie fioletowa od silnego uścisku. Uśmiechnął się fałszywie. Rzucił broń na podłogę i podszedł do mnie. Kucnął za moimi plecami i zaczął rozwiązywać liny, które podrażniły mocno moją skórę. Wydałem z siebie długi dźwięk ulgi, gdy rozmasowywałem nadgarstki i kostki.

- Czemu to zrobiłeś? - nie traciłem grymasu z twarzy.

- Jedź do domu. - mruknął.

Nie spojrzał na mnie, gdy to mówił. Wiedziałem, że coś w sobie jeszcze dusi.

- Czemu go zabiłeś?

- Jedź do tego pieprzonego domu! Twój samochód stoi przed budynkiem! - rzucił we mnie kluczami.

- Ale...

- JEDŹ, ZANIM SIĘ ROZMYŚLĘ! - złapał mnie szybko za kołnierz, ale puścił go równie szybko. - Masz ustawioną nawigację w aucie...

Podniosłem się z betonu i otrzepałem swoje ubrania, cały czas patrząc na załamanego faceta. Zacząłem stawiać wolne, małe kroki, nie spuszczając z niego wzroku. Zmierzałem w stronę dużego wyjścia z jakiegoś starego budynku i wtedy stało się coś niebywałego.

- Zabiłem go, bo nie wybaczyłbym sobie, gdyby twoja córka wychowywała się bez ojca. - stanąłem i przysłuchiwałem się temu co mówił. - Pewnych rzeczy nie życzy się nawet swoim największym wrogom...

Odkręciłem się w stronę drzwi, z których przed chwilą wyszedłem. Mężczyzna przyłożył sobie pistolet do skroni.

- Nie życzyłbym ci, żeby twoje dziecko przychodziło w swoje urodziny na grób ojca!

Poszedł kolejny strzał. Trzeci, który dzisiaj usłyszałem. Na białej ścianie rozpryskała się idealnie czerwona krew.

- Prawie się rozpłakałem. - parsknąłem śmiechem i jak gdyby nigdy nic, wsiadłem w swój samochód. - Ja bym tobie tego życzył..."

Stałem na balkonie i kończyłem palić papierosa. Wsłuchiwałem się w dźwięki nocnych owadów. Uśmiechnąłem się sam do siebie, gdy wspominałem sobie tą historię. Dzisiaj mija od niej dokładnie rok... Ale to nie jest ważne. Najważniejsze jest to, że moja cudowna córeczka skończyła roczek, jest zdrowa i rośnie jak na drożdżach.

- Śpi? - zapytałem cicho, gdy poczułem, jak Maia przytula się do moich pleców.

- Mhm... - mruknęła zmęczona.

- Ale chyba nie zamierzasz iść teraz spać? - odkręciłem się w stronę szatynki, która posłała mi dziwne spojrzenie. - No co? Rodzice chyba też muszą świętować pierwsze urodziny dziecka?

Maia zrozumiała o co mi chodzi i zaczęła się rumienić. Dobrze znała ten mój podstępny uśmieszek.

Wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem ją do sypialni. Położyłem ją na łóżku i wskoczyłem pomiędzy jej nogi.

- To co? - całowałem zachłannie jej szyję. - Jak za dawnych czasów, czy cicho, żeby nie obudzić Małej?

- Właściwie... to ja nie mogę. - odepchnęła mnie, a ja niepocieszony, patrzyłem na nią smutno.

- Czemu? Okres? Zawsze, kiedy mam na ciebie ochotę... - przeczesałem dłonią roztrzepane włosy.

- Nie. - odpowiedziała krótko.

Mimowolnie na jej twarz wkradł się uśmiech.

- No nie! - oczy zaświeciły mi się jak złote monety. - Jesteś w ciąży?!

Maia pokiwała delikatnie głową.

- To już pewne? Który tydzień? - nie mogłem przestać się zachwycać.

- Nie wiem, nie byłam jeszcze u lekarza, ale robiłam w ciągu dwóch tygodni kilka testów i wszystkie wyszły pozytywne.

- Cholera, będziemy mieli drugie dziecko! - rzuciłem się na szatynkę z pocałunkami, ale niestety przerwała nam Zoe, która obudziła się z płaczem.

- Co tutaj za wrzaski słychać? - do pokoju wszedł ojciec Mai.

- Mówisz o Zoe, czy o Justinie? - śmiała się moja ukochana, bujając nasz skarb na rękach.

- Nie powinnaś jej nosić! - przypomniało mi się wyznanie dziewczyny sprzed kilku minut.

- Co się tutaj dzieje? - dopytywał zdezorientowany mężczyzna.

Spojrzałem porozumiewawczo w stronę Mai, która dotknęła swojego brzucha.

- Justin... Czasami powinieneś wydać kilka dolców na zapas gumek...

~~~

Po ponad pół roku od zakończenia w tak okrutny sposób tego fanfiction, postanowiłam zaspokoić waszą ciekawość i napisałam epilog, o który tak bardzo mnie błagaliście. Tak oto właśnie wyobraziłam sobie zakończenie tej całej historii.

Jeśli jednak nadal wam mało, to zapraszam gorąco na moje drugie fanfiction - [UN]FRIENDLY GAME!

Dziękuję wam bardzo za to, że cały czas "Time's Up" przybywają wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Nigdy nie pomyślałabym, że łącznie uzbieram kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń! Jestem wam wdzięczna za wszystko. Jeszcze raz z całego serca dziękuję i mam nadzieję, że ta liczba będzie jeszcze rosnąć!

Time's UpWhere stories live. Discover now