Seventeen ~ "Fucking slut!"

2.3K 155 5
                                    

Obudziłam się jako pierwsza. Rodzice odsypiali wczorajsze wesele, a ja prawie wcale nie mogłam spać. Myślałam cały czas o tym co zrobiłam z Justinem. Bałam się, że zrobiłam źle.
Zastanawiałam się, czy tata ma mi to za złe. Jego zawsze ułożona córka poszła do łóżka z praktycznie nowo-poznanym chłopakiem. Klęknęłam przy łóżku i powiedziałam w myślach krótką regułkę jednej z modlitw, po której spojrzałam na zdjęcie z tatą wiszące na ścianie. On ubrany w mundur, a ja, malutka, kilkuletnia dziewczynka w kolorowej sukience na jego rękach.

- Przepraszam tato... nie tak mnie wychowałeś. Nie myślałam o tym co robię. - wyszeptałam roniąc kilka łez. - Nie chciałam cię zawieść. - dodałam łamiącym głosem.

Czułam się coraz gorzej, nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że znajomość z Justinem może być ulotna. Straciłam dziewictwo z chłopakiem poznanym w internecie, z chłopakiem, o którym, pozornie tylko, wiele wiedziałam.
Podeszłam do lustra i popatrzyłam dokładnie na malinki na szyi. Wiedziałam, że to nie były jedyne pamiątki po wczorajszej nocy. Na prawej piersi miałam mały odcisk po zębach, a na lewym biodrze siniaki. Stałam w samej bieliźnie i przyglądałam się swoim "bliznom", gdy do pokoju zajrzał Josh. Pojawił się jakby znikąd. Przestraszona zakryłam się koszulką od moich piżam, ale nie była to dobra ochrona.

- No pokaż się dziwko. - burknął, patrząc na mnie ostrym spojrzeniem.

- Nie nazywaj mnie tak! - zaprotestowałam szybko jego pochopnym wyzwiskom.

- Kto cię wczoraj tak urządził? Huh, pochwal się! To ten dzieciak, z którym tańczyłaś? A może o kimś jeszcze nie wiem? - zaśmiał się szyderczo, podchodząc coraz to bliżej mnie.

- Zostaw mnie. - wycofywałam się z każdym jego krokiem w moją stronę.

- No nie bądź taka nieśmiała, kto cię wczoraj pieprzył? - zaczynałam się bać, jego wyraz twarzy mówił, że chce mi coś zrobić.

- Nikt! Daj mi spokój. - poczułam za sobą parapet, nie miałam już się gdzie ruszyć.

- Chyba nie obudzisz teraz zmęczonej mamy, co? - podszedł do mnie zakrywając dłonią usta.

Ojczym przyciągnął mnie blisko siebie i zaczął nachylać się nad moją szyją.

- Może mi też się oddasz? Skoro znalazłaś już sobie taką pracę, to tatusiowi też możesz ulżyć... - zaczęłam cicho łkać.

Nigdy nie widziałam Josha w takim stanie, nie mogłabym nigdy pomyśleć nawet, że tak się zachowuje.

- Ogarnij się dziecko, za kilka dni zaczynasz szkołę! To nie jest czas na wielkie miłości z gówniarzami! Nie spierdol sobie życia! - popchnął mnie mocno brzuchem na łóżko i wyszedł.

Zaczęłam płakać panicznie tłumiąc dźwięk wydobywający się z moich ust w pościel.
Wszystko zaczęło się tak dobrze, a teraz czuję pierdolone poczucie winy. Czy to źle, że się zakochałam? Że poszłam o krok dalej w miłości? Może o krok za daleko...

JUSTIN

Było dość wcześnie rano. Obudziłem się na łóżku, na którym jakiś czas temu leżałem z Maią. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Chciałbym, aby była tutaj nadal, żeby mogła mnie teraz mocno przytulić i powiedzieć swoje słodkie "kocham cię". Zawsze, gdy to mówiła na moim sercu rozlewało się przyjemne ciepełko.

Wyszedłem na balkon z paczką papierosów i zapalniczką. Stojąc w samych dresowych szortach patrzyłem na piękny widok, który miałem przed sobą. Nowy Jork, wysokie budynki, a za nimi wschodzące słońce.
Zaciągnąłem się dymem z papierosa, po chwili wypuszczając go powoli z płuc.
Oparłem się o balustradę i relaksowałem się, gdy nagle wszystko przerwała mama, wchodząca szybkim krokiem do mojego pokoju.

- Co? - zapytałem odkręcając się powoli do zirytowanej kobiety, stojącej w drzwiach balkonu, podpierającej się pod boki.

- Przestań palić! - powiedziała krótko.

- Dobra, dobra, ale czego ode mnie chcesz?

- Lucy mówiła, że kogoś wczoraj tutaj przyprowadziłeś... powiedziałam ci przecież, żebyś przestał umawiać się z dziwkami! Jeszcze w trakcie wesela! Nie spodziewałabym się tego po tobie...

- Po pierwsze, co cię interesuje z kim się spotykam, a po drugie - ani mi się waż nazwać Maię dziwką! - zdenerwowany zgasiłem końcówkę papierosa o parapet.

- Kim jest ta Maia, że tak bardzo namieszała ci w głowie? - zapytała, śmiejąc się.

- To nie istotne, mam w dupie co sądzisz o mojej dziewczynie, ważne, że ją kurwa kocham! - minąłem matkę i ruszyłem w stronę szafy, żeby wybrać ubrania na dzisiejszy dzień.

- Język, Justin! - upomniała mnie, podążając za mną.

- Nie ważne... - przewróciłem oczami rzucając na łóżko zwykłą, czarną bluzę i przetarte jeansy.

- Pytam się poważnie. Jest ona chociaż z jakieś bogatej rodziny?

Wybuchnąłem głupim śmiechem. Popatrzyłem na zdezorientowaną mamę, która nie zrozumiała chyba mojego przekazu.

- Czy wszystko musi wiązać się z pieniędzmi?! - podniosłem ton głosu wkurzony jej żałosną gadką. - Jej uwarunkowanie finansowe mnie szczerze jebie! Interesuje mnie jej charakter, nie portfel.

- Zgłupiałeś już kompletnie!

- Nie! To wy zgłupieliście. Kiedy do was dotrze, że Benjamin Franklin* to nie wszystko!

- Nie chcę, żebyś później miał z nią kłopoty. - westchnęła znowu grając kochającą mamusię.

~~~

Mój laptop zepsuł się na amen i jedynym miejscem gdzie mogę pisać rozdziały to stacjonarny komputer, który dzielę z siostrą. Zastanawiam się nad dodawaniem jednego rozdziału tygodniowo, bo obawiam się, że za jakiś czas już po prostu się nie wyrobię.

Czekam na wasze komentarze i gwiazdki!

*Postać znajdująca się na banknocie o nominale 100$.


Time's UpWhere stories live. Discover now