Rozdział III

2.6K 117 15
                                    

Odwracam się w bok i cudem unikam ciosu. Szybko wstaję z ziemi i czekam na kolejny atak. Myśl dziewczyno, myśl jak tu pokonać tak wielkiego i silnego przeciwnika. Nie mam pod ręką żadnej bromi, nic co mogłoby mi się przydać. Walka w ręcz nie ma sensu, przeciwnik jest o wiele potężniejszy ode mnie. Wpaniale, wszystko to co umiem z zajęć szkoleniowych w Instytucie na nic się zda.

Kiedy kobieta próbuję znowu mnie uderzyć staram uniknąć się jej pięści. Jednak czuję kolejne źródło bólu, tym razem mój brzuch. Nie mogę upaść, to oznaczałoby mój koniec.

Odskakuję w bok i czekam na ruch przeciwnika. Dziewczyna marszczy gniewie brwi i kieruje swoją pięść tym razem w kierunku mojej twarzy. Szybko gzinam kolana i rzucam się do przodu. Przechodzę między nogami ciemnowłosej i wstaję.

Przeciwnik odwraca się w moją stronę, jednak ja jestem przygotowana na to. Wymierzam na miarę moich umiejętności silny cios prosto w jej szczękę. Jednak ona tylko kwaśno się uśmiecha.

Niedobrze, biegnij dziewczyno, nie stój w miejscu. Krzyczę do siebie w myślach i kieruję się w stronę trybun, a mój napastnik za mną. Trybuny umieszczone są za wysoko, nie doskocze do rusztowania, aby się podciągnąć.

Zatrzymuję się jednak pod ścianą. Mój przeciwnik jest masywny, muszę wykorzystać jej słabość. Odwracam się i czuję pociągnięcie za koszulę. Upadam na ziemię, a kobieta uderza prawą pięścią w kierunku mojej twarzy. Unikam ciosu, lecz po nim następuje kolejny lewą ręką

Świetnie, teraz jestem w potrzasku. Ciemnowłosa uśmiecha się do mnie tryumfalnie. Jednak ja mam jeszcze asa w rękawie. Podkurczam nogi i uderzam nimi w brzuch przeciwnika. Dziewczyna na to nie reaguje, jednak ja dzięki temu odpycham się i wydostaje z pułapki.

Wstaję szybko i wymierzam kopniaka w twarz dziewczyny. To powoduje że upada, a ja bez zastanowienia wspinam się na jej plecy i staram się podskoczyć do rusztowania. Jeden dobry chwyt i wiszę na rurze. Kiedy mój przeciwnik wstaję, podkurczam nogi i odchylam się do tyłu, potem do przodu, Puszczam drążek, prostuję nogi i trafiam prosto w klatkę piersiową napastnika. Upada, a ja na niego.

Krzyki i wrzaski ustają, w całej sali zapada grobowca cisza, którą przerywa odgłos kroków na trybunach, wszyscy rozchodzą się. Siedzę na dziewczynie i patrze na jej nieprzytomny wyraz twarzy. Biorę kilka głębszych wdechów i wydechów, zamykam oczy.

Mój spokój przerywa jednak dłoń na moim ramieniu. Otwieram oczy i widzę szatyna, który się do mnie uśmiecha. O nie, tak nie będziemy się bawić. Wyciągam w jego stronę dłoń, aby pomógł mi wstać. On ją łapie i czuję jak ciągnie mnie w swoją stronę. Jednak ja nie jestem bierna, przyciągam go i wolną ręką wyprowadzam cios w jego brzuch.

- Jesteście nienormalni. To ma być test? Ona mogła mnie zabić!

Krzyczę, a on patrzy na mnie zdezorientowanym wzrokiem i trzyma się za brzuch. Kręcę głową i odwracam się do niego plecami. Jednak nie dane jest mi przejść, ani kroka, bo znajduję się w stalowym uścisku.

- Dałaś radę. A oni myśleli, że nie przetrwasz tych pięciu ustalonych minut, a ty położyłaś ją na łopatkach.

- Dzięki Luna.

Stoję jak słup soli, nie mogąc się ruszyć. Bycie przytulnym to dziwne uczucie, nie zbyt przyjemne jak dla mnie. Będę musiała się do tego przyzwyczaić, skoro jest to sposób ma gratulowanie tutaj. Dziewczyna puszcza mnie i posyła uśmiech. Staram się go odwzajemnić, ale chyba mi nie wychodzi.

Podchodzi do nas szatyn a za nim idzie przywódca. Momentalnie czuję jak moje dłonie zaczynają się pocić. Adrenalina po walce właśnie ze mnie uszła.

Project Constellation |Release|Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang